Artykuły

Wiedeńska poezja

Rozmawiamy z André Ochodlo i Adamem Żuchowskim, autorami André Ochodlo & The JAZZISH Quintet, najnowszej premiery w teatrze Atelier. Usłyszymy w nim utwory poetów, którzy tworzyli w Wiedniu w latach 20. XX wieku.

Agata Kirol: Dlaczego nie śpiewa Pan własnej poezji?

André Ochodlo: - Nie jestem poetą. Śpiewam poezję, która w jakimś stopniu we mnie przetrwała dłużej i zacząłem te przeczytane kiedyś słowa nosić w sobie. Wykonuję utwory warte szczególnego zainteresowania, dlatego że one nie tylko zachwycają brzmieniem słów, ale również niosą ze sobą jakieś pilne przesłanie. To, czym się zajmuję, nie przynosi mi zysku, ale dzięki temu zajęciu mogę nazwać się człowiekiem szczęśliwym.

Proszę opowiedzieć, w jaki sposób odnalazł Pan wiersze, które weszły w skład premierowego recitalu?

André Ochodlo: Podczas Roku Polskiego w Wiedniu prezentowaliśmy w Muzeum Żydowskim "My Blue", koncert pieśni i ballad Icyka Mangera. Niedaleko muzeum, na tej samej ulicy, znaleźliśmy malutką księgarenkę. Spośród wielu książek w moje ręce trafiło wydanie wierszy wiedeńskich poetów, piszących w jidysz w latach 20. ubiegłego stulecia. Tłumaczką tej niezwykłej poezji na język niemiecki była Gabriele Kohlbauer-Fritz, do której zwróciłem się z prośbą o przetłumaczenie innych tekstów.

Dlaczego wybrał Pan do recitalu tylko trzynaście piosenek, co zdecydowało o takim wyborze?

André Ochodlo: Schmul Jacob Imber, Dovid Kenigsberg, Melech Chmelnitzki i Mosche Lejb Halpern - wymieniam autorów, którzy żyjąc już w Wiedniu, z daleka od rodzinnej Galicji, wyodrębnili się i stworzyli w latach 20. XX wieku grupę poetycką. Program recitalu otworzy pieśń do wiersza Melecha Rawitscha "Bez nazwy" i razem z utworem Mosche Lejb Halperna "Z powrotem do domu" stanowi klamrę dla spektaklu. Rawitsch uwiódł mnie swoim doświadczeniem poezji, dochodzeniem do prawdy o zastanej rzeczywistości w wielkim i zepsutym mieście. To, co ważne i prawdziwe, pozostało dla autora tego wiersza właśnie w poezji, on w poezji odnalazł siebie.

Poezja dawała tym twórcom ulgę, schronienie...

André Ochodlo: Tak, ona ocalała od miasta, w którym ci poeci-wygańcy widzieli dzikie monstrum i truciznę. W ich wierszach dominuje pesymizm, często poruszany jest temat śmierci. Pojawiają się sceny, gdzie śmierć przypływa na falach i wciąga, by przynieść ulgę i dać nadzieję. W jednym z utworów śmierć znajduje się w burdelu, gdzie kusi i jednocześnie staje się najgorszą ohydą. To, że w poezji tych autorów dominują rzeczy ostateczne, tłumaczy ich stan - samotność i tęsknota za domem.

W naszej rozmowie dominuje pesymizm, a znajdujemy się przecież na pięknej sopockiej plaży...

André Ochodlo: Tak, to jest pesymizm, ale poezja ratuje od niego człowieka. A że rozmawiamy o tym na plaży, to nie ma znaczenia. Poczułem się odpowiedzialny za twórczość tych nieżyjących już od stu lat poetów. I zresztą nie tylko ja, bo współautorem recitalu jest Marek Czerniewicz, autor muzyki i aranżacji. Muzyka Czerniewicza w wykonaniu wiedeńskich instrumentalistów jazzowych gra w programie główną rolę, nadała tym tekstom zupełnie nowych wartości. Marek Czerniewicz ponownie udowodnił, że znaczy wiele jako kompozytor, czuły na poezję. Więcej o muzyce niech opowie kierownik muzyczny recitalu.

Adam Żuchowski: André zaśpiewa poezję, której wysublimowanie i autentyzm możliwe są dzięki prostocie jej formy. Niełatwo było stworzyć do tych tekstów stosowny podkład. Czerniewicz wpadł na doskonały pomysł zaczerpnięcia ze źródeł muzyki wiedeńskiej. Do jednego z utworów w oparciu o utwory Schuberta z wyczuciem prawdziwego interpretatora poezji skomponował muzykę, w której kadencje i kulminacje współgrają z wymową fraz i tekstu.

W koncercie zagrają wiedeńscy muzycy. Jak się udało namówić ich do udziału w tym przedsięwzięciu?

Adam Żuchowski: W jednym z najlepszych klubów jazzowych w Europie - Porgy&The Bess poznaliśmy zespół instrumentalistów, którzy zgodzili się z nami zagrać. Wśród nich znalazł się Gerald Preinfalk, muzyk światowej sławy, grający na saksofonie i klarnecie. Nie sądziliśmy, że tych wspaniałych muzyków, nie tylko jazzowych, bo wszyscy mają za sobą dokonania klasyczne, tak łatwo będzie przekonać do naszego projektu. Udało się.

André Ochodlo: Nasza scena oddaje publiczności Sopotu muzyczną perełkę. "Moje dni" z muzyką Marka Czerniewicza znajdą się na płycie i w ten sposób dotrą do szerszego audytorium, ale przedtem zobaczy je widownia naszego teatru.

Teatr Atelier im. Agnieszki Osieckiej w Sopocie (al. Mamuszki 2). "Mayne Teg" André Ochodlo & The JAZZISH Quintet. Przedpremierowy spektakl dziś o godz. 19.30, kolejne: wt., śr., pt.. Premiera 23 lipca o godz. 19.30. Bilety: 37 zł

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji