Artykuły

Dyskoteka w krzakach

Wszystko przez Oberona. Ma on emocjonalną sprawę z Tytanią, która właśnie upatrzyła sobie młodziutkiego chłopca. Oberon dorabia do zazdrości ideologię. Z namaszczeniem i patosem z innej zgoła sztuki recytuje na początku przedstawienia i parę razy później również wiersz Zbigniewa Herberta o cudzie lasu. Arkadii leśnej jednak nie ma. Jest dyskoteka w krzakach.

Oberon w interpretacji Artura Steranko przypomina przywódcę dyskotekowej bandy. Długi, skórzany płaszcz, buty militarne. Również Puk (Stanisław Krauze), którym Oberon się wyręcza nie przypomina leśnego psotnika z innej epoki. Jest dyskotekowym chłopakiem w swetrze. Uciekają do lasu i wciągają tam innych, ale zamiast arkadii mamy zgiełk młodzieżowej zabawy.

Scenograf Bogusław Cichocki wyciął sporo gałęzi, żeby zawiesić je nad sceną i stworzyć mroczny nastrój. Pierwsze kroki reżysera Jacka Andruckiego i jego współpracowników (choreografia Przemysław Śliwa, muzyka Bolesław Rawski) wskazały dalszy ciąg postępowania. Miłosne zamiary i zauroczenia mają wymiar współczesny, młodzieżowy. Szybko, bez hamulców, głośno, rytmicznie.

Dwie piękne i młode, czyli Hermia (Janina Szczerbowska) i Helena (Alicja Szymankiewicz) wpadają w konwencję. Ich kłótnia i bijatyka na leżąco nie śniła się chyba Szekspirowi, natomiast pasuje jak ulał do zadymy po lub w trakcie dyskoteki. Oberon i Puk z rozbawieniem i satysfakcją obserwują konflikty młodych dam i ich partnerów (Lizander - Mirosław Zbonik, Demetriusz - Janusz Kulik).

Tytania (Joanna Fertacz) ciągnie za sobą gromadę młodych ludzi. U Szekspira mają to być elfy. Na scenie jest młodzież współczesna, w cywilu, na dyskotece. Wpadają na scenę w rytm młodzieżowej muzyki. Tańczą tak jak dzisiaj tańczy młodzież.

Wszystko podszyte jest zmysłowością i erotyką. "Sen..." już czytano i inscenizowano w ten sposób. Jan Kott w obszernej rozprawie dopatrzył się w każdym słowie, w każdym znaku motywacji erotycznej. Spodek (Jarosław Borodziuk) zamieniony w osła obnosi na scenie swój witalizm. Młode elfy płci żeńskiej (bo są również elfy męskie!) ocierają się lubieżnie o symbol zmysłów, a potem gotowego do akcji miłosnej Spodka niosą na odludzie do Tytanii.

Taki jest w połowie "Sen..." olsztyński roku 1991. Czytany i pokazywany jako przejaw wolnego, swobodnego życia. Las jest miejscem, które pozwala realizować taki model życia. Ale to przecież dopiero połowa "Snu...". Jest jeszcze dwór królewski, jest środowisko rzemieślników, zajętych zabawą w teatr.

Jak to wszystko połączyć, znaleźć punkty styczne, wyważyć sens, może jakieś przesłanie? Bez pomysłu na "Sen nocy letniej" lepiej się nie brać za tę sztukę - mówi doświadczony aktor. "Hamleta" można grać jeśli ma się młodego zdolnego, który wyjdzie do publiczności i pociągnie cały ciężar na swoich barkach. "Sen nocy letniej" wymaga inscenizacji.

Jacek Andrucki idzie w stronę inscenizacji wielkiego widowiska. Może nawet chwilami ponosi go wyobraźnia i pomysłowość. Chce więcej niż zawarte w tekście. Z komedii mającej w tytule sugestię o śnie robi przedstawienie o egzystencji, czasami ciężkie i duszne.

Na szczęście komediowość litworu przebija się przez ciężką otoczkę. Widzowie kilkakrotnie śmieją się z przygód bohaterów utworu. Bo "Sen..." daje powody do śmiechu. Psotny Puk swoją niezręcznością wprowadził tyle zamieszania! Ale potem wszystko naprawił. Bo śniliśmy piękną bajkę. Tylko we śnie można tak lekko, bez konsekwencji naprawiać błędy. W życiu bywa trudniej.

Przedstawienie olsztyńskie idzie drogą przewrotną. Zmysłowy świat ukryty w azylu leśnym potraktowany jest serio. Reszta żartobliwie, jako przejaw sztuczności lub naiwności.

Sztuczny jest dwór (Tezeusz - Władysław Jeżewski, Hipolita - Irena Telesz) ze swoim ceremoniałem, z pewną nawet groteskowoscią, odnoszący się z wyższością, i omnipotencją do wszystkiego wokół.

Natomiast naiwnie, ale w sposób dobroduszny jest ukazane środowisko rzemieślników, roboli w ciężkich buciorach zajmujących się zabawą w teatr.

Takie teraz życie? Dwory i rządy są sztuczne, zadufane w swoją wielkość? Ludziom pracy pozostają starocie dawnych zabaw? Tylko młodość i witalizm wie naprawdę o co chodzi? Tylko zmysły wyznaczają kierunek?

Takie wątpliwości wzbudza spektakl. Dyrekcja Zbigniewa Marka Hassa realizuje swoją wizję teatru - wielkich widowisk totalnych, bogatych, wystawnych, z muzyką, z tańcami. Można tak! Czy tylko tak?

W olsztyńskim "Śnie..." wiele momentów sprzecznych, nierównych. Momentami żenujących, to znów zaskakujących świeżością. Dzieci i młodzież w charakterze protezy wspierającej rutyniarskie aktorstwo. Kilka celnych ripost Tezeusza i Hipolity. Naprawdę zabawny Spodek-osioł w kreacji Jarosława Borodziuka. Dobry Puk Stanisława Krauze. Cała gromada rzemieślników - pewniak w tej sztuce (Duda - Cezary Ilczyna, Ryjek - Stefan Burczyk, Zdechlak - Stefan Kąkol, Pigwa - Jerzy Lipnicki, Spój - Ryszard Machowski). Szczególnie Spój - lew! Skrępowani dworskimi strojami Egeusz

- Piotr Szaliński i Filostrates - Ferdynand Załuski.

Sztuczność walczy co krok z żywą materią. Podział przenosi się na drugą stronę rampy. To wstawanie publiczności, nowa forma klakierstwa! To zwoływanie się artystów! Licytacja z bukietami kwiatów! Po prostu teatr. Po prostu sen. Z małej litery.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji