Artykuły

Pieczenie w skansenie

Reżyserka nie tylko zna, ale też przeanalizowała zachodnie tradycje i wybrała z nich to, co według niej najatrakcyjniejsze - o teatrze Honoraty Mierzejewskiej-Mikoszy oraz o spektaklu "Smakułyki" Teatru Poddańczego prezentowanym na scenie Olsztyńskiego Teatru Lalek pisze Justyna Czarnota z Nowej Siły Krytycznej.

Teatr Poddańczy, rozpoznawalny przez rodziców dzięki prezentowanemu wielokrotnie i w różnych miastach przedstawieniu "W szufladzie" (obecnie w repertuarze Teatrze Małego Widza w Warszawie), przygotował nowy spektakl - "Smakułyki". Premiera odbyła się na początku sierpnia na Kameralnej Scenie Olsztyńskiego Teatru Lalek. Na razie nie znane są terminy kolejnych pokazów. Szkoda - bo to fajne przedstawienie, ciekawy przykład realizacji nurtu inicjacyjnego, z pewnością najbardziej sensoryczny spektakl ostatnich miesięcy.

Niewielu jest w Polsce twórców teatru lalkowego, którzy są naprawdę zafascynowani teatrem dla najnajmłodszych. Owszem, w kolejnych teatrach lalkowych budowana jest oferta dla dzieciaków między pierwszym a piątym rokiem życia, jednak wśród realizatorów tych przedsięwzięć trudno znaleźć pasjonata, chcącego się poświęcić tego typu twórczości. Decyzje o przygotowaniu spektaklu inicjacyjnego wydają się spowodowane potrzebą chwili - bo teatr najnajowy staje się po prostu modny, a zapotrzebowanie na kolejne przedstawienia jest ogromne. Ktoś przecież musi je przygotowywać. Rzadko zdarza się, by w teatrze instytucjonalnym pojawiały się naprawdę ciekawe propozycje, wchodzące w dialog z tradycją teatru najnajowego, już od dobrych kilkunastu lat bardzo popularnego na Zachodzie, a w Polsce znanego przede wszystkim dzięki Centrum Sztuki Dziecka. Do chlubnych wyjątków należy "Śpij" Teatru Baj w Warszawie - tu jednak za reżyserię odpowiedzialna była Alicja Morawska-Rubczak - do tej pory znana głównie jako badaczka teatru dla dzieci, w szczególności tych najmłodszych. Interesującą estetycznie propozycję przedstawili także Janka Jankowska-Maśląkowska i Tomasz Maśląkowski we Wrocławskim Teatrze Lalek. "Podłogowo" składa się z luźno powiązanych ze sobą scen, pełne jest ruchu i dźwięku, nie opowiada żadnej historii. Powstało w ramach Sceny Inicjatyw Aktorskich. To znaczące, szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że na zamówienie dyrekcji w tym samym czasie przygotowano przeniesienie "Afrykańskiej przygody" - spektaklu dla najnajmłodszych z Teatru Lalek Pleciuga w Szczecinie, który opowiada o śnie małego Adasia o podróży po Afryce. Choć na Pomorzu realizacja otrzymała tytuł najlepszego spektaklu sezonu (plebiscyt Bursztynowy Pierścień), wrocławską wersję bezlitośnie oceniła Magda Piekarska, wytykając ikeowską estetykę, infantylność, płytkie i bezrefleksyjne zastosowanie wiedzy o psychologii dziecka. Moim zdaniem tę opinię można odnieść do wielu spektakli tego nurtu. Nie ukrywam, że ucieszyłam się, czytając surowe słowa recenzentki, bo to znak, że skończyła się era przyklaskiwania wszystkim inicjatywom teatralnym skierowanym do malutkich dzieci. Powstało wiele realizacji dla najnajów w teatrach instytucjonalnych - by wymienić te bardziej popularne: w Pleciudze we wrześniu będzie miał premierę trzeci spektakl tego typu - wszystkie wymyślili i wyreżyserowali aktorzy teatru; podobnie rzecz ma się w Białymstoku; w Teatrze Dzieci Zagłębia w Będzinie "Bajkę-Zjajkę" opartą na swoim tekście przygotował Maciej Dużyński. Właściwie wszystkie łączy wykorzystanie techniki lalkowej, opieranie się na słowie, używanie zdecydowanych kolorów, miękkich materiałów. Najczęściej to po prostu delikatniejsze wersje teatru dla starszych dzieci. Znane widzom wzorce adaptowane są dla nowego targetu z obowiązkowym uwzględnieniem praktyki zachodniej tradycji, czyli zabawą w scenografii po pokazie.

Dopiero widziana w takim kontekście działalność Honoraty Mierzejewskiej-Mikoszy nabiera szczególnego znaczenia. Artystka ma na swoim koncie cztery spektakle najnajowe: dwa zrealizowane na scenach teatrów instytucjonalnych, dwa wspólnie z Teatrem Poddańczym, co czyni ją - obok Teatru Atofri, wyrastającego jednak z zupełnie innej, bo muzycznej, tradycji - najważniejszą w Polsce realizatorką spektakli dla maluchów. Widać, że nie tylko zna, ale też przeanalizowała zachodnie tradycje i wybrała z nich to, co według niej najatrakcyjniejsze. Wypracowała rozpoznawalny styl, na którym wyraźne piętno odcisnęła edukacja lalkarska (Mierzejewska-Mikosza jest absolwentką aktorstwa i reżyserii białostockiej filii Akademii Teatralnej). Jej teatr to teatr formy, w którym warstwa słowna została ograniczona do minimum (choć artystka ma na swoim koncie eksperyment ze stosunkowo rozbudowanym tekstem - łódzkie "Pokolorowanki"). Najczęściej pojawiają się nazwy przedmiotów wykorzystywanych na scenie. Wyrazy stają się podstawą zabawy - wydobyta zostaje ukryta w nich muzyczność; dźwięk liczy się bardziej niż semantyka. Mierzejewska-Mikosza wierzy, że teatr inicjacyjny służy również zapoznaniu dziecka z teatralną umownością - stąd wyraźniejszy niż u innych twórców podział na scenę i widownię (pierwszy spektakl "W szufladzie" rozpoczynało wręcz narysowanie linii oddzielającej te dwa światy), brak zabaw animacyjnych na scenie po zakończeniu pokazu. Ta wiara ma również wpływ na aktorstwo. W spektaklach dla najnajów aktor najczęściej nie wciela się w żadną postać, ale występuje z pozycji półprywatnej: bardziej jest na scenie, niż gra. Mierzejewska-Mikosza stawia przed swoimi aktorami bardzo konkretne zadania, prowadzące do budowania postaci - to dorosły, któremu najbliżej może do gracza w kalambury (wszak w tym teatrze praktycznie nie ma tekstu), mającego w czytelny sposób przedstawić określoną sytuację.

Tematem "Smakułyków" jest pieczenie ciasteczek. Spektakl odtwarza cały proces - od sięgnięcia po książkę kucharską, po wyjęcie z pieca pachnących słodyczy. Przestawienie nie jest wcale abstrakcyjne, ale przeciwnie - całymi garściami czerpie z rzeczywistości. To historia dziewczyny (w tej roli po raz pierwszy występująca w reżyserowanej przez siebie produkcji Mierzejewska-Mikosza), która dopiero wkracza w świat kuchni. Ma dwie przewodniczki - doświadczone panie w wykrochmalonych na sztywno fartuchach. To one odpowiadają za pokazanie nowej, że pieczenie może być fajnym zajęciem. W kuchni pachnie cynamon, goździki i kakao. Widzowie mogę powąchać przyprawy, a nawet wziąć z pojemnika garść cukru - aktorki poruszają się między dziećmi, roztaczając przyjemne aromaty. Mają świetny kontakt z maluchami - potrafią utrzymać ich uwagę przez ponad pół godziny, a chętnych do dołączenia na scenę grzecznie, ale zdecydowanie, oddają w ramiona rodziców. Żadnego wdzięczenia się, tanich uśmiechów i czułych słówek. Na spektaklu, na którym byłam, na 40 dzieciaków jedynie jeden maluch nie wykazywał większego zainteresowania przedstawieniem.

Najbardziej chyba urokliwy jest moment, gdy z zagniecionego ciasta postaje bałwanek. Nad jego głową jedna z aktorek przesiewa mąkę, co daje złudzenie padającego śniegu. Ta scena nadaje przedstawieniu zimowy, a nawet świąteczny klimat, podkreślony jeszcze przez zakończenie: z piekarnika (zrobionego w typowy dla zabaw dziecięcych sposób, czyli pod zasłoniętym kotarkami stołem) aktorki wydobywają ciastka w kształcie gwiazdek i dzwonków.

Dobre realizacja dla najnajów charakteryzuje prostota. W tym spektaklu ma folklorystyczną nutkę. Akcja rozgrywa się w stylizowanej na rustykalną kuchni - białe zazdrostki, jasny kredens i wymalowane na nim koguty rodzicom przypomną wizytę u babci, ale dzieciom wydawać się mogą nieco egzotyczne. Sprzęty z wiejskiego domu tworzą jednak naturalne i przytulne otoczenie, a łyżki i dzbany wiszące i stojące na stole zostały wykorzystane do zbudowania warstwy muzycznej. Lekko przaśna stylizacja ma swój urok. Honorata Mierzejewska-Mikosza postawiła na folklor i udowodniła, że może być on atrakcyjny także dla najnajmłodszych widzów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji