Artykuły

Szekspir nasz codzienny

XVI Festiwal Szekspirowski w Gdańsku podsumowuje Jacek Cieślak w Rzeczpospolitej.

Z "Hamleta" czy "Burzy" zniknęła polityka. Na Festiwalu Szekspirowskim oglądaliśmy za to dramaty rodzinne.

W XX w. Szekspir był pretekstem do rozmowy o strategiach zdobywania władzy i jej sprawowania. Gdy odtrąbiono koniec historii i nastały czasy postpolityki, głównym motywem inscenizacji szekspirowskich są relacje rodzinne. Chodzi więc o władzę, ale sprawowaną przez toksycznego ojca nad córką bądź brak miłości matki dla syna.

W "Ryszardzie III" Grzegorza Wiśniewskiego z Teatru im. Jaracza, nagrodzonym w Gdańsku Złotym Yorrickiem, najważniejsze są porachunki familijne.

- Zło rodzi się w rodzinie - mówi "Rz" Grzegorz Wiśniewski. - Wiele razy do tego wracałem, na przykład w "Przed odejściem w stan spoczynku" czy "Zmierzchu bogów". Żeby lepiej zrozumieć sytuację rodzinną Ryszarda, dodałem dwie sceny z "Henryka VI", które pozwalają naświetlić trudną relację między braćmi. To ona staje się katalizatorem rodzącej się w głównym bohaterze agresji. W tej perspektywie ważny wydaje się brak miłości ze strony matki.

Reżyserowi zależało, żeby Ryszard grany przez Marka Kałużyńskiego nie był komiksowy.

- Oczyściłem go ze wszystkich atrybutów fizycznego upośledzenia: kulejącej nóżki, chromej rączki, garbu - mówi. - Odsuwa to na drugi plan rozważania na temat zła: jak w człowieku kiełkuje, dlaczego jest bardzo fascynujące i niespodziewanie nas zagarnia.

Wiśniewski pracował nad adaptacją i inscenizacją kilkanaście miesięcy, a przymierzał się do spektaklu jeszcze dłużej:

- Szukałem odpowiedniego zespołu, "Ryszard III" łatwo może bowiem stać się popisem jednego aktora, wygłaszającego piękne monologi. Chciałem, żeby był portretem grupy, a nie benefisem próżnego artysty.

- Idealne warunki dla realizacji tak pojmowanego Ryszarda znalazłem w zespole łódzkiego Teatru im. Jaracza - mówi Grzegorz Wiśniewski. - Są tam świetne aktorki, które z bladych marionetek drugiego planu uczyniły pełnokrwiste portrety kobiet prowadzących równorzędną grę z mężczyznami. Aby pełniej wybrzmiała postać Lady Anny, dodałem scenę z "Księżny d'Amalfi" Webstera. Kondensując dramat Szekspira z dramaturgiem Kubą Roszkowskim, staraliśmy się uczynić pewne motywy wyrazistymi, ale równocześnie chcieliśmy pozostać wierni autorowi.

Także w "Hamlecie" Luca Percevala z Thalia Theater w Hamburgu głównym tematem są strategie i taktyki rodzinne. Ich skutkiem jest destrukcja w relacjach matka - syn, ojciec - córka. Dlatego głównym emblematem tragedii Hamleta jest korona, jaką wycinają z papieru dzieci. Perceval zdaje się mówić: gdy niszczy się marzenia o rodzinnym szczęściu - rozpada się cały świat.

Hamburski "Hamlet" był od kilku lat najbardziej w Polsce oczekiwanym zagranicznym spektaklem. Chciało go już zaprosić wiele festiwali, jednak na przeszkodzie stała ważąca 4,5 tony kolekcja 2 tysięcy hamletowskich kostiumów zawieszonych ponad sceną. Jak już pisaliśmy w "Rz", niewiele teatrów w kraju mogło podołać takiemu obciążeniu.

Z myślą o gdańskim wystawieniu scenografka Annette Kurz zastąpiła te kostiumy prostą szarą kurtyną - rozdartą jak Hamlet. Owo rozdarcie królewskiego syna jest głównym tematem Percevala, dlatego tytułową postać gra dwóch aktorów: zwalisty i stonowany Josef Ostendorf oraz niski, histeryczny Jorg Pohl. Ich sylwety scala w pierwszych scenach olbrzymi czarny sweter.

Schizofreniczny rozpad postaci jest jednak nieuchronny, a podział na dwie skrajnie różne osobowości Hamleta - umowny. Statyczny Ostendorf i nagi Pohl napędzają się wzajemnie, dryfując w stronę katastrofy: oto metafora ludzkiego losu i dojrzewania do śmierci.

Mamy też cztery Ofelie oraz Rosenkrantza i Gildensterna granego przez jednego aktora. Pomogła go wprowadzić na scenę parafraza szekspirowskiego tekstu dokonana przez Feriduna Zaimoglu i Gunthera Senkela.

Sens głównego monologu "Być albo nie być" jest przeniesiony do finału - zamiast oglądać pojedynek Hamleta z Laertesem, słuchamy litanii hamletycznych wątpliwości, która doprowadza do śmierci poprzez rozpad osobowości skuteczniej niż zatruta szpada.

Nie byłoby sukcesu spektaklu Percevala, gdyby nie improwizujący na żywo Jens Thomas. Współtworzy atmosferę oratorium muzycznego i lamentu nad tragedią Hamleta, którym może być każdy z nas.

"Burza" z Teatru Narodowego w Krajowej [na zdjęciu], w reżyserii słynnego rumuńskiego reżysera Silviu Purcarete, pokazuje starego Prospero, który odtwarza w teatrze pamięci relacje z nieżyjącą córką Mirandą. Gra ją Kaliban, potwór z wyspy, którą książę rządził niegdyś po tym, jak próbował go zamordować brat. Mamy dramatyczny portret wynaturzonych relacji rodzinnych.

Podobny wątek podjęła Maja Kleczewska w bydgoskiej "Burzy" z Teatru Polskiego. Reżyserka zerwała z bajkowym mitem o idealnym Prosperze, którego skrzywdził brat Antonio. Stworzyła spektakl o winie ojca wobec córki, dając portret zakompleksionego nieudacznika i domowego satrapy. Prosper zaraził Mirandę syndromem życia w oblężonej twierdzy, a Kalibana wychował na skretyniałego pasierba.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji