Artykuły

Mord w cieniu kiczu

"Makbet" w reż. Marcina Libera z Teatru Współczesnego w Szczecinie prezentowany na XVI Festiwalu Szekspirowskim w Gdańsku. Pisze Szymon Spichalski w serwisie Teatr dla Was.

Rozmach, z jakim przygotowano szczecińskiego ,,Makbeta" wskazywałby na jakąś superprodukcję. Monumentalna scenografia Mirka Kaczmarka obejmuje kilka elementów. Uwagę zwraca przede wszystkim ogromna makieta z obrazem Armaggedonu. W jęzorach ognia toną zniszczone bałkańskie bloki, pomnik Chrystusa ze Świebodzina, trzaskają pioruny, pojawiają się kruki. Sceneria taka może kojarzyć się z poetyką ,,Mad Maxa". Dodatkowo, z tyłu sceny, umieszczono cube, wewnątrz którego znajduje się masarnia. Jest ona miejscem, w którym działają wiedźmy oraz rozgrywają się sceny paru zabójstw. Kamera spogląda cały czas swoim obiektywem na wnętrze pomieszczenia z trzech perspektyw. To stwarza ciekawy punkt widzenia dla odbiorcy. Proscenium jest zastawione jedynie krzesłami i stołami.

Liber chce pokazać nam świat u swego kresu. Stąd zapewne wzięły się tak ostentacyjne symbole na szeroko rozpostartej makiecie. Ich kontrast dużo mówi o samym spektaklu. ,,Makbet" jest przedstawieniem bardzo nierównym, złożonym ze sprzeczności. Niestety, nie dają one szczecińskiej realizacji niezbędnej siły. Antynomie w sztuce powinny wywoływać jakieś emocje. W tym przypadku mamy raczej do czynienia z klasyczną postmodernistyczną (oksymoron?) inscenizacją, sięgającą po motywy już ograne.

Dramat Szekspira stracił przede wszystkim swoje wciągające tempo. Liberowi nie udaje się wtłoczyć schematu oryginalnej opowieści w ramy współczesne, co zdecydowało przecież o sukcesie ,,III Furii". Inna sprawa, że ten drugi spektakl powstał na podstawie zupełnie innych motywów i tekstów. W obu widowiskach występuje publicystyka. Tylko że w ,,Furiach" ma ona zaskakujące oblicze. Z kolei szczeciński ,,Makbet" opiera się na sloganach. Jego akcja ma miejsce w pewnym zmilitaryzowanym państwie. Aluzje do Afganistanu i Iraku są aż nadto widoczne. Generałowie Duncana noszą mundury moro. Wiedźmy mogą być ofiarami wojen partyzanckich zamordowanymi w salach przesłuchań Guantanamo lub Abu Ghraib. Może tak należy traktować znaczenie rzeźni w tle sceny? Jeśli doszukiwać się motywów działania czarownic (notabene młodych i sprawnych fizycznie), to może należy szukać ich w chęci dokonania zemsty.

Liber nie koloryzuje postronnych postaci dramatu. Dla niego każdy jest mordercą i szaleńcem. Zebranie króla z podwładnymi kończy się orgią. Zanim zasiądą do tej wspólnej narady, wejdą na scenę w szlafrokach i z napojami energetycznymi. Reżyser pokazuje Makbeta jako tego, który odwalił całą ,,brudną robotę" za swoich ziomków. Czy jest to próba usprawiedliwienia słynnego teatralnego zbrodniarza? Liber wprowadza tajemniczą postać - Tego Drugiego (Maciej Litkowski). Trudno określić, kim (czym?) on tak naprawdę jest. Wypowiada sporą część tekstu Makbeta za niego samego. Biały garnitur wskazuje na to, że Drugi to po prostu uśpiona ambicja, kompleksy. Niewykluczone, że nawet seksualne? Makbet jako jedyny nie bierze udziału w orgii. Twórcy chcą przerzucić część odpowiedzialności na Mefistofelesa? Wskazywałby na to fakt, że po śmierci Makbeta Drugi znajduje sobie nowego ,,nosiciela". Najprościej byłoby doszukiwać się w enigmatycznym eleganciku symbolu uśpionego zła tkwiącego we władzy.

Zastosowany pomysł sprawia, że pojawiają się niejednoznaczności. Z jednej strony zapewnia to pewną innowacyjność w ujęciu tematu. Z drugiej rozmywa się gdzieś cały dramatyzm ,,Makbeta". Kolejne sceny mają chyba uświadomić nam, jak bardzo zły jest świat. Niestety są to na ogół spostrzeżenia rodem z amerykańskiego filmu. Politycy kłamią, uczestniczą w bogatych imprezach, co prowadzi świat do zguby itd. Brakuje temu wszystkiemu powiewu groźby prawdziwej apokalipsy. Dlatego pełen perwersji i niuansów dramat Szekspira wybrzmiewa płytko i bez polotu.

W dużej mierze winni są temu aktorzy. Wiodąca para - Makbet (Grzegorz Młudzik) i jego żona (Beata Zygarlicka) nie wchodzą ze sobą w żadne głębsze interakcje. Trudno się dziwić, że umyka w ten sposób istota tego dramatu. Chłodne, sztuczne role obojga wykonawców nie oddają zawiłości relacji pierwowzorów. Ich dialogi bardziej przypominają deklamacje, niż starcia charakterów. Podobnie jest z resztą zespołu. Wyjątkiem jest Macduff Arkadiusza Buszki. Choć jego kreacja wydaje się skonstruowana z pewną dozą niedbałości czy nonszalancji, to przykuwa uwagę umiejętnymi przejściami z jednych stanów emocjonalnych w inne.

Znakiem grozy stają się ludzie w maskach bandy Jokera. Jedynie ich twarze są pozbawione charakterystycznego uśmiechu, jakby żarty się naprawdę skończyły. Niestety, i one nie wstrząsają. A zapewne powinny. Cały spektakl utkany jest z takich zabiegów, które mają w zamierzeniu dać do myślenia. Tylko skoro wyważa się otwarte drzwi, trudno się dziwić, że cały sztafaż nagle traci swoją moc oddziaływania.

Szczeciński ,,Makbet" jest kolejną próbą uwspółcześniania Szekspira. Skutek okazuje się przeciętny. Nieliczne zmiany w treści dramatu (m.in. romans Lady Makbet i Dunkana) niczego nie dodają do treści, są jedynie niepotrzebnymi uwspółcześnieniami. Szkoda, bo przedstawienie ogląda się całkiem dobrze. Zawiódł dobór środków wyrazu oraz brak wiary w inteligencję widza. Tym bardziej szkoda udanego finału, który mógł być klamrą dla udanego widowiska. Napis TOMORROW obwieszcza nadchodzącą bitwę między samozwańczym despotą a jego przeciwnikami. Nie widzimy batalii ani króla-mordercy. Słyszymy jedynie głosy aktorów grających oponentów Makbeta, którzy siedzą przy laptopach i na bieżąco zapisują, co mówią. Historię piszą wszak zwycięzcy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji