Artykuły

Dojrzałość zaczyna być w modzie

- Mimo przeciwieństw losu Elżbieta ciągle się podnosi i idzie dalej z godnością. I tak powinno być w prawdziwym życiu - mówi aktorka BARBARA BURSZTYNOWICZ o swojej bohaterce z "Klanu".

"Żyjmy dhiżej": Seriale są często krytykowane jako twory komercyjne. Ale pełnią też rolę edukacyjno-wychowawczą, zmieniając mentalność telewidzów. Dzięki "Klanowi" dowiedzieli się więcej o chorobach społecznie nieakceptowanych, np. o depresji, na którą była chora Pani bohaterka.

- W pewnym momencie życia spadło na nią zbyt wiele nieszczęść. Nie wytrzymała psychicznie, załamała się. Gdy zachorowała na depresję, zaczęłam otrzymywać listy od widzów dotkniętych tą chorobą. Były bardzo smutne, niekiedy wstrząsające, czasami pełne pretensji do świata o ignorancję i niewiedzę. Zdałam sobie wówczas sprawę, że sama niewiele wiem na temat objawów i leczenia depresji i jak ciężka jest to choroba. Chwała więc scenarzystom, że poruszyli ten temat. Teraz w serialu pojawił się wątek schizofrenii. Obawiałam się, że będzie to zbyt pobieżne potraktowanie tematu. Ale na szczęście wątek pogłębiono i wydaje się rzetelnie przedstawiany. Podoba mi się, że w "Klanie" broni się godności psychicznie chorych, że oswaja się widzów z chorobami, które ciągle są jednak tematem tabu.

Widzowie utożsamiają Panią przede wszystkim z "Klanem". Ale przecież gra Pani też w warszawskim teatrze Komedia w sztuce "Dziewczyny z kalendarza", o paniach w średnim wieku, które, aby wspomóc chorych na raka, pozują rozebrane do kalendarza. Jak widzowie reagują na ten spektakl?

- Świetnie! Bardzo nam kibicują! Są dla nas pełni uznania za odwagę. Jest taki moment w sztuce, kiedy każda z osobna, potem razem, pozujemy nago do zdjęć do kalendarza. Oczywiście ukrywając to i owo za rekwizytami. Na początku my, aktorki, buntowałyśmy się. Chciałyśmy w scenie pozowania grać w bieliźnie. Ale reżyser się sprzeciwił: "To będzie widać! Będziecie niewiarygodne! Musicie być naprawdę gołe za tymi rekwizytami!". Uległyśmy. Widownia zresztą dodaje nam otuchy i nagradza rzęsistymi oklaskami.

Razem z mężem Jackiem, aktorem, reżyserem i autorem tekstów, tworzycie państwo szczęśliwe małżeństwo. Pani przepis na udany związek?

- Jesteśmy razem już 38 lat. A przepis? Nie ma takiego. To był przypadek i szczęście, że trafiliśmy na siebie. Poznaliśmy się w szkole teatralnej. Nie rozstawaliśmy się właściwie nigdy. No, może raz. Tuż przed ślubem Jacek pojechał grać na prowincję, a ja kończyłam studia w Warszawie. To był taki chybotliwy czas, gdy mogło się nam nie udać. Ale to nauczyło nas, że stale trzeba o siebie zabiegać. I że związek na odległość rzadko się sprawdza. Potem rozstawaliśmy się tylko wtedy, gdy nasza córka Małgosia była mała i czasem ja z nią na krótko wyjeżdżałam, bo ktoś musiał zostać w domu z psem.

Wspólne zainteresowania są ważne?

- Bardzo. Mamy ich wiele: lubimy teatr, film, podróże, oboje jesteśmy artystami. Jacek czasami żartuje, że moje hobby to sprzątanie. To oczywiście nieprawda, choć przyznaję, że jestem porządnicka. Co nas różni? On jest pasjonatem polityki i sportu, ja trochę mniej, ale dzięki niemu wiem o polityce i sporcie sporo. Dużo rozmawiamy: o świecie, o teatrze, o podróżach, w ogóle o tym, co widzimy i słyszymy. Ja jestem egzaltowana, jeśli chodzi o dzielenie się-wrażeniami, np. na temat piękna przyrody. Jacek mniej. Bo wszystko, co piękne, nastraja go melancholijnie. A ja się pięknem głośno i radośnie zachwycam. Chłonę życie, nie umiem skupić się tyko na czymś jednym i długo kontemplować. Spojrzę w jedną stronę - coś mnie zachwyci. Spojrzę w drugą - o, tu jest jeszcze piękniej! Cały czas coś mnie pochłania, co powoduje czasami istny chaos w mojej głowie. I może dlatego jestem w życiu pedantyczna do przesady, jak twierdzi moja rodzina. Porządkuję rzeczy wokół, żeby nie odwracały mojej uwagi od tego, co naprawdę istotne.

Jest Pani kobietą w wieku dojrzałym. Jakie są złe i dobre strony tego etapu życia?

- Czasami dokucza mi kręgosłup. Ale wtedy ćwiczę i przechodzi. Dobrych stron jest o wiele więcej.

Na przykład: ja już nic nie muszę! Nie muszę wspinać się i udowadniać innym, że jestem dobra...

Wchodzę już na mniejsze góry i trochej wolniej, ale z równym zapałem. Mój zawód ciągle mnie fascynuje i chciałabym grać jak najdłużej. Na szczęście aktorki w moim wieku dostają jeszcze ciekawe propozycje. Wiek dojrzały i starość zaczynają widzów obchodzić. Nic dziwnego - jest nas, ludzi w pewnym wieku, coraz więcej. Reklamy, które ciągle jeszcze na razie kierowane są do młodych ludzi, będą musiały brać pod uwagę także starszych odbiorców. Tak samo będzie się działo ze sztukami teatralnymi, scenariuszami filmowymi. Gram w sztukach o dojrzałych kobietach - w "Dziewczynach z kalendarza" i w "Furiach" w teatrze Komedia. Widzowie wypełniają widownię po brzegi. To znaczy, że chcą nas oglądać. A my, bardzo już dorośli, umiemy dużo więcej. Otoczenie liczy się z naszym zdaniem. Skuteczniej mogę walczyć o swoje racje. Jestem bardziej asertywna. Bo choć uczyłam się tego przez całe życie, w młodości byłam bardzo nieśmiała. W życiu ważne jest, aby obok był drugi człowiek. To wspaniałe, że jesteśmy z mężem razem, że razem się starzejemy. Budzę się rano i widzę obok siebie siwą głowę. Znam jego zmarszczki, a on moje. Taka bliskość jest czymś budującym.

Co Pani robi, aby nie dawać się zniechęceniu i chorobom, które dopadają każdego z nas?

- W życiu nie ma permanentnego szczęścia. Czasami nam się wydaje, że to już koniec świata, że wszystko się wali. A to nieprawda. Następnego dnia budzimy się i mamy troszeczkę większy do tego dystans. Choć prawdą jest, że z wiekiem coraz trudniej jest mi go utrzymać. Bardzo wszystko analizuję, zwłaszcza moje reakcje wobec innych ludzi. Jestem osobą wymagającą i zdyscyplinowaną. Szczególnie w pracy oczekuję od siebie i innych dyscypliny. Mogę pożartować chwilkę, ale potem mówię: "Zabierajmy się do pracy, bo czas płynie!". Mój mąż uważa, że nie powinniśmy się tak śpieszyć. On, jeśli ma ochotę się położyć, to się kładzie, bo jego organizm się tego domaga. A ja kiedy się położę w ciągu dnia, natychmiast dopadają mnie myśli, że mam jeszcze tyle do zrobienia.

A jak Pani odpoczywa? Biernie czy w ruchu? W młodości często chodziła Pani po górach, jako śląska góralka urodzona w Bielsku Białej.

- Dużo chodzę. Uprawiamy z mężem nordic walking. Ciągle kocham góry - ilekroć jesteśmy w Bielsku Białej, robimy sobie górskie wycieczki. Przez wiele lat graliśmy razem z Jackiem w tenisa. Ale to dla mnie zbyt wyczerpujący sport. Nie lubię też tenisowej rywalizacji. Oboje zamieniliśmy tenisa na badmintona i gramy, ilekroć jesteśmy na naszej podwarszawskiej wsi, gdzie na leśnej działce mamy letni domek. Uwielbiam chodzić z mężem do pobliskiego lasu i na naszą ulubioną łąkę. Taki kontakt z przyrodą doskonale mnie odstresowuje. Odpoczywam tam. W wakacje zawsze stajemy wobec dylematu: działka czy wymarzone zagraniczne wakacje. Trudny wybór.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji