O "Parsifalu"
W ubiegłym tygodniu pisałem o legendzie św. Graala i o Parsifalu, który owo święte naczynie odnalazł i został królem strzegących je rycerzy. Pisałem to z okazji bliskich Świąt Wielkanocnych. Bo właśnie z tymi światami łączy się opowieść o Parsifalu i o uroczystym misterium muzyczno-scenicznym, jakie napisał o nim Ryszard Wagner. "Parsifal" Wagnera grany jest obecnie w Teatrze Wielkim w Warszawie, a przed trzema tygodniami oglądaliśmy w TV przeniesienie tego spektaklu z wagnerowskiego teatru w Bayreuth, w którym od prawie 120 lat odbywają się rokrocznie wielkie Festiwale Wagnerowskie.
*
Ryszard Wagner, zauroczony germańską mitologią i europejskim średniowieczem, nie po raz pierwszy wykorzystał motywy graalowskie na scenie. Przypomnijmy "Lohengrina", który jest przecież także jednym z tajemniczych rycerzy Graala. O Parsifalu myślał Wagner od dawna, ale poważnie zajął się nim dopiero wskutek namów Ludwika II, młodego i nieco zwariowanego (co prawda "szlachetnie zwariowanego"!) króla Bawarii rozmiłowanego w sztuce i... w budowaniu coraz to nowych, fantastycznie pięknych zamków, będących dziś jedną z wielkich atrakcji turystycznych Bawarii.
Ludwik II kochał zwłaszcza teatr i muzykę, lubił zapraszać do siebie np. znakomitego ówczesnego aktora Józefa Kainza, który po nocach recytował mu fragmenty "Hamleta". Natomiast Wagnera, którego również uwielbiał, uratował nie tylko od grożącego artyście więzienia za długi, ale zaprosiwszy go do siebie, ochraniał go także i opiekował się nim przez całe lata. Najważniejszy dla nas jest fakt, że to właśnie Ludwik II zmusił nieomal Wagnera do poważnego zajęcia się Parsifalem, jakkolwiek od nakreślonego przez artystę planu całego misterium do jego uroczystej premiery minęło lat ponad dwadzieścia, co oczywiście nie znaczy, że przez te lata Wagner pracował tylko nad "Parsifalem". Ale gdy ukończył już dzieło, jego uroczysta premiera odbyła się w Bayreuth, w słynnym teatrze "na zielonym wzgórzu", zaledwie na kilka miesięcy przed śmiercią jej autora.
*
Legenda o Parsifalu, zamknięta w uroczystym scenicznym dramacie muzycznym, bo tak właśnie ("Buhnenweihfestspiel") określił artysta swe dzieło, jest utworem potężnym, trwającym blisko pięć godzin. Artysta zastrzegł prawo wykonywania "Parsifala" wyłącznie dla swego teatru w Bayreuth i teatry całego świata respektowały jego życzenie przez całe ćwierćwiecze po śmierci Wagnera. Tylko jeden teatr złamał tę zasadę, mianowicie nowojorska "Metropolitan Opera". Wykonywano też fragmenty dzieła na koncertowych estradach. Dopiero jednak dwadzieścia pięć lat po słynnej prapremierze, która odbyła się 26 lipca 1882 roku, teatry europejskie zaczęły "Parsifala" grywać dość często i właśnie przeważnie w okresie Świąt Wielkanocnych.
Nie zdążyłem jeszcze obejrzeć "Parsifala" warszawskiego, wysłuchałem go jednak i obejrzałem niemal dokładnie dziesięć lat temu w Operze wiedeńskiej, w której inscenizował go wówczas August Everding (ten sam, który przed trzema laty za dyrekcji Roberta Satanowskiego reżyserował "Pierścień Nibelunga" w Warszawie), a rolę Parsifala odtwarzał Siegfried Jerusalem (ten sam, którego przed trzema tygodniami słyszeliśmy i oglądali w tej samej roli w naszej telewizji). Kierownikiem muzycznym przedstawienia wiedeńskiego był Horst Stein.
Otóż przy całym podziwie, jaki wzbudzała w nas niedawna telewizyjna transmisja Wagnerowskiego arcydzieła, przyznać muszę, że bezpośrednia recepcja "Parsifala" w teatrze czyni jeszcze większe wrażenie. Jest to ogólnie znana stara prawda o szczególnej wartości bezpośredniego kontaktu widza i słuchacza z aktorem czy śpiewakiem, ów bezpośredni kontakt jest rzeczą bezcenną i właściwie konieczną dla pełni artystycznego przeżycia. W słynnej Operze wiedeńskiej ów kontakt wywiera jeszcze specjalne wrażenie. Oglądałem przedstawienie pod każdym względem, wspaniałe, którego po upływie dziesięciu lat nie mogę jeszcze zapomnieć.
O tych właśnie sprawach dokładnie wiedział sam Wagner, budując swój teatr w Bayreuth ( nie wszyscy mmoże o tym wiedzą, że teatr ów powstał dzięki licznym patronatom, inspirowanym przez znakomitego pianistę polskiego Karola Tausiga). I widzów tego teatru już od samego przybycia do miasta otaczała uroczysta atmosfera oczekujących ich przeżyć artystycznych. Ta atmosfera funkcjonuje tam po dzień dzisiejszy, czyniąc każdy Festiwal, którego ukoronowaniem jest nieodmiennie "Parsifal", przeżyciem zupełnie wyjątkowym. Warto jeszcze dodać, że Wagner zalecił nawet swym słuchaczom i widzom szczególny odbiór owego misterium. Prosił mianowicie, aby publiczność nie oklaskiwała artystów po zakończeniu I aktu, którego akcja i muzyka nie sprzyja oklaskom, natomiast godził się, a nawet zachęcał widzów do oklasków po zakończeniu aktu II i III, wreszcie podczas podniesienia kurtyny już po zakończeniu przedstawienia.
To życzenie mistrza notuje się po dziś dzień dla wiadomości publiczności w każdym programie "Parsifala". Pamiętajcie o tym, jeśli zdarzy Wam się uczestniczyć w obecnym przedstawieniu misterium w Teatrze Wielkim w Warszawie.