Artykuły

Walka o młodość serca na scenie Teatru Współczesnego we Wrocławiu

- W starości najtrudniejsze jest nie samo starzenie się, ale ten dysonans, poczucie, że w więdnącym ciele wciąż jesteśmy młodzi - EWA DAŁKOWSKA i JACEK PIĄTKOWSKI, odtwórcy głównych ról w spektaklu "Hopla, żyjemy!" w reżyserii Krystyny Meissner, który w piątek ma premierę na scenie Wrocławskiego Teatru Współczesnego, opowiadają o swoich bohaterach, ale też o starości, wolności i miłości.

Magda Piekarska: Kiedy zaczyna się starość?

Jacek Piątkowski: Nasze ciało się starzeje. To nieuchronne. Możemy udawać, że to się nie dzieje, wygładzać zmarszczki, ale czasu nie oszukamy. Jednak serce może pozostać młode do końca.

Ewa Dałkowska: I to właśnie w starości jest najtrudniejsze. Nie samo starzenie się, ale ten dysonans - poczucie, że w tym więdnącym ciele wciąż jesteśmy młodzi. Na szczęście starość to też rozkwit ducha. Może uda nam się to pokazać na scenie. A także to, że starzejąc się, jesteśmy tak samo podatni na miłość. "Młody" Ochocki zapytał kiedyś "starego" Wokulskiego, kiedy człowiek przestaje kochać. A "stary" Wokulski odpowiedział mu: "Nigdy". Tę późną miłość trzeba przyjąć za rzecz naturalną. I nie zważając na to, że otoczenie patrzy na nas krytycznie, oddać się jej. Miłość jest ważniejsza od śmierci - te panie, które pucują groby swoich mężów, dają temu świadectwo.

Jacek Piątkowski: Bo miłość jest bezczasowa. Albo się ma ten dar od Pana Boga, który sprawia, że kochanie jest możliwe, albo nie. To nie jest kwestia metryki. Mnie zawsze wzrusza, kiedy idę ulicą i widzę takich staruchów, trzymających się za ręce. Jest w tym taka czułość, którą jestem porażony.

Miłość dwojga bohaterów "Hopla, żyjemy!" staje się kłopotem dla ich dorosłych dzieci i zakonnicy z domu starców. Mimo że dojrzalsi od swoich opiekunów, stają się przez nich ubezwłasnowolnieni, traktuje się ich jak małe dzieci.

Ewa Dałkowska: Bo są kłopotliwi, bo jeszcze czegoś chcą, a nie powinni.

Jacek Piątkowski: Właściwe otoczenie dla staruszka? Dom spokojnej starości, fotel bujany, bambosze, telewizor. I "masz wszystko, czego jeszcze chcesz?" Nasi bohaterowie próbują się wyrwać z tego stereotypu. Na scenie jest trochę jak w "Locie nad kukułczym gniazdem" - nie wiadomo, dlaczego siostra Ratched wszystko trzyma w garści. Tyle że tam mieliśmy ludzi w jakiś sposób upośledzonych, tutaj po prostu starych. Ale znów rządzi nimi siostra, która lepiej od nich wie, co należy, a czego nie należy robić. A oni próbują być ludźmi wolnymi, żyć tak, jakby te reguły gry ich nie obchodziły.

Ewa Dałkowska: Słyszałam historię aktora, który uciekł ze Skolimowa. Opowiedziała mi ją jego opiekunka. Była wściekła. Bo nikogo nie powiadomił, nie uprzedził, nie podał adresu. No i sprawił ogromny kłopot. A on po prostu postanowił sobie wyjść, był wolnym człowiekiem i z tej wolności skorzystał. Ale według tego systemu on tej wolności nie miał prawa mieć.

Miłość to wolność?

Ewa Dałkowska: Miłość jest zapłonem do wolności.

Jacek Piątkowski: Zniewolenie, które jest na drugim biegunie, często sami sobie narzucamy, w którymś momencie uznajemy, że tak po prostu musi być. A tu nagle raptem, pod wpływem uczucia, okazuje się, że wcale nie musi. Że sami sobie stawiamy bariery, wyznaczamy reguły gry. Taka prywatna, własna cenzura. Ta nasza wolność jest ograniczona tym, co powiedzą dzieci, sąsiedzi, znajomi, świat. A powinno nas to gówno obchodzić.

Ewa Dałkowska: Nie wyrażaj się.

Jacek Piątkowski: Gówno jest w porządku, każdego z nas dotyczy. A mówię, że gówno nas to powinno obchodzić, bo najważniejsze, żebyśmy nie czuli się zniewoleni przez tę cenzurę. A jeśli jeszcze w dodatku to dążenie do wolności podeprzemy miłością, będzie jeszcze lepiej.

Czy państwo w tym prawdziwym, pozascenicznym życiu, doświadczyliście takich barier związanych z wiekiem?

Ewa Dałkowska: My nie jesteśmy jeszcze tacy starzy.

Jacek Piątkowski: A jeśli uznamy, że jesteśmy starzy, tzn. niezdarni, niesprawni, niesamodzielni, zaczniemy starzeć się naprawdę. I zastanawiać się, co nam wypada, a co nie. Zamkniemy się na świat. Pomyślimy: "Przecież nie pójdę do dyskoteki, tam sami młodzi". A ja chodzę, więc chyba taki stary nie jestem. I nie mam poczucia, że tam zawadzam, nigdy mi nikt nie powiedział: "Co ten dziad stary tutaj robi". Wręcz przeciwnie - spotykałem się z miłym uśmiechem. Uważam, że to od nas zależy, od tego, czy damy się wpędzić w ten kanał. Nie chodzi o to, żeby starać się być na siłę młodym. Ale skoro w dalszym ciągu chce mi się pływać, jeździć na rowerze, grać w tenisa, to czemu nie? Dlaczego miałbym z tego rezygnować i przepraszać, że żyję?

Ewa Dałkowska: Mam wrażenie, że u nas starym ludziom brakuje luzu. Za każdym razem jak jestem za granicą, z przyjemnością patrzę na starsze panie, które przychodzą do bistro na kieliszek wina. I nikt się temu nie dziwi, a one nie czują żadnej opresji. U nas jest z tym trudniej. Starość się wyklucza, wyrzuca poza nawias. Dlatego cieszę się, że tu, w teatrze, w takiej próbie bierzemy udział - pozytywnej, nie negatywnej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji