Artykuły

"C a t s" czyli polskie "Koty"

Ten najbardziej popularny na świecie musical pojawił się nareszcie w Polsce, na scenie warszawskiej Romy.

Premiera tego przedstawienia autorstwa kompozytora Andrew Lloyda Webbera do wierszy Thomasa Stearnsa Eliota odbyła się 11 marca 1981 r. w New London Theatre. Przez 21 lat musical zagrano na tej scenie 9 tysięcy razy. Rozpoczął wieloletnią wędrówkę po wielkich scenach świata, a tekst przetłumaczono na 11 języków. Od października 1982 r. do września 2000 r. grano "Cats" w Winter Garden Theatre. Żaden musical nie uzyskał tak długiej obecności na Broadwayu. W 2003 r. został zdjęty z londyńskiego afisza jako najdłużej grane przedstawienie wdziejach londyńskiego teatru. Tytułu "Cats" (Koty) nie przetłumaczono w żadnym z 26 krajów. Po raz pierwszy musical pojawia się w Polsce jako "Koty". Ponad 5-letnie starania o wystawienie "Cats" u nas zaowocowały także uzyskaniem prawa do wystawienia własnej wersji. Dotyczy ona przeniesienia akcji gdzieś do Polski, zmiany imion kotów, ale przede wszystkim sam Andrew Lloyd Webber napisał w czerwcu 2003 r. nową, poszerzoną wersję instrumentacji, z której korzysta teatr Roma. Instrumentarium przedstawienia jest bogate. Dzięki sponsorom dokupiono za ogromne pieniądze elektroniczne instrumenty, które nadają specyficzny koloryt dźwiękowy przedstawieniu. Podobno zespół instrumentalny siedzi w innej, odległej części teatru, a kierownik muzyczny Maciej Pawłowski prowadzi spektakl dzięki nowoczesnej technice monitorów, łączy i kabli ze stołem mikserskim i sceną. Technicy muszą jeszcze trochę popracować nad techniką regulacji natężenia dźwięku i będzie super nowocześnie!

Wyróżniony wieloma nagrodami Sir Andrew Lloyd Webber (w 1992 r. otrzymał tytuł szlachecki, a w 1997 - został mianowany dożywotnio członkiem Izby Lordów) jest twórcą wielu musicali, a wśród nich znanych i nam, wystawianych w Polsce: "Jesus Christ Superstar" i "Ewita". Ogromnym powodzeniem cieszy się nieznany u nas "The Phantom of the Opera", którego wersja filmowa jest przygotowywana w reżyserii Joela Schumachera. Ale najsłynniejszym na świecie spektaklem Andrew Lloyda Webbera okazały się "Koty".

Muzyka powstała do istniejących już wcześniej pełnych filozoficznego uroku poetyckiego wierszy Thomasa Stearnsa Eliota. Po raz pierwszy w twórczości Webbera powstała muzyka do gotowego tekstu. Przyniosło to określoną formę spektaklu, uszeregowanie numerów wyłącznie muzycznych, o małym zróżnicowaniu tempa muzycznego. W nagraniu urzeka nastrój poetyckich tekstów, głęboka ich treść, czytelność wzajemnych relacji wiersza i muzyki. W spektaklu teatralnym ujawnia się mankament: brak dramaturgii. "Koty" - to śpiew i taniec właściwie bez fabuły. To opowieści o kotach, ich charakterach, ich zwyczajach, kaprysach pełnych analogii do świata ludzi. Ale to tylko narracja. To właśnie brak dramaturgii, rozwoju zdarzeń powoduje w długim spektaklu pewną monotonność pomimo stale trwającego ruchu tańczących. Na tę monotonność wpływa także podobieństwo, a nawet monolit kostiumu i charakteryzacji "kocich" twarzy. Zindywidualizowanie niektórych postaci mało pomaga. Wojciech Kępczyński stara się jako reżyser spektaklu przeciwdziałać temu, uatrakcyjniając stronę wizualną poprzez zmiany dekoracji (ładny pomysł: wszystko większe od naturalnych wymiarów), żywe układy choreograficzne i ciekawe inscenizacyjnie sceny: najlepsze to - opowieść Kota teatralnego - Kota Bywalca, Gusa i piękne efekty iluzjonistyczne z Kotem Mefistofeliksem.

Wielka grupa młodzieży na scenie warszawskiej tańczy świetnie. Układy choreograficzne Jacka Bandurka i Iwony Runowskiej są pełne energii. Dziwię się tylko, że nie mogli poradzić sobie z "pracą nad kocim ruchem", który musiał być powierzony jeszcze innej osobie. Nie rozumiem również, dlaczego wgrupie realizatorów przedstawienia znalazły się aż trzy osoby pracujące nad "vocalem" i dodatkowo jedna pracująca nad emisją głosu. Określenie "vocal" jest w przypadku spektaklu teatru muzycznego nieprofesjonalne i nie wiadomo, czego i kogo ma dotyczyć.

W grupie tańczącej młodzieży pojawili się profesjonalni, doskonali soliści, jak choćby tancerka z Hamburskiej Szkoły Baletowej Natalia Wojciechowska jako Wiktoria i Krzysztof Swaczyna jako Mefistofeliks.

Ciekawą postać wokalno-ruchową przedstawił Kuba Szydłowski jako Ram Tam Tamek, jednak najlepszą, autentycznie aktorską rolę w "Kotach" zagrał Tomasz Steciuk jako Gus - Kot Bywalec. Każdy gest, sposób poruszania się po scenie, jakość głosu, jego natężenie, uwypuklenie znaczenia tekstu dostosowane są w interpretacji Steciuka do rodzaju granej postaci. Tak było w "Miss Saigon", w "Greese" i tak jest w "Kotach". Na przestrzeni kilku sezonów obserwuję piękny rozwój artystyczny tego interesującego, młodego aktora.

Śpiew chóralny zespołu (może to jest "vocal"?), ważny nie tylko ze wzglę-du na muzyczne brzmienie, ale również na wartości wiersza Eliota, jest niestety mało czytelny. Być może dlatego, że muzyka jest zbyt głośna. W niektórych nastrojowych fragmentach brakowało mi ciepłego brzmienia głosów żeńskich, które - jak słyszałam - w londyńskim nagraniu jest możliwe do uzyskania. Zbyt wiele głośnego śpiewu, zbyt mało niuansów muzycznych.

Zbigniew Macias w roli Kota Nestora, pomimo specjalizacji w dziedzinie śpiewu operowego, próbował dostroić swój głos do gatunku musicalu, osiągać koloryt ciepła i starości. Brakowało mi trochę jednolitości w brzmieniu głosu, choć jego postać była przekonująca. Zupełnie nie zaakceptowałam Joanny Węgrzynowskiej, którą słyszałam w roli Grizabelli w słynnej na cały świat piosence "Memory". Oczywiście Eleine Paige, śpiewająca w londyńskim prapremierowym przedstawieniu, była wykonawczynią pełną ekspresji muzycznej, władającą świetną techniką wokalną, umiejętnością frazowania, wydobycia odpowiedniego natężenia dźwięku. Ona i Barbara Streisand to znakomite wzory do naśladowania dla młodej, jeszcze nie ukształtowanej artystycznie wykonawczyni. Tego się bać nie należy. "Memory" Węgrzynowskiej stała energetycznie i emocjonalnie w miejscu. Szeroka, podnosząca emocje fraza muzyczna była zrywana krótkim oddechem. A to nie jest utwór na melorecytacje!

Kotka Grizabella to nie tylko staruszka w postrzępionym futerku. To dramat upływu czasu, utraty piękna i możliwości, utraty marzeń o szczęściu. I tylko wewnętrzna siła prowadzi ją, pogodzoną z odejściem, do miejsca nawet tak cudownego jak koci raj.

Ten piękny spektakl pozostawia filozoficzną refleksję o przemijaniu radości i wzruszeń, smutku i cierpienia, o życiu w zgodzie ze sobą i z otaczającym światem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji