Warszawa. 60. urodziny Bogusława Lindy
Największy twardziel polskiego kina i zarazem jeden z najlepszych aktorów Bogusław Linda skończył dziś 60 lat.
Wysportowana sylwetka, przystojna twarz, wciąż młodzieńczy uśmiech i błysk w oku. Daj Boże wszystkim 60-latkom taki wygląd!
Linda pochodzi z Torunia, skończył tu II Liceum Ogólnokształcące. Choć dziś wszyscy utożsamiają go głównie z rolami cyniczno-wrażliwych twardzieli z filmów Władysława Pasikowskiego, należy pamiętać, że aktor ma na swoim koncie wiele ról w zupełnie innym emploi. Zaczynał od... nie uwierzycie: roli halabardnika w serialu "Czarne chmury". Tak małej, że jego nazwisko nawet nie pojawiło się w napisach końcowych. Wybitne kreacje stworzył w dramatycznej opowieści Agnieszki Holland "Kobieta samotna" oraz w "Matce Królów" Janusza Zaorskiego. W "Przypadku" z kolei obsadził go Krzysztof Kieślowski. Na początku kariery Linda miał pecha, czy też raczej płacił cenę za swoją bezkompromisowość: filmy z jego udziałem jeden po drugim lądowały na półkach zablokowane przez cenzurę.
Miał za to szczęście grać w scenach, które przeszły do historii polskiego kina. Jedną z nich jest ta erotyczna, w której wystąpił w "Magnacie", namiętnie kochając się z Grażyną Szapołowską na makowcach. Nikomu nie trzeba też przypominać kultowych scen z obrazów wspomnianego Pasikowskiego. Powiedzenia odtwarzanego przez Lindę Franza Mauera weszły do codziennej polszczyzny. Aktor od czasu do czasu zaskakuje widzów liryzmem. Jak wówczas, gdy do kin wszedł film Macieja Ślesickiego "Tato", w którym gwiazdor wcielił się w walczącego o córkę ojca.
Linda zupełnie zrezygnował z grania w teatrze. Ale z Melpomeną nie zerwał - ostatnio wyreżyserował "Marilyn Mongoł" w Warszawskim teatrze Ateneum.
Jubilatowi życzymy wszystkiego najlepszego!
