Artykuły

Pod znakiem Turonia

Louis Jouvet powiedział, że narodowe arcydzieła przypominają złote monety, z których całe stulecia mogą wydawać "resztę". Nie ulega wątpliwości, że i nasza dramaturgia jest w takie dzieła bogata. Szkoda tylko, że wolimy je czasem tezauryzować, niż dbać o ich obieg. Do arcydzieł tych należą sztuki Żeromskiego, a wśród nich "Turoń", zbyt rzadko grywany. Należy się wdzięczność dyrekcji warszawskiego Teatru Ludowego, że nie wahała się po ten utwór sięgnąć. "Turoń" ukazuje pasjonującą sprawę przeobrażeń. Naród, nie zatracając osiągnięć o wartości ogólnoludzkiej, równocześnie rozszerza i pogłębia swe fundamenty. Dziedzictwo po inteligentach obejmują przedstawiciele chłopów. To Jan Chudy (jak zauważono w wielu recenzjach) staje się głównym bohaterem "Turonia". Akcentem nadziei może się więc zakończyć sztuka, dotykająca jednego z najtrudniejszych momentów naszej historii.

Żeromski patrzy przenikliwie, ocenia obiektywnie. Zarazem okazuje instynkt teatru, znajomość jego praw. Sztuka, rozgrywająca się w ciągu nocy, ma rytm wyraźny. Reżyser warszawskiego spektaklu, Roman Kłosowski, plus ten odszukał i uczynił zeń sceniczną wartość, równocześnie uwydatniając metaforyczny sens wydarzeń. Zarazem udowodnił, co znaczy współpraca z aktorem. Nawet te role, które w "Turoniu" bywały uznawane za epizodyczne i drugorzędne, w przedstawieniu Teatru Ludowego nabierają ważkości. Na przykład - Walentyna, przejmująco zagrana przez Danutę Nagórną. Rólka Konicy, zwiastującego nadejście Szeli, została przez Józefa Kondrata wypełniona bogactwem znaczeń. Postaci Krzysztofa Cedry, zarówno Lucjan Dytrych jak i Piotr Pawłowski użyczają bogatego życia wewnętrznego.

Inaczej niż w przedstawieniach przedwojennych są obecnie ujęte postacie Szeli, Chudego, Weroniki, Huberta, Emil Karewicz, w roli Szeli, to raczej spryciarz i demagog, niż Wódz. Prawdziwym wyrazicielem woli i dążeń społeczeństwa staje się Chudy, w ujęciu Tomasza Zaliwskiego. Ewa Wiśniewska jest w pierwszym akcie zapaloną wyznawczynią haseł Centralizacji, potem przeważa u niej troska o ukochanego. Ryszard Bacciarelli grą swą uzasadnia zarówno ważkość dziedzictwa, które "surdutowcy" spod znaku Centralizacji przekazują ludowi, jak i konieczność oddania kierowniczej roli ludziom tej miary, co Chudy.

Rola 16-letniego Ksawerego Cedry, w miarę rozwoju wydarzeń coraz więcej pojmującego i znaczącego, budziła kiedyś wątpliwości. Młody jej wykonawca w Teatrze Ludowym, Krzysztof Wakuliński, wykazał, że jest talentem bogatym i subtelnym. Umiał zrealizować zamysły reżysera. Był interesujący także i w tym, co jego aktorstwo zapowiada na przyszłość.

Po sukcesie "Turonia" warto by się zastanowić nad możliwością zagrania sztuk innego znakomitego naszego autora; np. nie granego po wojnie w Warszawie zabawnego "Murzyna" i uroczego" Fortepianu".

*

Inne ciekawe wydarzenie warszawskiego życia teatralnego - to premiera "Szczęścia Frania" Perzyńskiego w Teatrze Ziemi Mazowieckiej. Jest to piękna i pełna znaczeń historia rozbieżności między marzeniami wrażliwego i niedocenianego chłopca, a mimowolnie ironicznym sensem, który realizacji tych marzeń daje życie. Można więc grać "Szczęście Frania" w sposób niezależny od obyczajowego klimatu, czy historycznych realiów. Sens tej komedii jest poetycki i etyczny. Myślę, że takiej interpretacji był bliski reżyser, Henryk Mozer. Może pewne sceny zanadto wyciszył, innym odebrał niektóre perspektywy doznań, obserwacji, uroków. Zarazem udowodnił jednak "ponadczasowość" sztuki.

Jego jest też zasługą - i aktorów - że niektóre role nabrały blasku, dawniej zapoznanego. Wymieniłbym jako przykład cienką, subtelną i psychologicznie umotywowaną grę Krystyny Karkowskiej jako pani Lipowskiej, dbałej o pozory, ale głęboko przywiązanej do swej córki, zaniepokojonej o jej przyszłość. Wszechstronnie utalentowana Stefania Iwińska uczyniła z Mroczyńskiej coś więcej, niż typ gadatliwej gosposi; dała jej rys bardzo ludzkiego współczucia zrozumienia i sympatii, której ironia jest tylko maską (lub środkiem wypowiedzenia).

A sam Franio? Wbrew tradycji, nie jest on zagłuszony i nieśmiały. Andrzej Makowiecki ukazuje drągala, ciasno opiętego w tużurek, ze spodniami nieodprasowanymi (wedle gustu epoki). Jego Franio jest wybuchowy, buntowniczy, nieuprzejmy. Można przypuszczać że nauczy się (lub już się nauczył) życiowego cynizmu, że rozkocha w sobie Helę, narzuci wolę teściom, zemści się za upokorzenia i rozczarowania.

*

Humor "Wesołych kumoszek z Windsoru" został uwydatniony dzięki inwencji oraz odkrywczej werwie tłumaczki, Krystyny Berwińskiej. Reżyser przedstawienia w Teatrze Polskim, Maciej Z. Bordowicz, wykazał sporo rozmachu i pomysłowości. Może nawet - za dużo? Bo w ustawicznym ruchu na scenie, w zgiełku statystów, w huku obrotówki, to i owo się gubi. Tylko chwilami się uwydatnia gra kolorytów i oświetleń w scenografii Ottona Axera.

Widać wyraźnie, że Teatr Polski rozporządza obecnie dobrym zespołem, szczególnie komediowym. Nawet w stosunkowo niewielkiej rólce osiąga Wiesław Michnikowski wiele scenicznej ekspresji. Podobnie Jan Kobuszewski i Maciej Maciejewski. Z pań pełne finezji: Renata Kossobudzka i Krystyna Królówna (publiczność ma w świeżej pamięci bogatą rolę Królówny w "Księżniczce na opak wywróconej"). Nawet w przelotnych scenkach błyszczy młody aktor, Andrzej Siedlecki. Jan Niwiński, którego zbyt rzadko oglądamy, staje się duszą intermediów. W roli Falstaffa, Mieczysław Pawlikowski jest nieco przygaszony i smutny, nawet gorzki. Zgodnie z intencją twórców spektaklu, powściąga swą werwę.

*

Część krytyki z ogromną surowością potępiła nową sztukę Jerzego Przeździeckiego, "Wariata". Naturalnie, wolę "Garść piasku" i telewizyjne "Wycinanki" tego autora. Ale uderza mnie dysproporcja między oceną wielu recenzentów, a reakcjami widowni. Sztuka Przeździeckiego jest grana z dużym powodzeniem, widzowie dobrze ją przyjmują, gorąco oklaskują. Pomysł jest zresztą zabawny i nie należy go traktować zbyt dosłownie. Urazy i monomanie to zjawiska dość częste w życiu współczesnym; żartobliwe i przekorne, paradoksalne potraktowanie ich skutków stanowi - dobre prawo farsopisarza. Prawda, że należałoby skreślić niektóre dowcipy wątpliwej wartości (np. o podwiązkach). Ale czy jedynie do sztuki Przeździeckiego mamy stosować tak ostre kryteria?

Tadeusz Fijewski, wykazuje w roli głównej bogactwo swego talentu, błyskawicznie się przeobrażając, zmieniając nastroje i tony. Tadeusz Pluciński i Hanna Zembrzuska, raz po raz wkraczają na scenę - w coraz to nowych rolach, nieraz wybornych. Elżbieta Jeżewska jest zabawną panienką, ogarniętą matrymonialnymi żądzami.

Technika komediopisarstwa przypominająca "Jajko" Marceau, może wieść na manowce. Ale wierzę, że autor "Garści piasku" napisze utwór, który zdobędzie uznanie powszechne.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji