Artykuły

Hit i Kit

"Obłom-off" w reż. Andrzeja Domalika oraz "Opowieści o zwyczajnym szaleństwie" w reż. Agnieszki Glińskiej Teatru Dramatycznego w Warszawie. Pisze Monika Powalisz w Gazecie Wyborczej - Wysokie Obcasy.

Monika Powalisz, dramaturg związana z grupą G8, reżyser, poleca sztukę "Opowieści o zwyczajnym szaleństwie" Petra Zelenki, a odradza "Obłom-off" Michaiła Ugarowa w reżyserii Andrzeja Domalika. Obie sztuki w Teatrze Dramatycznym w Warszawie.

HIT

Do tej pory miałam problem z przedstawieniami Agnieszki Glińskiej. Dobór tekstów i teatry, w których pracowała (Ateneum, Współczesny) kojarzyły mi się ze strasznymi mieszczanami, którzy lubią sobie popatrzeć na dużą obsadę i nie lubią myśleć w trakcie. Jej inscenizacje były ciepłe, poprawne i mdłe. Raczej dla starych ciotek i wujów. Na "Opowieści o zwyczajnym szaleństwie" Zelenki poszłam z rozpędu, bo byłam ciekawa, jak po całej Polsce zrobi to Glińska. I nagle zobaczyłam przedstawienie, w którym reżyserka przekracza samą siebie. Nie brnie w tanią farsę i sceniczny banał, w który bardzo łatwo zepchnąć komediowy tekst Zelenki. Świetnie prowadzi aktorów (Jankowska-Cieślak, Ostałowska, Kowalski, Barwiński, Jankowski, Dracz). Nie odpuszcza postaciom drugoplanowym (Dorociński, Roszkowska, Kluźniak). Eksperymentuje z przestrzenią sceny i ze światłem. I mimo że znam ten tekst na wylot, świat wykreowany przez Glińską wciągnął mnie, wzruszył i rozbawił. Zobaczyłam rozpaczliwe zmagania bohaterów z własnymi słabościami, walkę o uczucia i sto procent prawdy na scenie. To zdecydowanie najlepsze przedstawienie Glińskiej. Wielki szacunek!

KIT

Literacki lifting dokonany na powieści Gonczarowa przez dramaturga Michaiła Ugarowa zaowocował przedstawieniem "Obłom-off". W Rosji uznano tę inscenizację za rewelacyjne wskrzeszenie typu rosyjskiego antybohatera, który dryfuje na peryferiach egzystencji w oderwaniu od współczesnej, agresywnej rzeczywistości. Wszystko pięknie. Ale co my, Polacy, mamy z tym wspólnego? Nic. Czy wskrzeszony Obłomow to bohater naszych czasów? Nie. Czy jako naród w lot łapiemy aluzje i odwołania do Gonczarowa. Nie. I dlatego sztuka od początku jest nieczytelna dla 99 procent widowni. Ale reżyser zrobił naprawdę wiele, żeby ten obraz jeszcze zaciemnić. Ani scenografia (minimalistyczny kicz), ani kostiumy (przecudnej brzydoty), ani muzyka (sztywny i nieruchawy didżej ukryty w świecącej ścianie) nie mówią nam nic o rzekomym bohaterze naszych czasów. Ale to wszystko i tak pestka wobec kardynalnego błędu, jakim był wybór Macieja Stuhra do tytułowej roli. W jego wykonaniu Obłomow to ktoś przezroczysty niczym kurz na scenie. Nie ogląda się go, nie śledzi, nie słucha. Równie dobrze mogłoby go nie być. Czy taki Obłom-off może kogokolwiek zafascynować i zainspirować? Nie, nie i nie. Czysta strata czasu.

Na zdjęciu: scena z "Opowieści o zwyczajnym szaleństwie".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji