Artykuły

"Róża" w Kielcach

Wzruszająca była walka Żeromskiego o teatr, o zwycięstwo własnej twórczości dramatycznej. Pisarz stale tę walkę przegrywał, aż u schył­ku życia odniósł zwycięstwo ,,Przepióreczką". I to był zresztą triumf zwodniczy, Żeromski nie umiał pisać sztuk, co w niczym nie uchybia jego wielkości pisarskiej. Tomasz Mann też dla teatru pisać nie umiał. Wielki epik ,,Popiołów" nie zawładnął formą dramatyczną, i choć czasem się zdobywał na świetne pojedyncze sytuacje dramatyczne - tak w ,,Turoniu", w ,,Sułkowskim" - całość pozostawała niekształtna, ułomna, zagubiona w powodzi słów i omyłek, przykładem ,,Biała rękawiczka".

A także "Róża". Każdy musi dostrzec, każdego muszą drażnić te słabości dramatów Żeromskiego, które w ,,Róży" zaznaczyły się bardzo jaskrawo. Sam Żeromski zdawał sobie z tego sprawę, skoro ,,Różę" nazwał "dramatem niescenicznym" i skierował do lektury a nie do teatru.

Ale jeżeli tak jest, jeżeli tajemnic teatru Żeromski nie zgłębił - to czemu się tak dzieje, że jego sztuki są nadal grywane, że żaden teatr nie chce się ich wyrzec, że o zapomnieniu nie ma mowy, chociaż nam mówią, że one tak źle napisane i scenicznie nieraz nieudolne?

Odpowiedź jest prosta. Ponieważ Żeromski, jak nikt z jego pokole­nia, nie bał się poruszania w teatrze najbardziej kontrowersyjnych tematów, także w formie publicystyki ideowo-politycznej. ,,Sułkow­ski", ,,Turoń" mówiły do współczesnych w stylizacji historycznej; od ,,Grzechu" do ,,Ponad śnieg" mówi autor wprost, bez historycznego kostiumu i niedomówień. Zapolska, Nowaczyński zdobywali się na agitki, panneaux historyczne; Żeromski rozdzierał rany, prawował się z narodem.

Na klęskę rewolucji 1905 roku odpowiedział "Różą", napisaną w roku 1908. Na odpływ fali rewolucyjnej, na marazm, zwątpienie i gorzkie żale, odpowiadał wiarą w Bożyszcze i w cudowny wynalazek Dana. Ambicja rozrachunku na miarę ,,Dziadów", próba przekroju społeczeństwa na miarę ,,Wesela". Te ambicje się nie ziściły. Ale rozrachunek z rokiem 1905 był skrajnie różny od negacji,,Wirów" czy ,,Dzieci". "Róża" doceniła wielkość zrywu rewolucyjnego i dlatego się ostała. Także w teatrze.

Trzeba na świeżo przeczytać ten utwór, by widzieć ile w nim raf, mielizn, omyłek, młodopolskich manowców i lirycznych dywagacji - by zrozumieć, ile zarazem niebezpieczeństw, zasadzek i pułapek czyha na tych, którzy chcą "Różę" pokazać na scenie. "Róża" to tylko scenariusz. Scenariusz o zaskakujących propozycjach i zdradliwych odchyleniach od realistycznej bazy. Największe narodowe sprawy: walka o polityczne i społeczne wyzwolenie, obok kompleksu błędów i wypaczeń, a także narodowego oportunizmu pod knutem carskim - dochodzą do głosu w scenach ekspresjonistycznych, nieraz ułomnych, a zawsze przegadanych. Stąd charakterystyczne zjawisko: ile premier "Róży" tyle odrębnych adaptacji. Inna była więc pierwsza "Róża" teatru polskiego, "Róża" Horzycy i Schillera, a inne - już w Polsce Ludowej - wrocławska "Róża" Witkowskiego, czy Krawczykowskiego "Róża" w Warszawie i Nowej Hucie. I inna jest też najnowsza "Róża" w adaptacji Andrzeja Ochalskiego, wystawiona w Teatrze im. Żerom­skiego w Kielcach - ciesząca się tak dobrą sławą, że przywieziona do Warszawy (na czym pewnie zresztą nie koniec jej kariery).

Zainteresowanie było usprawiedliwione. "Róża" w wersji Ochalskiego jest dość zwarta, oczyszczona z anachronizmów językowych i wywiedziona logicznie. Ochalski nie krępował się wskazaniami Żeromskiego: skracał, przycinał, przestawiał, znowu skracał, aż mu się scena w Ochranie wysunęła prawie na początek, a scena Balu podzieli­ła na dwoje. Tak bezceremonialnie postępował sobie niegdyś Korze­niewski z ,,Dziadami", ale na usprawiedliwienie Ochalskiego należy powiedzieć, że oryginalny tekst ,,Róży" przywiądł, płatki się z niego osypują, a umocnienie ich przez Ochalskiego drucikami okazało się udatne.

Nie mógł adaptator uniknąć wątków Boższcza i tajnej broni, Bożysz­cze jest przecież jakby osią kompozycyjną "Róży". Ale reżyser Giżycki postarał się o nieeksponowanie sceniczne tej postaci z czwartego wymiaru, a scenograf Józef Napiórkowski bardzo zgrabnie wywinął się z efektów pirotechnicznych. W dodatku w niewdzięcznej roli Bożysz­cza wystąpił Wacław Ulewicz, demonstrujący najbardziej dojrzałe aktorstwo w kieleckim zespole. Do przedstawienia wniósł ten zespół dobre opanowanie scen zbiorowych, zwłaszcza scen z Balu i zdynami­zowanie zebrania w hali fabrycznej. Do skomplikowanej i zwłaszcza dzisiaj karkołomnej roli Krystyny - typowej heroiny Żeromskiego - wniosła Jadwiga Lesiak urodę i próbę urealnienia tej osoby, co zresztą nie mogło się udać. Rolę Czarowica wyposażył Jacek Strama w cenne atuty: młodość, szczere zaangażowanie. W epizodach wyróżniłbym Henryka Giżyckiego (Naczelnik), Edwarda Kusztala (Oset), Jacka Zbrożka (Benedykt). Posprzeczałbym się z Ochalskim o ujęcie Anzel­ma - wyrazista rola Janusza Rafała Nowickiego: Anzelm to nie łachma­niarz i kolega oprychów ze sceny w Ochranie, to arcyszpieg uosabiają­cy ,,wielkość ludzi podłych" i partner w rozprawie ideowej, chociaż partner - potępieniec.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji