Artykuły

Spod znaku szkiełka i oka

Życie i dzieło Jana Potockiego - oświeconego arystokraty, podróżnika, naukowca, pisarza, autora słynnego "Rękopisu znalezionego w Saragossie" - dostarczyło Tadeuszowi Bradeckiemu materiału do scenariusza romansu scenicznego "Saragossa", który wystawił na scenie Teatru Narodowego. Po budzącej kontrowersje premierze "Nocy listopadowej" Wyspiańskiego w reżyserii Jerzego Grzegorzewskiego, jest to druga pozycja repertuarowa zespołu sceny narodowej w odbudowanym po pożarze gmachu teatru. Moim zdaniem, udana.

Przed sześciu laty Tadeusz Bradecki wyreżyserował w Starym Teatrze własną adaptację "Rękopisu znalezionego w Saragossie". Jak sam twierdzi, wykorzystał ok. 70 procent materiału powieści. To gigantyczne, snute przez wiele godzin widowisko, angażowało nieomal cały zespół artystyczny teatru. Przez scenę przewinęła się nieprzebrana liczba postaci, w kostiumach liczonych bodaj w setki. Ambitne przedsięwzięcie miało ujemne strony, z których główna polegała na przegadaniu. Nawet najbardziej cierpliwym widzom trudno było przez sześć bitych godzin spektaklu l utrzymać uwagę w napięciu.

"Saragossa" w Narodowym trwa trzy godziny z kwadransem i angażuje o połowę mniej wykonawców. Spektakl nadaje się do obejrzenia, chociaż - moim zdaniem - skróty, zwłaszcza w drugiej części, wyszłyby mu tylko na dobre.

Nie da się bowiem ukryć, że najciekawsze i najbardziej dramatyczne wątki rozpisanego na 26 obrazów romansu scenicznego wyszły spod ręki samego Potockiego. Wyimki z "Rękopisu..." Tadeusz Bradecki uzupełnił cytatami z innych utworów oraz własnym tekstem, opartym głównie na faktach zaczerpniętych z niebanalnego życiorysu autora "Rękopisu...". W szlachetnej próbie uchwycenia fenomenu osobowości, dzieła i postawy filozoficznej Jana Potockiego, pióro Bradeckiego zbaczało niekiedy w stronę mało komunikatywnej na scenie eseistyki. A przecież już Mammun ben Gerszon pouczał swoje dzieci: "Naprzód Sefer Sohar, czyli tak zwana jasna księga, z której nic nie można zrozumieć, tak dalece jasność dzieła oślepia patrzących".

Powieść Potockiego zbudowana jest na zasadzie szkatułkowej. W jednej szkatułce znajduje się klucz do drugiej, w tej zaś do trzeciej itd., kolejno, aż do końcowej, w której mamy klucz pasujący do wszystkich. Spektakl zatracił ów oryginalny układ. Osobą koncentrującą na sobie uwagę jest Jan - alter ego Potockiego. W swoim majątku w Uładówce na Podolu dokonuje podsumowania życia, przy mniej lub bardziej czynnym współudziale postaci powołanych do życia potęgą wyobraźni oraz zupełnie biernym - postaci realnych (służba). Czyni to tuż przed ostatecznym krokiem - pociągnięciem za spust włożonego do ust pistoletu (15 grudnia 1815 r.). Broń Potocki naładował odłamaną z wieczka cukiernicy srebrną kulą, którą długo polerował.

Zdaniem autora i reżysera "Saragossy", wystrzał w Uładówce symbolicznie zamyka w Polsce epokę oświecenia i zapowiada romantyzm. Nie na darmo we wprowadzonym fragmencie Mickiewiczowskiej "Romantyczności" Bradecki nadaje Janowi rysy starca, którego szkiełko i oko (czytaj: ratio) nie znajduje wśród współczesnych zrozumienia. Nowy europejski porządek, tuż po wojnach napoleońskich oraz kongresie wiedeńskim zatwierdzającym niebyt polskiej państwowości, zdawał się jawnie szydzić z intelektualnych przewag najtęższych umysłów epoki oświecenia - wśród nich także autora "Rękopisu...".

Jan (Potocki) skupiał na sobie uwagę, dzięki wspaniałej interpretacji Jerzego Łapinskiego. Aktor prawie nie schodził ze sceny, często wcielając się też w role stworzonych przez siebie postaci. Z charakterystycznej postury Łapinskiego promieniowała rzadka siła, której blask przyćmiewał nie tylko mniej eksponowane postacie, ale także, co tu kryć, głównego polemistę - wysłannika sfer piekielnych Don Beliala de Gehennę, w wykonaniu Teresy Budzisz-Krzyżanowskiej.

Spośród scenicznych partnerów Łapinskiego szczególnie wyraziste postacie stworzyli: Anna Chodakowska (Maria de Torres, Księżna Medina Sidonia), Mariusz Benoit (Penna Yelez), Olgierd Łukaszewicz (Mammun, Sanudo) oraz Marek Barbasiewicz, świetny zwłaszcza w komediowym epizodzie Arcybiskupa. Znakomicie sprawiło się młode pokolenie aktorskie: Aleksandra Justa w roli niemiłosiernie fałszującej służącej Justysi, Łukasz Lewandowski jako Avadoro, oraz (w kilku różnych wcieleniach): Leszek Zdun i Paweł Tołwiński.

W "Saragossie" nie do przecenienia jest fascynująca uroda plastyczna przedstawienia, wyczarowana przez Barbarę Hanicką. Imponującej możliwościami maszynerii teatru (w przeciwieństwie do poprzedniej premiery tej sceny) użyto w zgodzie ze zdrowym rozsądkiem, jak przystało na twórców spod znaku szkiełka i oka.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji