Artykuły

Gwiazdy bawią się w biznes

Piotr Skarga swój sklepik na bazarku otworzył 12 lat temu. Katarzyna Figura lada moment otworzy w Warszawie kolejną restaurację. Tadeusz Drozda zaprasza do swojej z owocami morza. Coraz częściej znani artyści "idą w biznesy".

Piotr Skarga za ladą

- Zrobiłem to z biedy - tak o wejściu w tzw. small biznes mówi aktor Piotr Skarga [na zdjęciu] (57 l., "Pensjonat Pod Różą", "Bulionerzy").

Po serialu "W labiryncie" nie otrzymywał aktorskich propozycji. Nie chciał czekać na lepsze czasy dlatego 12 lat temu, na bazarku przy placu Szembeka w Warszawie, otworzył sklepik z artykułami papierniczymi, zabawkami.

- Musieliśmy z czegoś żyć - mówi aktor. Za ladą stała żona, teściowa albo on. Na początku klienci dziwili się, że znany aktor sprzedaje zeszyty. - Czułem się lekko upokorzony przez los, że robię coś, co nie jest moją pasją - przyznaje aktor.

Zaopatrzenie, wychwalanie towaru - to ewidentnie nie był jego żywioł. Ale biznesik rozkręcał się, przynosił dochód. Między innymi, dzięki znanej twarzy pana Piotra.

- Kokosów nie było, ale mogliśmy w miarę godziwie żyć. Zimą stać nas było na narty w Alpach włoskich, a latem na urlop na Mazurach.

Piotr Skarga wrócił do aktorstwa, dużo gra. Biznes przejęła żona, zatrudnili sprzedawczynię. Obroty są niższe, bo konkurencja duża.

- Teraz dokładam do interesu, czekam na lepsze czasy - mówi aktor.

Po głowie chodzi mu pomysł na inny biznes. Uważa, że w jego zawodzie trzeba myśleć o przyszłości.

- Aktor jest potrzebny a za moment moda na niego może przeminąć - podsumowuje.

Ewa Serwa maluje paznokcie

- Studio pielęgnacji dłoni jest dla mnie punktem wyjścia. Wychodzę tam, jeśli nie mam zajęć w filmie, radiu i dubbingu! - śmieje się aktorka, Ewa Serwa (49 l., "Dom", "Klan").

Założyła je w 1991 roku, po rozwiązaniu Teatru Narodowego. Aktorzy zakładali pizzerie, restauracje, sklepy Serwa też szukała pomysłu na biznes.

- Przypadkiem, w Gdyni, trafiłam do salonu kosmetycznego, w którym wykonywano tipsy Gwiazdy estrady przyjeżdżały aż z Warszawy - opowiada. - Pomyślałam: to dobry pomysł na biznes. Zaprosiłam do współpracy charakteryzatorkę z teatru.

Nie było łatwo schować do szuflady dyplom krakowskiej szkoły teatralnej. Na kursie manicure miała uczucie, że zdradza sztukę. W ubiegłym roku przed studiem postawiła reklamę ze swoim zdjęciem. Wcześniej nie miała odwagi.

- Nigdy nie nauczyłam się dobrze robić tipsów - mówi Ewa. - Kiedyś zachorowała moja pracownica. Musiałam przyjąć klientkę. Przyszła rano. Zjadłyśmy obiad, zaprzyjaźniłyśmy się. Wyszła o 21. Udało mi się zrobić tylko pięć paznokci. Ale co się nagadałyśmy, to nasze.

Do Ewy przychodzi się nie tylko na manicure. Czasem ktoś wpada pogadać, poradzić się i wypić kawę.

- Nie mam w sobie prawdziwej żyłki biznesowej - przyznaje aktorka. - Lubię ludzi, rozmowy z nimi. Studio to teatr jednego aktora i jednego widza.

W tym roku obchodzi 25-lecie aktorstwa. Dlatego powiesiła w studiu ogromne zdjęcie swojego guru Tadeusza Łomnickiego.

W knajpie u Drozdy

Przez kilka lat właścicielem hotelu, i to na Florydzie, był satyryk Tadeusz Drozda (56 l.). - Miałem, dołożyłem i sprzedałem - informuje, że już trzy lata temu przestał być hotelarzem.

- To było bez sensu! Na odległość nie da się prowadzić interesów - mówi. Opowiada, że do jego hotelu przychodzili polscy turyści i pytali: "Czy to prawda, że Drozda jest właścicielem?". "Tak"- słyszeli. Wtedy robili w tył zwrot i szli do amerykańskiego hotelu o takim samym standardzie.

- Polak Polaka nie poprze - stwierdza satyryk.

Jego najświeższe przedsięwzięcie to knajpka z owocami morza. Otworzył ją w Warszawie trzy tygodnie temu.

- To nie biznes! - śmieje się Drozda. -To zabawa! Realizacja marzeń. Chciałem zrobić przyjemność sobie i znajomym. Ja mam z czego żyć! Na jednym występie zarabiam więcej niż przez miesiąc na restauracji. Ile kalmarów musiałbym sprzedać, żeby zarobić na prąd?! - śmieje się. - To będzie sukces, jeśli do knajpy nie będę dokładał!

Drozda ma nadzieję, że z czasem jego restauracyjka stanie się miejscem, w którym nie tylko tanio i smacznie się zje i napije, ale i spotka "znane gęby". Na otwarciu był m.in. Krzysztof Daukszewicz, Piotr Machalica z Edytą Olszówką, Cezary Żak z żoną...

Paszt zaprasza do hotelu

Piosenkarz Witold Paszt (52 1.) to biznesmen pełną gębą.

- Bycie artystą to ulotne zajęcie. A ja chciałbym coś po sobie zostawić!

- mówi.

Przed 9 laty otworzył w Zamościu restaurację z dyskoteką (specjalność: golonka i żeberka a la Vox), a rok temu, po wielu perypetiach, hotel.

- Wdepnąłem w spółkę. Trafiłem na nieodpowiedzialnych ludzi - przyznaje Paszt. - Ale to już przeszłość. Spłaciłem kredyty, oddałem hotel w zarządzanie mojej starszej córce. Wierzę, że nie zaprzepaści tego, co stworzyliśmy z żoną.

Paszt przyznaje, że to małżonka Marta jest motorem jego biznesowych działań. Zarządza pubem, kibicuje córce w hotelu. Paszt uważa, że znana twarz pomaga w interesach.

- Często to, co trwa miesiącami, załatwiałem kilka dni.Panie w urzędach są miłe, konkurenci wyrozumiali. Ale popularność to miecz obosieczny - podkreśla piosenkarz.

Potknięcia gwiazdy szybciej wyłażą na światło dzienne i głośniej o nich.

- Wciąż się uczę i mimo przykrych doświadczeń nadal jestem bardzo ufny - przyznaje Paszt. - No i mam nowe pomysły. Chodzi mi po głowie kupno 500 hektarów ziemi, hodowla koni, może pole golfowe...

Zapewnia, że na razie ze swojego biznesu wielkich pieniędzy nie ma.

- Żyję z występów - mówi Paszt. - Biznes jest odskocznią, zabawą. No i zabezpieczeniem na przyszłość.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji