"Tramwaj" i "Ksantypa" (fragm.)
UTWÓR Williamsa jest atrakcyjną pozycją repertuarową Warszawy w obecnym sezonie ogórkowym. Widownia Ateneum zapełnia się nawet w bardzo upalne dni, gdy termometr wskazuje w cieniu ponad 30 stopni, zachęcając raczej do unikania sal teatralnych. Sztuka ta zaciekawia, niepokoi, pobudza do myślenia. Jest w niej kawał prawdziwego życia, są wyraziście zarysowane typy ludzkie, gra namiętności i ścieranie się charakterów. Williams, jeden z najwybitniejszych dziś dramaturgów amerykańskim, buduje postaci autentyczne, żywe, silnie tkwiące w określonym środowisku społecznym. Nie unika też przejaskrawień; wprowadza na scenę ludzi schorzałych psychicznie po ciężkich przeżyciach; ukazuje wstrząsającą prawdę o współczesnym życiu, rozkład moralności i bezwzględną walkę o byt. Jest moralistą, który silnie porusza sumienia, ostrzegając przed tragicznymi konsekwencjami braku hamulców, bez których życie ludzi cywilizowanych zamienia się w niebezpieczną grę pierwotnych instynktów.
W technice dramaturgicznej znać u niego wpływ filmu: sztuka składa się z serii obrazów, które służą wielostronnemu oświetleniu postaci. Jakby zręczny operator filmowy robił różne ujęcia tego samego fragmentu życia. Wydobycie z tych obrazów zwartego nurtu dramatycznego jest dla reżysera niełatwym zadaniem.
Na scenie Ateneum nie oddano w pełni wewnętrznej dynamiki utworu. Przedstawienie to ma nieraz dobrze zagrane epizody, lecz jest chaotyczne, nie stanowi harmonijnej, dojrzałej artystycznie całości. Dużo winy przypisać należy niefortunnym dekoracjom, które są akcentem fałszywym, niezgodnym z treścią sztuki. Zamazują kontrasty, nie pozwalają wierzyć w zdeklasowanie córek starego rodu Dubois, które zamiast w robotniczym slumsie znalazły się w wytwornej, nowoczesnej willi.
Aleksandra Śląska jako Blanche w niektórych scenach jest szczerze wzruszająca, nie buduje jednak tej roli konsekwentnie. Nie ma w niej chorobliwego, tragicznego niepokoju neurasteniczki, który tak znakomicie oddała Krystyna Bryl w niezapomnianym przedstawieniu szkoły teatralnej. Na scenie Ateneum role zostały opracowane środkami zbyt zewnętrznymi, w niektórych partiach strywializowane. Aktorzy nie sięgnęli do najgłębszej warstwy sztuki Williamsa, o której nieprzeciętnych walorach świadczy fakt, że mimo wszystko wzbudza zainteresowanie warszawskiej publiczności.