Artykuły

Nowak zrobił swoje

- Nasze przedstawienia mówią o społecznych bolączkach w sposób, przy którym trudno się zrelaksować - mówi MACIEJ NOWAK, dyrektor Teatru Wybrzeże w Gdańsku. Za teatr budzący emocje dałby się posiekać. Trzeba mu oddać, że w ciągu pięciu lat kierowania Wybrzeżem udawało mu się to doskonale.

Maciej Nowak [na zdjęciu], charyzmatyczny dyrektor Teatru Wybrzeże wystawiającego zaangażowane sztuki, stracił pracę. Władze nie chcą, by państwową instytucją kierował ktoś, kto w prasie pokazuje się w slipach i wieńcu z parówek.

Afery w teatrze wybuchają rzadko, ale jak już wybuchną - zabawa jest na całego. W ubiegłym tygodniu marszałek województwa pomorskiego zdymisjonował dyrektora Teatru Wybrzeże Macieja Nowaka. Powodem są długi, które zamiast maleć - rosły. Nie pomogła zeszłoroczna subwencja w wysokości 700 tyś. zł, dziś teatr zalega z płatnościami na ponad milion złotych. Środowisko aż huczy od plotek, że prawdziwym powodem dymisji była jednak sesja zdjęciowa do magazynu "Lifestyle", w której dyrektor wystąpił odziany wyłącznie w slipy i owinięty parówkami, co jednoznacznie kojarzone jest z jego nieskrywaną odmienną orientacją seksualną. - To nie do pomyślenia, aby dyrektor państwowej instytucji pozował do tak prowokacyjnych zdjęć - mówi Arkadiusz Rybicki, dyrektor departamentu kultury pomorskiego urzędu marszałkowskiego. Przyjaciele Nowaka rozsyłają sobie teraz SMS-y z wezwaniem do zorganizowania w jego obronie Parady Grubości (aluzja nie tylko do warszawskiej Parady Równości, lecz także do ponadprzeciętnej tuszy dyrektora). Nowak plotek nie dementuje. Zawsze chciał, by wokół jego teatru była otoczka emocji. Woli, by jego odejście dokonało się w atmosferze skandalu obyczajowego, a nie z przyziemnych, finansowych powodów.

Jeszcze kilka lat temu był pupilkiem trójmiejskiej socjety. Choć urodzony w Warszawie, jako dyrektor Nadbałtyckiego Centrum Kultury w latach 1993-2000 starał się być bardziej pomorski niż niejeden Pomorzanin. Błyskawicznie zjednywał sobie miejscowych artystów, urządzając im wystawy, organizując koncerty. - W NCK Nowak połączył tradycję biesiadowania z konsumowaniem sztuki - z rozrzewnieniem wspomina pisarz Stefan Chwin. Balangi w tzw. kombinacie rozrywkowym Nowaka, czyli w NCK i w pubie znajdującym się piętro niżej, trwały często non stop kilka dni. Do legendy przeszedł też jego Niekabaret, regularna rewia z udziałem trój-miejskich (ale nie tylko) notabli, na którą kilka razy w roku ściągali "nowakofile" z całego kraju. - Udało mu się stworzyć towarzystwo wzajemnej adoracji w laboratoryjnie czystej postaci - mówi Marek Czarnecki, sopocki malarz.

Kiedy Nowak odszedł z NCK, placówka straciła rangę miejsca, w którym wypada bywać. - Za czasów pracy w NCK-u byłem kochany, bo dopieszczałem kulturę lokalną. A Teatr Wybrzeże pełni przecież inną funkcję. Nasze przedstawienia mówią o społecznych bolączkach w sposób, przy którym trudno się zrelaksować - tłumaczy Nowak obecną niechęć władz do siebie i do repertuaru Wybrzeża, w którym pojawiły się spektakle o wojnie na Bałkanach, obecności polskich żołnierzy w Iraku czy bezdomności. Mówi, że za teatr budzący emocje dałby się posiekać.

Trzeba mu oddać, że w ciągu pięciu lat kierowania Wybrzeżem udawało mu się to doskonale. Z martwej placówki uczynił najbardziej efektowną i komentowaną scenę w kraju. Za to wrażenie nie zawsze odpowiadał poziom artystyczny, najczęściej na pierwszy plan wysuwała się właśnie kontrowersyjność inscenizacji, rekordowa liczba premier, niespotykana pracowitość zespołu artystycznego. No i charyzmatyczna osobowość dyrektora. Nowak zawsze był człowiekiem orkiestrą i pilotował kilka projektów naraz, dzisiaj jest m.in. także dyrektorem Instytutu Teatralnego w Warszawie. Ma łatwość nawiązywania kontaktów, dzięki której jego znajomości rozpięte są pomiędzy ministrem kultury a gdańską kloszardką dokarmiającą koty. Pośrodku są artyści, dziennikarze, profesorowie, prominentni gdańscy duchowni i rzesza przypadkowych osób. Do dziś po Trójmieście krążą opowieści o urodzinach Nowaka, na których intelektualne elity bawiły się z chippendalesami. Spotkanym w knajpie hiphopowcom narzekającym, że nie mają gdzie ćwiczyć, zaproponował foyer teatru i udział w najnowszym przedstawieniu "Wesele" [błąd: chodzi o spektakl "wujaszekwania.txt"]. Dlatego marszałek Jan Kozłowski (choć Nowak deklaruje, że marszałek rozstał się z nim kulturalnie) swoją decyzją ściągnął na siebie lawinę środowiskowej niechęci. List protestacyjny zespołu Wybrzeża odczytano ostatnio w radiowej Trójce.

- On ma w sobie coś z wizjonera i hochsztaplera jednocześnie. Przy głębokim poczuciu misji teatru, którego zadaniem jest poruszanie sumienia widzów i targanie ich trzewiami, zalegał z płaceniem artystom - mówi Jacek Sieradzki, redaktor naczelny miesięcznika "Dialog", według którego Nowak uosabia typ dyrektora teatru, wzorowany na wizerunku antreprenerów z lat 20. ubiegłego wieku.

To zderzenie tracącej myszką przedwojennej tradycji z drastycznym teatrem społecznym, za jaki uchodzi Wybrzeże, w przypadku Nowaka wcale nie dziwi. Jego przepustką do środowiska teatralnego był przecież staż w piśmie "Pamiętnik Teatralny" i poparcie ze strony redaktora naczelnego Zbigniewa Raszewskiego - nieżyjącego już największego autorytetu powojennej teatrologii. Do "Pamiętnika" Nowak trafił w czasie studiów, których zresztą nie skończył. - Na pierwszym roku warszawskiej historii sztuki zamiast słuchać wykładów, czytałem pod ławką dramaty staropolskie. Podpatrzyła to moja koleżanka i wydało jej się to na tyle osobliwe, że opowiedziała o tym swojej przyjaciółce, córce profesora Raszewskiego. Ona z kolei opowiedziała o tym ojcu, który poprosił, żeby mnie do niego doprowadzono - wspomina Nowak. To wtedy zajął się teatrem na poważnie.

Zawdzięcza wiele nie tylko Raszewskiemu, lecz także Izabelli Cywińskiej, która jako minister kultury i sztuki w rządzie Tadeusza Mazowieckiego zatrudniła go w ministerialnej komisji do spraw teatru. Obecność dwudziestoparolatka obok uznanych osobowości teatru (m.in. reżysera Macieja Englerta) budziła środowiskową niechęć. Nikt tego nie powie wprost, ale podobno miał tajemniczą zdolność "wkręcania się" do towarzystwa wpływowych ludzi. Cywińska twierdzi, że to sprawa pasji do teatru, którą potrafi zaszczepić wszystkim wokół siebie. - Jemu pali się głowa, ma tysiąc pomysłów na minutę - mówi.

Kto nie wierzy w szczęście cudownego dziecka, wyciąga z rękawa historię Alfreda Nowaka, ojca Macieja, beneficjenta poprzedniego ustroju, m.in. konsula w Leningradzie. - Wielokrotnie słyszałem za plecami plotki o wsparciu ojca. Ale po 1989 roku jego świat się zawalił i to ja pomagałem jemu - mówi Nowak. Dziś trudno prześledzić pogmatwaną historię wpływów, ale ojciec z pewnością znaczy dla niego wiele. Po nim odziedziczył zapewne tupet. Kiedy przed laty przegrał konkurs na redaktora naczelnego miesięcznika "Teatr", jego projekt na własną gazetę zaniósł do ministerstwa sam Kazimierz Dejmek. Podpis Cywińskiej był już tylko formalnością. Na początku lat 90. "Goniec Teatralny" na bieżąco komentował premiery teatralne i zakulisowe ploteczki z punktu widzenia młodych. Z "Gońca" wyrósł "Ruch Teatralny", jedyne pismo odnotowujące z dokładnością księgowego każdy fakt z życia współczesnego teatru polskiego - od recenzji premier, po skład zespołów aktorskich poszczególnych teatrów. Wiele lat później ojciec wyciął dla niego z gazety ogłoszenie: "Duży ogólnopolski dziennik szuka redaktora działu kultury", co skończyło się etatem w "Gazecie Wyborczej".

Tu też powywracał, co się dało. Na pierwszy plan wysunął dziennikarzy z drugiego planu, wziął się też do namaszczania twórców. Nowak z zasady docenia tych, którzy wcześniej stali w cieniu. Za to może w ciemno liczyć na ich wdzięczność. Ingmara Villqista wypatrzył na jakimś konkursie teatrów amatorskich i po jego rekomendacji Roman Pawłowski na łamach "Gazety" przeciętnego pisarza okrzyknął talentem dramaturgicznym. Dzień później w redakcji rozdzwoniły się telefony z prośbą o namiary na nowe bożyszcze polskiej dramaturgii. Podobny los spotkał Pawła Demirskiego. - Jestem przykładem na to, że Maciek działa bezinteresownie - mówi Demirski, który po tym jak przysłał sztukę na konkurs do Wybrzeża, otrzymał staż w teatrze, a następnie stanowisko kierownika literackiego. Jeszcze przed odejściem Nowaka teatr wystawi jego sztukę o Lechu Wałęsie. Jeśli nie talent, temat dramatu z pewnością przyniesie mu rozgłos. - Nowak dużo ryzykował, pozwalając mi rok temu wystawić "Hamleta" w Stoczni Gdańskiej. Kiedy złożył mi propozycję, miałem za sobą dopiero dwa przedstawienia - mówi Jan Klata, dziś jeden z najbardziej komentowanych reżyserów. Nowak uważa, że pomagając młodym, spłaca dług wdzięczności za pomoc, której sam doświadczył jako początkujący teatrolog.

W "Wyborczej" Nowak wciąż pisuje felietony kulinarne. Chociaż jest

dokładnym przeciwieństwem Louisa de Funesa w roli recenzenta kulinarnego z filmu "Skrzydełko czy nóżka", jego kciuk skierowany do góry lub w dół to być albo nie być warszawskich restauratorów. Wśród nich informacja o jego możliwym powrocie na stałe do stolicy zapewne wywoła popłoch.

Podczas naszej rozmowy w przyteatralnej kawiarni do stolika co chwila podchodzą znajomi, którzy na określenie wojewódzkiej władzy używają brzydkich słów, klepią po ramieniu, deklarują wsparcie. Pytają, czy trzeba coś podpisać, jakąś listę. Nowak macha ręką. Wygląda na to, że spór nie będzie się ciągnął w nieskończoność jak ten o łódzki Teatr Nowy. Nowak zrobił swoje, a teraz odjedzie mącić wody w innym miejscu.

* * *

Słynna sesja z Maciejem Nowakiem do wiosennego wydania magazynu "Lifestyle" bardziej śmieszy, niż oburza. Te zdjęcia przelały czarę niechęci pomorskich władz do dyrektora Teatru Wybrzeże. Nowakowi w to graj.

Czy twoim zdaniem skandal wokół odwołania Nowaka jest wyolbrzymiony?

Podyskutuj na forum www.ozon.pl

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji