Artykuły

Urokliwa opowieść o wierności

"Cosi fan tutte" W.A. Mozarta niezmiennie bawi i wzrusza od 26 stycznia 1790 roku. Jej arie i ansamble nie bez racji uchodzą za szczyt kompozytorskiego kunsztu, mozartowskiej elegancji i stylu. Czy z takim samym kunsztem i elegancją realizatorów spotkamy się na poznańskiej scenie? - przed premierą spektaklu w Teatrze Wielkim w reżyserii Grzegorza Jarzyny z niepokojem pyta Adam Czopek.

Ostatnią premierą kończącego się sezonu w poznańskim Teatrze Wielkim będzie "Cosi fan tutte" W.A. Mozarta zrealizowana przez debiutującego na scenie operowej Grzegorza Jarzynę [na zdjęciu], który dotychczas pracował przede wszystkim w teatrze dramatycznym.

Ta dwuaktowa opera do libretta Da Ponte jest urokliwą opowieścią o dwóch parach narzeczonych sprawdzających wierność swoich ukochanych. Młodzi oficerowie Gugliemo i Ferrando wystawiają na próbę wierność swoich narzeczonych Despiny i Fiordiligi. Wynika z tego cała masa zabawnych perypetii "ubranych" przez Mozarta w lekką, pełną blasku i elegancji muzykę, gwarantującą znakomitą zabawę. To najczystszej wody opera buffo, spowita delikatnym obłoczkiem melancholii z odrobiną ironii, w której arie, duety, pełne finezyjnej dynamiki ansamble i recytatywy pojawiają się w przeróżnych splotach i konfiguracjach.

Legenda głosi, że Józef II, cesarz Austrii, na którego zamówienie dzieło powstało, po wiedeńskiej prapremierze zaprosił kompozytora do swojej loży, by wygłosić opinię: "Strasznie to skomplikowane, drogi Mozarcie i okropnie dużo w tym nut!". Na co Mozart miał rezolutnie odpowiedzieć: "Wasza cesarska wysokość, nut jest tyle, ile być powinno, na dodatek każda z nich jest na swoim miejscu". Nie wiadomo, czy legenda jest prawdziwa, czy nie, ale jedno jest pewne - "Cosi fan tutte" niezmiennie bawi i wzrusza od 26 stycznia 1790 roku. Jej arie i ansamble nie bez racji uchodzą za szczyt kompozytorskiego kunsztu, mozartowskiej elegancji i stylu.

Czy z takim samym kunsztem i elegancją realizatorów spotkamy się na poznańskiej scenie? Kontrowersyjny Grzegorz Jarzyna, reżyser inscenizacji, z góry zapowiada, że rezygnuje z pudru, koronek, peruk i podejmuje się ryzykownego zderzenia operowej klasyki ze współczesną interpretacją. Pomoże mu w tym Stephanie Nelson - scenografia, i Felice Ross - reżyseria świateł. Przy pulpicie dyrygenckim stanie Andrzej Straszyński.

Co z tego wyniknie, zobaczymy 6 lipca podczas premierowego przedstawienia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji