Artykuły

Gusła, upiory i... wieszcz na rowerze czyli "Widma" w gdyńskim TM

Przed oczyma widzów - szara płaszczyzna metalowej kurtyny. Słychać 12 uderzeń zegara i na skrawek sceny przed żelazną zasłonę wjeżdża rowerzysta. To Prologus-Mickiewicz (Andrzej Pieczyński), który z lekka zaciągając wypowiada swoją kwestię zaczynającą się od słów: "Dziady jest to nazwisko uroczystości obchodzonej dotąd między pospólstwem w wielu powiatach Prus i Kurlandii". Tak rozpoczynają się "Widma" Stanisława Moniuszki - sceny liryczne z poematu Adama Mickiewicza "Dziady" będące najnowszą pozycją w repertuarze gdyńskiego Teatru Muzycznego.

Sam początek przedstawienia oparty na dość ryzykownym pomyśle jest chyba równie zaskakujący jak i decyzja o włączeniu "Widm" do teatralnego programu. Wiadomość o przygotowywanej pod Kamienną Górą inscenizacji Moniuszkowskiej kantaty opartej na II części "Dziadów", wzbudziła też, mówiąc oględnie, zdziwienie i ponownie nasunęła pytanie o to, w jakim kierunku zmierza ta scena. Wybór "Widm" pochodzących z 1865 r., granych w teatrach rzadko i z miernymi rezultatami, wystawianych najpierw jako okazjonalne widowisko, a potem niemal całkowicie zapomnianych, rzeczywiście mógł wydać się dyskusyjny i niezbyt szczęśliwy. Wątpliwości te rozwiał premierowy spektakl.

"Widma" w inscenizacji Ryszarda Peryta trwają niespełna półtorej godziny i tworzą spójną, klarowną, jednorodną całość, której fabularną konstrukcję i dramaturgię wyznacza przebieg ludowego obrzędu. Nakazane przez rytuał śpiewy, zaklęcia i czynności przywołują zjawy, dusze pokutujących za grzechy. Pamiętamy to - lepiej lub gorzej - choćby ze szkolnej lektury. Mistrz ceremonii - Guślarz zapalający kolejno kądziel, wódkę i święcone ziele ściąga duchy zmarłych dzieci, okrutnego pana i pasterki Zosi. Magiczne te zabiegi utrwaliły się w naszej świadomości nie gorzej niż wyjęte z tekstów kwestie funkcjonujące dość często jako przysłowia czy porzekadła z najpopularniejszym "Ciemno wszędzie, głucho wszędzie, co to będzie, co to będzie".

Gdyńskie "Widma" poza małą i celową modyfikacją w końcowej części, wierne są swemu literackiemu pierwowzorowi. Zmiana polega zaś jedynie na rozbudowaniu finałowej sceny z udziałem Pasterki w żałobie i Upiora-Gustawa. Taki pomysł podsunęła reżyserowi własna inwencja i IV część "Dziadów". Dzięki efektownej końcówce nawiązującej do pierwszej odsłony, przedstawienie zyskało ramową kompozycję, tworząc zamkniętą, logiczną całość.

Inscenizatorowi, wszystkim realizatorom i wykonawcom zawdzięczamy nie tylko przypomnienie wspaniałego, niedocenionego przez teatr utworu o niezaprzeczalnych wartościach literackich i ogromnych walorach muzycznych, lecz także a właściwie przede wszystkim, umiejętne wyeksponowanie tych atutów i wydobycie innych zalet tkwiących potencjalnie w każdym tego rodzaju dziele. Mam na myśli głównie stronę plastyczno-choreograficzną utworu.

W tej warstwie również dochodzi do głosu logika i rygor, co pozwala m.in. na zachowanie równowagi pomiędzy treścią i formą. Forma - mimo możliwości technicznych, jakimi dysponuje nowoczesny teatr, i wbrew temu, co można by sądzić po pierwszej scenie z udziałem Mickiewicza-rowerzysty, nie ciąży na szczęście ku eksperymentowi. Obowiązuje wierność tekstowi, a to co oglądamy jest po prostu jego ilustracją. Potwierdza to choćby scena z Pasterką Zosią, oddana z drobiazgową dokładnością nawet z owym latającym w górze motylkiem i barankiem, który "bieży" przed dziewczyną. Ujawnia się przy tym jeszcze jedna żelazna zasada - ustalony porządek kolorów.

Efektów, chociaż pole do popisu byłoby w tym względzie szerokie, właściwie nie ma poza widowiskowym finałem - wyjściem z grobu Upiora-Gustawa.

Autorem scenografii jest Andrzej Sadowski, choreografem - nowy kierownik teatralnego baletu - Kazimierz Wrzosek, któremu należą się słowa uznania za opracowanie prostych, ale pełnych ekspresji i dynamicznych układów znakomicie komponujących sceniczną przestrzeń. Ruch jest bowiem w gdyńskich "Widmach" bardzo ważnym środkiem wyrazu. Każdy gest i krok ma tu swoje uzasadnienie, służy nadrzędnej koncepcji tworząc jednocześnie - podobnie jak wystrój i kostiumy - nową wartość. Niezapomniane wrażenie pozostawia zwłaszcza taniec sów i kruków (ciekawe pomysłowe stroje) i pląsy dziewcząt wokół zielonego pagórka z pasterką. Są to przykłady znakomitego zespolenia wszystkich elementów - muzyki, słowa, ruchu i barwy.

Za realizację muzycznej strony spektaklu odpowiada Stanisław Królikowski, który przygotował również zespół wokalny. I w tej dziedzinie także - całkowity sukces i zasłużone brawa. "Widma" należą do tych sztuk, w których udział bierze cały zespół - balet, chór, soliści. Tym razem wszyscy wykonawcy pokazali się z jak najlepszej strony, prezentując przyzwoity warsztat i cenną umiejętność gry zespołowej. Soliści mieli tu natomiast do powiedzenia nieco mniej, z wyjątkem Guślarza prowadzącego cały spektakl. Rolę tę powierzono Kazimierzowi Sergielowi z POiFB, który rzeczywiście wypadł wspaniale. Obok niego zwracają uwagę Ryszard Ronczewski - Upiór i Andrzej Kijewski - Widmo, wśród pań zaś zdecydowanie wyróżniają się Grażyna Drejska (Józio) i Hanna Hadrawa (Zosia-widmo), bo też jedynie one mają większe kwestie do wyśpiewania i powiedzenia, a robią to poprawnie i z wdziękiem. Sympatię publiczności zyskuje też Andrzej Pieczyński, czyli wieszcz Adam otwierający i zamykający przedstawienie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji