Artykuły

Kantata do i poematu wieszcza

Bieżący sezon artystyczny przyniósł dotychczas warszawskiej publiczności trzy prezentacje na scenie Teatru Rzeczypospolitej. Były to: "Wielkanoc" Augusta Strindberga - przedstawienie Teatru im. Stefana Jaracza w Łodzi, bardzo stylowe i wysmakowane, wkomponowane w cykl imprez Międzynarodowej Konferencji Strindbergowskiej; "Pułapka" Tadeusza Różewicza - spektakl Teatru Wybrzeże z Gdańska, o doskonałych proporcjach udziału wszystkich twórców scenicznych oraz "Widma" Stanisława Moniuszki do II części "Dziadów", wystawione przez gdyński Teatr Muzyczny.

Po raz pierwszy na najmłodszej acz reprezentacyjnej scenie teatru ogólnopolskiego zagościł dramat śpiewany. Zapoznana kantata twórcy opery narodowej do "scen lirycznych z poematu Adama Mickiewicza".

"Dziady" jest to nazwisko uroczystości obchodzonej dotąd między pospólstwem w wielu powiatach Litwy, Prus i Kurlandii, na pamiątkę dziadów, czyli w ogólności zmarłych przodków". Tymi słowy, z obszernej inwokacji samego Mickiewicza i pod jego postacią rozpoczyna Prologus(Andrzej Pieczyński) urzekające zjawisko sceniczne, którym stały się "Widma" w opracowaniu, inscenizacji i reżyserii Ryszarda Peryta.

Obrzędową, ludową, melodyjną samą w sobie część dzieła wieszcza, Peryt przedstawia z pięknie wystylizowaną dosłownością, przywodzącą na myśl konwencję jasełkową, aczkolwiek w atmosferze powagi. Sceny przywoływania duchów w kaplicy, postać Guślarza (Kazimierz Sergiel), niema postać matki (Mirosława Malicka, Pan-Widmo (Andrzej Kijewski), Upiór-Gustaw (Ryszard Ronczewski) tchną prawdziwością romantycznych wyobrażeń i celebrowane są w zgodzie z intencją Mickiewicza.

Ta warstwa przedstawienia połączona jest w jedno z niezwykłej świeżości pomysłem ukazania "duszyczek" w sposób statyczny, jako barwnych naklejanek, jako niemal nieruchomych, zastygłych przybyszów z miejsca między niebem a ziemią. Pojawienie się znad sceny aniołków Józia i Rózi (Grażyna Brejska, Beata Biwojno) na obłoczkach czy Pasterki w żałobie (Iwona Budner) stojącej na wzgórku, z barankiem "jako żywym" u stóp, z motylkiem nad głową, tworzy kapitalną jedność w kontraście z postaciami cierpiącymi męki piekielne.

Dekorator Andrzej Sadowski odtworzył i ludzi, i upiory, i zabudowę (z sypiącymi kurzem deskami podłogi opuszczonej kaplicy), i kostiumy dokładnie tak, jak wszystko to musiało wyglądać w połowie XIX wieku. I ta ujęta w lekki cudzysłów teatralność gdyńskich "Widm" jest jej ogromnym walorem.

Ale to jeszcze nie wszystkie zalety spektaklu, w którym pierwszym wśród równych jest wspaniały Chór, ten mickiewiczowski Chór - tutaj właśnie śpiewający: czysto, dźwięcznie, mocno i dramatycznie. Na wrocławskim festiwalu dla zbiorowego współtwórcy sukcesu - Zespołu Wokalnego Teatru Muzycznego - jest w pełni zasłużona i uzasadniona.

Muzyka Stanisława Moniuszki przystaje do strof "Dziadów" tak, jakby się wspólnie rodziły. Pięknie ją podaje orkiestra pod dyrekcją Stanisława Królikowskiego, nadążając nawet w chwilach przyspieszenia tempa przez solistę w sposób prawie niezauważalny. Teatr gdyński, kierowany od niedawna przez Jerzego Gruzę, pokazał w pełnym blasku perełkę polskiej sztuki matowiejącą w zakamarku jej skarbca.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji