Artykuły

Mgła

Jest to przedstawienie od początku do końca zamglone. Nie tylko dlatego, że dzieje się przez cały czas na tle pokrytego długimi pasmami chmur słabo rozświetlonego horyzontu i że widownię oddziela od sceny zasłona z muślinu, która zaciera kontury postaci i przedmiotów, a meble ze starych pałaców Wenecji i Lozanny pokryte są welonami z gazy, wyglądającej jak pleśń i pajęczyna. Mgła jest od początku do końca w grze aktorów, w całej inscenizacji, w tekście. Wiadomo, że Sułkowski zginie pod Kairem, wiarusy z Legionów powymierają na San Domingo, bardzo "literacki" romans kondotiera wolności z księżniczką pozostanie nie spełniony, a triumfować będą d'Antraingues, Mordwinow, Worsley, którzy poprzez Święte Przymierze narzucą spokój Europie na wiele lat.

Żeromskiemu nie udało się napisać prawdziwej tragedii. Jego rozbita na szereg obrazów kronika ostatnich lat życia Sułkowskiego, mająca, w okresie kiedy została napisana, wszelkie cechy politycznej publicystyki, pozostała w istocie jakimś nigdy do końca nie spełnionym teatralnym marzeniem. Jakimś odbłyskiem "Popiołów", utworem, w którym zabrakło największej siły wielkiego prozaika, jaką był opis zdarzeń, miejsc, krajobrazów, ludzkich uczuć i myśli. Proza Żeromskiego, rozpisana na dialog, zamknięta w oschłej konwencji dyskursywnego dramatu, traci całą moc i rozpęd, akcja jego sztuki nie rozwija się, ale płynie kręto i wolno jak strumień zawadzający o muliste brzegi, na wstępie, skazana na klęskę, jak jej bohater na śmierć.

Z mgły, pajęczyny i melancholii trudno jest tworzyć literaturę, jeszcze trudniej dramat, a najtrudniej przedstawienie.

Zapasiewicz, grający tytułową rolę, dzielnie walczy z własnymi dyspozycjami, które wyraźnie skłaniają go obecnie ku wielkim rolom charakterystycznym, dyskutuje z żołnierzami, miażdży intrygantów, wzdycha do Mirosławy Krajewskiej, grającej księżniczkę, Holoubek snuje się wokół niego, wcielony w złą, mądrą i demoniczną postać d'Antrainguesa na co dobrotliwie spogląda z wysokośći swego rodu i stanowiska Książę Herkules d'Este, grany przez Mrożewskiego. Jakże stereotypowe są postacie tej sztuki: romantyczny heros, pełna wszelkich cnót księżniczka, przebiegły, zły do szpiku kości dworski intrygant. Zupełnie, jakby Żeromski wypełnił swoją napisaną w 1910 roku sztukę bohaterami wziętymi z historii dramatu.

Reżyserowi wystawiającemu dzisiaj "Sułkowskiego" pozostają właściwie tylko dwie drogi - albo może on po prostu dać aktorom zadania jak najlepszego zagrania tych "szkolnych" postaci, albo szukać tego, co się poza nimi kryje. Ale prawdziwą, znaczącą i ważną publicystykę historiozoficzną znaleźć można w innych utworach z tamtej epoki: u Wyspiańskiego, u Micińskiego albo też jeszcze wcześniej u Mickiewicza, Słowackiego, Krasińskiego. Wystawiając "Sułkowskiego", mógł tam Dejmek znaleźć rzeczywiście ową mglistą, osnutą pajęczyną melancholię, ów nastrój zadumy i rozczarowania, który dominował po klęsce 1905 roku. Ale sam "nastrój" w dramacie na ogół wystarcza tylko na jednoaktówkę, w teatrze - na jedną scenę. Potem już ciągnie się akcja, po której nikt niczego nie oczekuje.

Sam wybór tego utworu przez reżysera, który zawsze malował wszystko grubymi liniami, który właśnie gubił nastroje na korzyść myśli i jasno sformułowanych tez, któremu z tradycji bliższy zawsze był barok niż romantyzm czy ekspresjonizm niż symbolizm, jest jakimś nieporozumieniem. Przedsięwzięciem, które jak polityczna i wojskowa, i osobista kariera Sułkowskiego, od początku skazane jest na niepowodzenie.

"Sułkowski" należy do podstawowego kanonu naszej dramaturgii nie tylko dlatego, że napisał go autor "Popiołów", ale historyczno-literacka pozycja czy wartość tej sztuki nie przesądza jednak o jej przydatności na scenie. Prawie wszystkie jej inscenizacje są jakoś nie w pełni udane. Nawet to, co w czytaniu wydaje się bezsporne, w teatrze traci swoją nośność, zazwyczaj o jakości spektaklu decydują aktorskie kreacje, tworzone na dość niewdzięcznym materiale. Dejmek skoro już podjął się - jak Sułkowski patrolu w Kairze - inscenizacji tej sztuki, to z pewnością miał rację, że próbował wydobyć z niej to, co u Żeromskiego-pisarza najcenniejsze: ten przedziwny na pół symboliczny "nastrój" czy tylko mglisty, dziwny i nieokreślony koloryt opisywanych przez niego pozornie realistycznych w pełni scen. Szukał w dramacie tego, co znaleźć można w powieściach. Zrobił przedstawienie, w którym nawet przegrywając, nie musi wstydzić się porażki, ale w którym nie mógł odnieść sukcesu. A za jedno tylko należy mu się bezspornie pochwała: że skreślił ostatni epizod z Napoleonem, któremu Zawilec przynosi skrwawiony strzęp generalskiego uniformu Sułkowskiego. Zamiast tego, skomponował najlepszą w całym spektaklu scenę końcową, gdzie Sułkowski odrywa od munduru i oddaje Venture'owi swój krzyż, a potem odchodzi w mgłę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji