Artykuły

"Sułkowski" w stylu monumentalnym

"Sułkowski" należy do najważniejszych dzieł Żeromskiego. Wiadomo, jak wielką wagę przywiązywał do tego dramatu autor.

Żeromski nie oszczędził w "Sułkowskim" nikogo z tych, których obciążał odpowiedzialnością za tragiczny los ojczyzny, za utratę niepodległości, krzywdę chłopów i bezlitosny ucisk ludu. Piętnował zdradę, która rozpleniła się wśród możnych, spojrzał na historię Polski w klasowy nieledwie sposób, pełen sympatii dla sił rewolucyjnych, walczących "Za Waszą i naszą wolność".

Jest wreszcie w tym dramacie krytyczny stosunek do Bonapartego i bonapartyzmu, tak rzadki w owym czasie wśród historiografów polskich. Bez "Sułkowskiego" nie byłoby "Kordiana i chama" Kruczkowskiego, ani "Opowieści o Bartoszu Głowackim" Wasilewskiej. Pisarze lewicy polskiej okresu międzywojennego pozostawali pod wielkim wpływem tego dramatu i postawionej w nim problematyki.

A jednak inscenizacja tej sztuki jest sprawą bardzo trudną. Świadczą o tym liczne próby i doświadczenia, podejmowane w ciągu kilku dziesięcioleci przez teatr polski. Już po opublikowaniu "Sułkowskiego" w roku 1910 pojawiają się głosy, że jest to dramat raczej do czytania niż do grania. Wiele w nim pięknych zdań i myśli, lecz mało działań. W dodatku melodramatyczny wątek miłosny, spleciony nierozerwalnie z problematyką polityczną dramatu, zaciemnia jej wymowę.

Kazimierz Dejmek szedł więc, inscenizując "Sułkowskiego", drogą niełatwą, świadom zapewne walorów i słabości dramatu. Dokonał poważnych skrótów w tekście, co wyszło przedstawieniu na zdrowie. Przeciął pierwszy akt sztuki na dwie części, poprzedzając rozmowami na biwaku zarówno pierwszą, jak i drugą część przedstawienia. Sugerując się zapewne listem Żeromskiego do Karola Szymanowskiego i propozycją napisania muzyki do tego dramatu przez naszego wielkiego kompozytora, potraktował sztukę nieledwie jak operę. Rozegrał ją w zwolnionym tempie, komponował monumentalne sceny i obrazy o wielkich walorach wizualnych (bardzo piękna scenografia Andrzeja Majewskiego), kazał aktorom mówić tekst z namaszczeniem, jakby śpiewali operowe arie. Wynikło z tego przedstawienie piękne, ale statyczne, akademickie, świecące chłodnym, księżycowym blaskiem, podczas gdy potrzebny był żar wielkich namiętności i zapał gorących sporów. Wyparowały gdzieś ostre konflikty społeczne, które były przecież najmocniejszym atutem

"Sułkowskiego", a mowy wiarusów na biwaku przypominały raczej filozoficzne dywagacje, niż pełne goryczy i żalu oskarżenia ofiar "chłopskiej krzywdy".

Trudno emocjonować się tym przedstawieniem. Szczególnie, że aktorzy także nie potrafią porwać widowni. Zbigniew Zapasiewicz nie może zaliczyć roli Sułkowskiego do swych sukcesów. Ten utalentowany aktor nie został tu najlepiej obsadzony. Rola Sułkowskiego wymaga młodości autentycznej lub scenicznej, swoistego połączenia naiwności i wiary, wreszcie niezwykłego uroku osobistego. Tego zabrakło w grze Zapasiewicza. Jest on raczej inteligentnym graczem, doświadczonym i steranym w bojach oficerem, kandydatem na wodza, który terminuje u boku Napoleona, niż romantycznym bohaterem. Zdaje sobie sprawę, że przegrał swą grę i dlatego w końcowej scenie sztuki oglądamy raczej dobrowolną śmierć, nieledwie samobójstwo Sułkowskiego, a nie tragedię nieposłusznego oficera, którego Napoleon posyła na pewne zgubę. Trudno się też zgodzić z usunięciem końcowej sceny sztuki, w której Napoleon salutuje obłudnie skrwawiony strzęp munduru Sułkowskiego. Ta scena ma zawsze niezawodną wymowę teatralną, moralną i polityczną.

Najlepiej wypadła w inscenizacji Dejmka rozgrywka pomiędzy Sułkowskim a d'Antraiguesem w czwartym akcie sztuki. Ale bo też Dejmek miał tu do dyspozycji aktora miary Gustawa Holoubka, który w sposób najbardziej przekonujący przedstawił argumenty podłego intryganta. Byliśmy mu już prawie skłonni przyznać rację. Ale tu i Zbigniew Zapasiewicz zdobył się także na znacznie większą siłę wyrazu niż w innych scenach przedstawienia.

Zdzisław Mrożewski zagrał z godnością i dostojeństwem księcia Modeny, Bolesław Płotnicki był bardzo sympatycznym Venturem. Mirosława Krajewska (Księżniczka) położyła większy nacisk na intelektualną zawartość tej roli niż na jej treść emocjonalną. Wiarusów grali: Stefan Środka, Janusz Paluszkiewicz, Tadeusz Bartosik, Ryszard Pietruski, Zbigniew Koczanowicz i Wojciech Duryasz. Niestety, nie zawsze słychać było dość wyraźnie co mówią. Wśród spiskujących w domu księcia Modeny dygnitarzy i dyplomatów znaleźli się aktorzy tak poważni, jak Andrzej Szczepkowski, Mieczysław Voit, Zygmunt Kęstowicz, Czesław Kalinowski, Mieczysław Milecki i Jarosław Skulski. W tej scenie szwankowało jednak tempo, podczas gdy tu właśnie publiczność powinna była odczuć nerwowość i przerażenie zaskoczonych rewolucyjną sytuacją notabli.

Szkoda dużego wysiłku teatru. Oczekiwaliśmy jednak po tym "Sułkowskim" czegoś więcej, niż tylko ciągu pięknie skomponowanych żywych obrazów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji