Artykuły

Ból i poezja

"Alina na zachód" w reż. Pawła Miśkiewicza w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Anna Czajkowska w serwisie Teatr dla Was.

"Alina na zachód", w reżyserii Pawła Miśkiewicza w Teatrze Dramatycznym, to sztuka niemieckiego aktora, pisarza i dramaturga średniego pokolenia, Dirka Dobbrowa, znanego głównie dzięki "trylogii przedmieść", zwanej też "trylogią dorastania", którą tworzą dramaty "Legoland" (1999 r.) "Alina na zachód" (2000 r.) oraz "Raj" (2001 r.). Bohaterowie wszystkich trzech żyją na obrzeżach, przedmieściach "normalnego" społeczeństwa, poza głównym nurtem, zawrotnym tempem, z dala od świata apartamentowców, szybkich samochodów, rozświetlonych galerii handlowych. Akcja sztuki "Alina na zachód" rozgrywa się na nieczynnej stacji benzynowej, położonej przy bocznej drodze na skraju miasta. Zamieszkują ją matka i dorosły syn. Kobieta usiłuje stworzyć z tego miejsca coś w rodzaju przytulnej wiejskiej posiadłości, ale to nierealne. Z okien budy nie roztacza się sielski widok na pola, jak uparcie twierdzi, tylko na obskurne śmietnisko. Nic się tu nie dzieje, garstka zagubionych, nieprzystosowanych ludzi, podobnych do Toma i Gerdy, zanurzonych w niespełnionych marzeniach, żyjących swoim wolnym rytmem, z dala od centrum city. Pewnego dnia na stacji benzynowej pojawia się tajemnicza kobieta (Marta Król); podjeżdża białym fordem mustangiem i szuka toalety. Ale czy tylko? ""Alina na zachód" - co to właściwie znaczy? Nie ma czasownika. Pierwsze skojarzenie: dziewczyna w drodze. Coś w drodze robiąca, ale nie wiadomo co, bo nie ma tego czasownika. Jakby zawieszona. Na zachód, ale niewiadomo skąd ani dokąd. Jedzie? Ucieka? A może jedzie bez celu?[] Postać, w której znajdziemy tysiące pytań. Niedookreślona, nieuchwytna. Czy ona w ogóle istnieje, czy jest tylko marzeniem Toma, głównego bohatera?" - opowiada o swej bohaterce Marta Król. Młoda zagubiona dziewczyna przywozi ze sobą powiew wielkiego świata, budzi tęsknotę. Wśród mieszkańców przedmieścia zajaśniało maleńkie światełko nadziei - na wyrwanie się z koszmarnego kręgu własnych niespełnionych pragnień, uwolnienie od ran zadawanych przez życie. Ale błyśnie na krótko... . Alina jest taka inna - Tom (Marcin Bosak) przekręca jej imię na Alien - Obcy. Gna przed siebie, jak ścigana, bez zastanowienia, byle dalej. Mimo to staje, na moment, na kilka chiwl. Śpiewa kiczowate piosenki, śmieszne i smutne. Między nią a Tomem coś się wydarzyło. Marcin Bosak doskonale pokazuje zmiany, jakie pomału zachodzą w psychice nieporadnego, początkowo infantylnego Toma. Ona mu coś dała, obudziła w nim wiarę i nadzieję, pomogła dojrzeć. I on również jej coś podarował. Tyle że dalszego ciągu nie będzie, każde z nich idzie przecież swoją drogą i zmaga się z własną przeszłością. W ich spotkaniu jest jakaś melancholia, sentymentalizm, delikatność i niedopowiedzenie. Katarzyna Figura, jako matka Toma, kobieta strasznie poraniona przez los, gra wspaniale. Kolejny już raz pozwala publiczności dostrzec swoje szerokie aktorskie możliwości. Udowadnia, iż doskonale sprawdza się w trudnych rolach matek, kobiet pokiereszowanych przez życie. Na potrzeby spektaklu, w 2006 roku ogoliła głowę! By lepiej zrozumieć swoją bohaterkę. Gerdę przy życiu trzymają tylko złudzenia i marzenia. Obsesyjnie czyści, szoruje muszlę klozetową, sprzęty, okno. Chce udowodnić sobie i innym, że to jej daje szczęście - ów "sielski domek", a w rzeczywistości rozpadająca się buda wśród piachu i śmieci. Do tego miłość syna, który ma problemy z myśleniem. Uwielbia, gdy ten mówi do niej "mamo". Pozory rodzinnego spokoju - czego jej jeszcze trzeba?? Kokietuje mężczyzn, mizdrzy się do szefa, bo ufa, że zapewni w ten sposób synowi posadę w banku. Ileż ironii w tym wmawianiu sobie i innym - tu jest nasze miejsce, tu nasza radość. Widzowie wręcz kamienieją obserwując wstrząsająca scenę, gdy bliski kolega Toma każe się bohaterce rozebrać, poniża ją, chce zgwałcić. Drugoplanowe postacie, to równie doskonałe kreacje. Aktorzy nie boją się brzydoty, banalnych obrazów, grają sobą, bez skrępowania, by jak najpełniej wyrazić emocje tkwiące bohaterach. Nikodem, (Władysław Kowalski) zamieszkuje przyczepę kempingową wraz z niemą żoną. W groteskowy sposób, do znudzenia demonstruje otoczeniu swoje kalectwo. Domaga się współczucia, sam, egoista i tyran. Jego żona (Jolanta Olszewska), wciąż przez niego poniżana, znosi to, ale nie traci samej siebie, swej godności. Swe uczucia i emocje wyraża w wygrywanej na butelkach melodii . Krzysztof Dracz w roli Eggerta - szefa oddziału banku, trochę dziwak, trochę sztywny pozer, w głębi skrywa samotność i niepokojącą, nieco demoniczną mroczność. Są w spektaklu bolesne sceny, trudne, uderzające, ale jest też poezja. Chrzęst piasku, dźwięk spadających kropli deszczu, muzyka grana na żywo, scenografia potęgują jeszcze poetyckość i melancholijność przepięknego obrazu, który stworzył reżyser. I chociaż trwające dookoła PKiN prace budowlane irytująco i bardzo skutecznie utrudniają dotarcie do Teatru Dramatycznego, widzowie, często zziajani po długim biegu, cieszą się czasem spędzonym w towarzystwie "Aliny na Zachód".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji