Artykuły

Warszawianka

Są sztuki tak związane z naszą historią i tradycją narodową, a zarazem z tradycją teatralną, że każdorazowe ponowne ich wystawienie musi budzić szacunek dla odwagi tego, który po nie sięga. Do takich sztuk należy niewątpliwie "Warszawianka" Stanisława Wyspiańskiego, którą pokazał Teatr Klasyczny w Warszawie. Co więcej - przed teatralną premierą (mamy prawo sądzić, że nie jest to rzecz zrobiona jedynie dla tv - w przeciwnym wypadku byłoby to nieuczciwe w stosunku do innych teatrów, biorących udział w festiwalu) zaprezentował ją w TV, licząc - i chyba słusznie - że TV Festiwal Teatrów Dramatycznych wzbudzi przede wszystkim zainteresowanie telewidzów spoza Warszawy. Co za tym idzie, gdy "Warszawianka" wejdzie na afisz, może liczyć na widownię warszawską, a już na pewno może liczyć na młodzież szkolną.

Po tym, co zobaczyliśmy mamy prawo sądzić, że Ireneusz Kanicki wystawił "Warszawiankę" nie tylko z powodu pietyzmu dla jej treści, wartości i gwoli tradycji teatralnej, lecz także, że potraktował on tę "Pieśń z 1831 roku" jako głos w toczącej się już od szeregu lat dyskusji na temat "bohaterszczyzny", na temat jakże często w naszej historii aktualny: podejmowania walki narodowo-wyzwoleńczej w momencie, gdy pewniejsza od zwycięstwa jest klęska. Ta "Warszawianka" mówiła, że bohaterstwo to nie tylko piękny gest, ale czasem nasza dziejowa konieczność. Tak postawiony problem najpełniej odbijał się w ustawieniu postaci Chłopickiego. Zygmunt Maciejewski świetnie poprowadził scenę dyskusji między Chłopickim a pozostałymi żołnierzami. W miarę ironiczny, w miarę wzniosły, w ostatnich scenach był przejmująco tragiczny. Szkoda, że nie znalazł godnych siebie partnerów. Wiele wzruszających momentów zawdzięczamy Annie Milewskiej odtwarzającej rolę Marii. Pięknie oddała liryzm, tragizm i patos tej postaci.

"Warszawianka" to chyba jedna z nielicznych w światowej dramaturgii sztuk, w której znajduje się tak przedziwna rola, jaką jest postać starego Wiarusa. Bez słów trzeba oddać wszystkie uczucia żołnierza meldującego dowódcy o klęsce oddziału, o klęsce narodu. Dla starszego pokolenia rola ta na zawsze zrosła się z postacią Ludwika Solskiego. Obawiam się, że Czesław Roszkowski nie stworzy nowej tradycji. Być może, że na scenie potrzebna jest w tym wypadku przesadna mimika, gra oczu. W telewizji, przy zbliżeniach dało to wręcz groteskowe efekty.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji