Artykuły

Granice eksperymentu

W przeddzień rocznicy wyzwolenia Warszawy Teatr Niedzielny przedstawił opowiadanie Jerzego Andrzejewskiego "Warszawianka". Przedstawił opowiadanie - to brzmi niezręcznie, ale zawiera chyba jakąś prawdę o inscenizacji Ireneusza Kanickiego, inscenizacji wykazującej jak bezradne bywają pewne telewizyjne konwencje wobec pewnych najprostszych form literackich: jak niczego czasem nie jest w stanie dopowiedzieć obraz do skończonego kształtu relacji literackiej. Oczywiście, można się było pokusić o dosłowny przekład opowiadania na "język" obrazu, realistyczną próbę zaadaptowania każdej sytuacji, rozegrania każdej sceny i doprowadzenia do efektownej - również opowiedzianej obrazem - pointy. Ale nie o to tu chodziło, lecz po prostu o artystyczną interpretację tekstu. Opowiadanie Andrzejewskiego zostało więc poddane najprostszemu zabiegowi, wypróbowanemu już nieraz i to z powodzeniem w telewizji; zostało rozpisane na głosy i zawierzone już tylko czarodziejskiej, telewizyjnej fascynacji twarzą aktora, fascynacji wielkim planem, detalem, melodią ludzkiego głosu, a więc tym elementom, które obraz telewizyjny budują najwdzięczniej i najsugestywniej. Pod warunkiem jednak, że są to elementy funkcjonalne w stosunku do treści i sposobu jej przekazania, że powierza się im jakąś dramaturgiczną rolę, że nie mają składać się wyłącznie na opis twarzy aktora.

Opowiadanie Andrzejewskiego, liczące sobie z górą 20 lat, należy do tzw. literatury sercem pisanej, literatury wyrosłej na najświeższej glebie wojennych przeżyć i cierpień, a więc niesłychanie sugestywnej i autentycznej, ale dziś już nieco anachronicznej w swej bezpośredniości i w swym braku dyscypliny uczuć.

Ale te cechy "Warszawianki" - aby utwór mógł przemówić swym własnym językiem - wymagały jednak w jego telewizyjnym kształcie przede wszystkim pogłębienia, zachowania jednolitości punktu widzenia autora, jego subiektywności widzenia i jego rozumienia straszliwego piekła pruszkowskiego transportu, zachowania całego kłębowiska obserwacja myśli i odczuć, bezmiaru nędzy i bezmiaru apatii. "Warszawianka" została tylko rozpisana na głosy - rozdzielona na twarze tak, że trudno było nawet dopatrzeć się logicznego uzasadnienia takiego właśnie podziału ról i celowości wyodrębnienia np. postaci narratora z grupy ...innych narratorów, tyle że ucharakteryzowanych, bo mających już swym wyglądem zewnętrznym dopowiadać zawarte w utworze treści. Mechaniczne cezury narzucone tekstowi rozbijały wprawdzie monotonię obrazu, sam tekst jednak niepotrzebnie komplikując. Aktor i tekst - to byłoby rzeczywiście za mało; aktorzy i tekst - okazało się za dużo. Szukająca swego ideału telewizyjna prostota, nieustający eksperyment w poszukiwaniu nowoczesności i szlachetności środka telewizyjnego przekazu - wszystko to może stać się tylko pozorem, jeśli przekroczy wyznaczone już przez punkt wyjścia - granice.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji