Artykuły

Słabe tętno

JAK na razie tegoroczny program telewizyjny nie może złapać oddechu. Nie idzie tu zresztą o poziom i atrakcyjność poszczególnych audycji, zwłaszcza programów cyklicznych czy stałych. Wiadomo bowiem, że najlepszy nawet układ treściowy czy formalny zaczyna po pewnym czasie nużyć. Stałe audycje wymagają właściwie ciągłych zmian merytorycznych i organizacyjnych (np. Dziennik TV). Rzecz w tym, żeby całość programu wykazywała żywe tętno, żeby było w nim jak najmniej miejsc pustych, żeby nie trzeba było się mozolić w wyszukiwaniu jako tako interesujących pozycji.

A tymczasem w koronnym dziale polskiej TV, mianowicie w Teatrze telewizyjnym odczuwa się stan zawieszenia, ciągłe, prawie już chroniczne oczekiwanie na spektakl większego kalibru. Bo mimo całej atrakcyjności i uroku nie stanowił wydarzenia "Koniec pani Cheney". Naprawdę znakomity "Zegarek" Szaniawskiego został powtórzony w telewizji bodaj po raz trzeci. Oczywiście takie spektakle warto wznawiać, zwłaszcza dla nowo przybyłych telewidzów, ale, czy koniecznie w poniedziałek? "Zegarek" Szaniawskiego był stosunkowo krótki i mógł się z powodzeniem zmieścić na przykład w środę. Inna rzecz, że koncertową grę Łomnickiego warto obejrzeć nie jeden raz. Jego głosowa przemiana z niewinnego i nieporadnego chłopca w dojrzałego i sarkastycznego mężczyznę miała w sobie coś z magii. (Zresztą w ogóle Tadeusz Łomnicki reprezentuje rzadki typ tzw. aktora transmutacyjnego}. Cała przy tym sztuka Szaniawskiego, przerobiona z radiowego słuchowiska, ma zniewalający urok humorystyczno-poetycki, jakby niepodległy czasowi. Reżyser Antczak poprowadził całość precyzyjnie, wydobywając ze sztuki walory radiowe i telewizyjne.

Natomiast zły teatr radiowy przypominało niedzielne przedstawienie "Warszawianki" wg Jerzego Andrzejewskiego (reżyserował Ireneusz Kanicki). Idea rozłożonego na głosy opowiadania nie znalazła szczęśliwego odpowiednika w sposobie podania tekstu - patetycznym, namaszczonym, deklamacyjnym. Rocznicę wyzwolenia Warszawy uczcili za to świetnie i pomysłowo twórcy montażowego filmu dokumentalnego pt. "Homo varsoviensis" (scenariusz Olgierda Budrewicza).

W programach rozrywkowych (zwłaszcza sobotnich) nie notujemy też na razie nic specjalnie frapującego. Po NRF-owskim przeglądzie rewii pt. "Czy państwo lubią rewię?" (w czterech odcinkach), obejrzeliśmy dwa radzieckie programy: interesujący miejscami "Radziecki Zespół Estradowy" (8 stycznia) i zdecydowanie słabszą "Śnieżną fantazję" (15 stycznia).

Za to dużą satysfakcję sprawił niedzielny recital francuskiego piosenkarza i poety Jacquesa Brela (z pochodzenia Belga). Był to program co się zowie artystyczny, wybiegający ponad standard rozrywkowy. Brel jest pieśniarzem szczególnego rodzaju: jego utworów nie można oddzielić od autorskiej interpretacji. Siła artystyczna jego piosenek tkwi nie tyle w melodii czy w ogóle w muzyce, ile w tekście i ekspresji wykonania. Brel jest szorstki, dramatyczny, nieuładzony - jakże daleki od "włoskiej lemoniady" - a przecież liryczny i sentymentalny w najlepszym tego słowa znaczeniu (np. w piosence "Nie opuszczaj mnie" ze słynną frazą "pozwól mi stać się twym cieniem, cieniem twego cienia, cieniem twojej ręki, cieniem twego psa"). W jego repertuarze zwracał uwagę m.in. "Walc na tysiąc taktów", pozornie igraszka muzyczna, w gruncie rzeczy przejmujący wyraz rozpędzonej machiny cywilizacyjnej współczesnego wielkiego miasta. Jest rzeczą charakterystyczną (także dla francuskich obyczajów wydawniczych), że teksty piosenek Brela zostały wydane w serii gromadzącej znakomite nazwiska współczesnej poezji francuskiej.

Od filmów wyświetlanych w telewizji przestaliśmy już oczekiwać rewelacji. Przy okazji małego festiwalu Marleny Dietrich mogliśmy obejrzeć wprawdzie "Błękitnego anioła"; "Marokko" i "Pokusa" miały już tylko przyjemny posmaczek archiwalny. Nadany w ostatnią sobotę "Pewien uśmiech" (wg powieści Saganki) był pozycją wyraźnie "odfajkowaną" przez reżysera Negulescu. Nieco za to dreszczów dostarczył nowocześnie zrealizowany kryminał Hosseina "Oczy świadka" (13. I).

Ze zdumieniem wysłuchaliśmy bezładnej i mało merytorycznej dyskusji o komedii w ostatniej audycji "Na wielkim ekranie". Jej niedostatki jakby odbijały "osłabione tętno" pracy programowej polskiej TV.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji