Artykuły

POŻEGNANIA: Adam Hanuszkiewicz (16. 06.1924 - 04.12.2011)

Był wybitnym aktorem i reżyserem. Dyrektorem teatrów Powszechnego, Narodowego i Nowego. Obłąkanym na punkcie teatru. Kiedy Go od niego w nieelegancki sposób odsunięto, załamał się.

Dziś, kiedy już nie ma Adama wśród nas, wystawia się Mu laurki i pieje hymny pochwalne na Jego cześć.

Swoje wizje realizował w przedstawieniach, które wywoływały zachwyt lub oburzenie. Nigdy obojętność. Szanował teksty autora. Nie dopisywał do nich własnych. Jego przedstawienia były klarowne i zrozumiałe w przepięknej oprawie scenograficznej Xymeny Zaniewskiej i Mariusza Chwedczuka. Czasem szokujące, ale nie do tego stopnia co dzisiejsze. Chodziły na nie tłumy, zwłaszcza młodzieży. To On ukształtował osobowości Daniela Olbrychskiego, Krzysztofa Kolbergera, Grażyny Szapołowskiej, Anny Chodakowskiej i Bożeny Dykiel. Kierował się wiedzą i doświadczeniem, ale przede wszystkim intuicją, która Go nie zawodziła. Pracowity i wymagający. Był prekursorem tego, co się dziś dzieje w polskim teatrze. Tyle tylko że w lepszym stylu. Miał licznych zwolenników, ale i przeciwników, którzy rzucali mu kłody pod nogi. Imputowali rzeczy nieprawdziwe. Robili to z zazdrości. Oburzali się i wieszali na nim psy, kiedy obejmował dyrekcję Teatru Narodowego po Kazimierzu Dejmku. Środowisko bojkotowało Go, nazywało zdrajcą. Pracował wtedy ze zdwojoną siłą.

Tworzył znakomite przedstawienia. Pamiętam je do dzisiaj: "Balladynę" Słowackiego na hondach z Anną Chodakowską i Bożeną Dykiel, "Nie-Boską Komedię" Krasińskiego z Andrzejem Nardellim w roli Orcia, "Hamleta" Szekspira z Danielem Olbrychskim. "Miesiąc na wsi" Turgieniewa i "Fedrę" Racine?a z Zofią Kucówną, "Wacława dzieje" Garczyńskiego z Krzysztofem Kolbergierem, a także Norwida, Słowackiego i Fredrę. Dbał o piękno języka polskiego.

Był współtwórcą i naczelnym reżyserem Teatru Telewizji. W każdy poniedziałek cała Polska czekała na Jego spektakle z udziałem najwybitniejszych aktorów. Na "Pana Tadeusza" Adama Mickiewicza z Andrzejem Zaorskim i Joanną Jedlewską w roli Podstoliny, na "Opowieści mojej żony" Mirosława Żuławskiego i "Marię" Ireneusza Iredyńskiego z Zofią Kucówną, na "Romeo i Julię z Krzysztofem Kolbergerem i inne.

Urodził się we Lwowie. W roku 1945, nie będąc jeszcze zawodowcem, zagrał w Teatrze Siemaszkowej w Rzeszowie Wacława w "Zemście" Fredry. Potem przez rok występował w Teatrze Dolnośląskim w Jeleniej Górze. Zdał egzamin eksternistyczny i od roku 1946 do 1949 pracował w teatrach dramatycznych Krakowa.

Grał Kajetana w "Fantazym" Słowackiego w reżyserii Juliusza Osterwy z nim w roli tytułowej, Piotra w "Mieszczanach" Gorkiego u Emila Chaberskiego, Bagatelkę w "Domu otwartym" Bałuckiego, Alfreda w "Wielkim człowieku do małych interesów" Fredry i tytułowego Amfitriona w "Amfitrionie 38" Giraudoux w reżyserii Bohdana Korzeniowskiego.

W 1949 r. zagrał w Warszawie w Teatrze Rozmaitości u Dobiesława Damięckiego Zbigniewa w "Mazepie" Słowackiego w reżyserii Jerzego Leszczyńskiego. Przez pięć lat występował na scenach teatrów dramatycznych w Poznaniu za dyrekcji Wilama Horzycy. Grał w jego reżyserii Hamleta w "Hamlecie". W Poznaniu debiutował jako reżyser sztuką Rachmanowa "Niespokojna starość". Potem reżyserował "Króla i aktora" Romana Brandstaettera i grał Wojciecha Bogusławskiego. W 1955 r. w Teatrze Polskim w Warszawie wcielił się w postać Sobolewskiego w pierwszych powojennych "Dziadach" Mickiewicza w reżyserii Aleksandra Bardiniego, a w 1956 r. zaangażował się do Teatru Powszechnego. Początkowo jako aktor i reżyser, a od roku 1963 jako dyrektor naczelny i artystyczny. W Powszechnym był księciem Kuraginem w "Wojnie i pokoju" Lwa Tołstoja w reżyserii Ireny Babel i Hamletem w "Hamlecie". Reżyserował sztuki, w których niejednokrotnie grał prowadzące role: Niechludowa w "Zmartwychwstaniu" Lwa Tołstoja z Zofią Kucówną w roli Soni, Poetę w "Weselu" Wyspiańskiego, Raskolnikowa w "Zbrodni i karze" Dostojewskiego, Don Juana w "Don Juanie" Moliera, Konrada w "Wyzwoleniu" Wyspiańskiego i Fantazego w "Fantazym" Słowackiego. Kontrowersyjną pozycją był "Kordian" Słowackiego z Andrzejem Nardellim na drabinie zamiast na Mont Blanc.

Prywatnie był człowiekiem czarującym, eleganckim i znakomicie wychowanym. Elokwentnym, o dużej wiedzy. Narcyzem zakochanym w sobie. Spędziłem z Nim kiedyś i z Zosią Kucówną oraz Dudą Lorentowicz i Tadziem Janczarem cudowne wakacje w Jugosławii. Do dziś je wspominam.

Żegnaj, Adamie, i do zobaczenia wkrótce.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji