Artykuły

Urok betonu i szkła

"Kto zabił Alonę Iwanowną?" w reż. Michała Kmiecika w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Łukasz Drozda w portalu lewica.pl.

Autorskie przedstawienie Michała Kmiecika budzi mieszane uczucia. "Kto zabił Alonę Iwanowną?" to spektakl momentami porywający, acz mało sprawny.

Lutowa premiera Teatru Dramatycznego to kolejna w ostatnim czasie realizacja tej sceny, wpisująca się w nurt zaangażowanego politycznie teatru lewicowego. O zainteresowaniach młodego dramaturga i reżysera w jednej osobie wymownie świadczy ilość oraz rodzaj poruszanych przez niego tematów. Czego tu nie znajdziemy? Walkę warszawskich lokatorów, obronę baru mlecznego w stołecznym Śródmieściu, aborcję, Breivika, bezkarność klasy wyższej w kontekście wywołanego przez nią kryzysu, żarty z "Gazety Wyborczej" i szeroko pojętego dyskursu neoliberalnego demonizującego potworną roszczeniowość upośledzonych warstw... Ale również Amy Winehouse i Larsa von Triera. Jednym z przewodnich motywów przedstawienia jest też sytuacja współczesnego, polskiego teatru. Wątków jest tak dużo, że trudno się w nich połapać. Obowiązkową lekturę stanowi na tym tle wręczany widzom folder, objaśniający chronologicznie większość omawianych wydarzeń. Nawet zdolny do wyłapywania niuansów widz nie poradzi sobie z rejestracją ich wszystkich, co wymownie świadczy o słuszności głównego zarzutu do sztuki o jej chaotyczny charakter.

Kmiecik pada ofiarą własnej wyobraźni, która próbuje upchnąć w spektaklu dziesiątki wydarzeń z różnych dziedzin. Klamrami, które mają za zadanie spiąć ów rozgardiasz są otwierająca przedstawienie kabaretowa konferansjerka Krzysztofa Ogłozy oraz odnoszące się do kina Von Triera zakończenie, akcentujące perspektywę końca społecznie skonstruowanego świata. Liczne z prezentowanych tematów dają się zasadniczo podzielić na trzy części związane z wydarzeniami oscylującymi wokół szeroko ujętej publicystyki, polskiego teatru oraz samej postaci Dostojewskiego. Tego ostatniego jest zresztą najmniej. Wbrew zapowiedziom odniesienia do twórczości tego pisarza pojawiają się niezwykle rzadko. Przewija się on przez spektakl służąc właściwie jedynie ilustracji jednego z poruszanych tematów: kulturowej ksenofobii współczesnego społeczeństwa. Autor Zbrodni i kary funkcjonuje w nim już tylko w roli "takiego Ruska".

Kmiecika zamiast klasyka literatury interesuje natomiast to, co polityczne. Jednym z najbardziej wciągających spośród nakreślonych przez niego wątków jest tematyka cierpienia niepolitycznego. W katalogu społecznych typów, będących bohaterami tej sztuki, znajdzie się miejsce dla odbiorców współczesnego dyskursu medialnego, chętnie odwołującego się do współczucia, tak jak czynią to fundacje komercyjnych telewizji zbierające datki z 1% podatku na rzecz zarówno zdrowia dzieci, jak i budowy swojego wizerunku. Postacie Kmiecika chcą współodczuwać i są dumne, że mogą przeżywać głębokie, tragiczne emocje razem z ich ofiarami. Chcą jednak aby było to cierpienie odległe od polityki, niewinne i płytkie. Proszą o możliwość współodczuwania z ofiarami katastrof budowlanych na Śląsku, ale nie chcą słuchać o pokrzywdzonych ubóstwem czy geopolitycznymi wojnami.

Reżyser odnosi się też do własnego środowiska, nie szczędząc krytyki artystom oderwanym od realiów życia codziennego. Zaangażowany teatr ogranicza się dla nich do manifestacji najwyżej artystycznej, wykonywanej w ograniczonym wymiarze godzin pracy. Jak można nie rozumieć, że w teatrze nie przerywa się monologu!? - wścieka się przed rzuceniem steku obelg nadąsany aktor, świetny w tej roli Dobromir Dymecki, kiedy wcinający się mu szereg wykluczonych komentuje turbokapitalistyczną rzeczywistość. Młody twórca, który dla zaangażowanego politycznie teatru stał się jego cudownym dzieckiem, podobnym Dorocie Masłowskiej w kontekście rodzimej prozy sprzed paru lat, kala zatem swoje gniazdo. Pytanie ile autentyzmu w tym dystansie i czy jest w nim konsekwentnie autoironiczny? A także na ile zrozumiały dla tych widzów, którzy teatrem się nie pasjonują, niekoniecznie kojarząc każde z wymienianych tu gęsto nazwisk? Te pytania przeradzają się w zarzut o kolejny poważny mankament tego przedstawienia.

Opowiada ono też o wydarzeniach głośnych zwłaszcza w dyskursie lewicowym. Jedną z jego bohaterek jest Jolanta Brzeska (Małgorzata Maślanka), aktywistka ruchu lokatorskiego, która w myśl ustaleń policji wyszła w ciągu dnia z mieszkania na Pradze, aby dokonać samospalenia w odległym Lesie Kabackim. Na scenie towarzyszy jej kamienicznik, Marek M. (Waldemar Barwiński). Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób i wydarzeń jest przypadkowe, wielokrotnie drwi głos lektora z Marka Mossakowskiego, przedsiębiorcy zajmującego się odzyskiwaniem nieruchomości odebranych niegdyś przez bierutowskie władze. Marek M. mówi jego językiem, powtarza słynne już kwestie określające tę działalność jako przywracanie Warszawie jej przedwojennego uroku. Domaga się przywrócenia właściwego ponoć porządku i chodząc w butach nie do pary opowiada o wizji nowych pięknych gmachów ze stali i szkła, jakie powstaną w miejsce szykowanych przezeń do wyburzenia czynszówek. Tytułowe pytanie to wszak odniesienie do znanego z lokatorskich protestów pytania o mordercę Brzeskiej.

Michałowi Kmiecikowi udało się więc napisać i wyreżyserować przedstawienie, które trudno poddać jednoznacznej ocenie. Wiele tu celnie zarysowanych tematów i trafnych demaskacji neoliberalnej obłudy. Kmiecik śmiało wykorzystuje scenę jako przestrzeń publicznej debaty, pytanie jednak, czy ma w niej coś do zaoferowania poza rejestracją przeglądu głośnych wydarzeń? Z drugiej strony teatr ten w frapuje i pociąga swoim sprzeciwem wobec świata wyzysku i nierówności, starając się możliwie umiejętnie rozkładać akcenty między wielką polityką, popkulturą, teatrem i bolączkami codzienności. O jego autorze mówi się m.in. jako o przedstawicielu polskich "Oburzonych". Ciekawy, dynamiczny i młody ruch, który usilnie stara się unikać instytucjonalizacji, zdołał jak do tej pory wydać w Polsce głównie asystentów posłów Palikota. Jeżeli wśród jego owoców znajduje się jednak i intrygujący dramaturg pokolenia rozczarowanych rówieśników transformacji, to może warto wyczekiwać jego następnych owoców? Strzępka i Demirski mają już następcę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji