Artykuły

MAMO, JA NIE CHCĘ, ŻEBY MNIE Z TEGO WYLECZYLI...

"ADHD i inne nieprzewidywalne zjawiska" w reż. Joanny Szczepkowskiej Instytucie Teatralnym im. Raszewskiego w Warszawie prezentowany na X Ogólnopolskim Przeglądzie Monodramu Współczesnego w Warszawie. Pisze Anna Maria Grabińska w serwisie Teatr dla Was.

Niełatwego zadania podjęła się Joanna Szczepkowska, przygotowując spektakl "ADHD i inne cudowne zjawiska. Wykład nieprzewidywalny". Dotykając jednej z najbardziej nieobliczalnych chorób XXI wieku, stanęła na krawędzi przepaści, której zasypać nie zdołały najgłębsze poszukiwania psychologii i filozofii.

Psychiatra dopatrzyć się może wielu zaniedbań czy nieścisłości, począwszy od samego meritum. Zdiagnozowane u dziecka ADHD, u osoby dorosłej nie jest już w ten sposób określane, a należy wówczas do zaburzeń nadpobudliwości psychoruchowej. Same oznaki zaburzenia nie kończą się jedynie na nielicznych, wymienionych przez aktorkę objawach, takich, jak niemoc skupienia się na szczegółach, nie zapamiętywanie twarzy, niedostrzeganie konturów małych przedmiotów czy wieczne roztargnienie, rozkojarzenie myślowe i zapominanie. Jeżeli wykład ma być wykładem, rażąca staje się tu powierzchowność podejścia do problemu. Aktor, wrażliwy obserwator, poszukiwacz, twórca, zauważyć może, iż mało odnajdziemy samego aktorstwa w kreacji Joanny Szczepkowskiej. Jej osoba bowiem przez całą długość spektaklu niezmiennie podkreśla, iż nie znalazła się tu po to, by budować rolę czy jakąkolwiek postać. Sama dotknięta chorobą, pragnie jedynie przedstawić wykład na temat zaburzenia ADHD. Prawdziwe tuzy krytyki teatralnej, (najczęściej niespełnieni aktorzy), zarzucić mogą Joannie Szczepkowskiej próbę wykorzystania własnej "rozpoznawalności". Szczepkowska, wchodząc na scenę, niezwykle szczerze przyznaje, że jest aktorką, którą poproszono o wygłoszenie przemyśleń, gdyż sama cierpi na zdiagnozowane przez psychiatrię ADHD. Konwencję niecodziennego realizmu łamie jednak wtargnięcie dziewczyny, postaci niedoszłej Panny Młodej, której ślub uniemożliwiły ekscesy chorej aktorki. Jakże się to ma do świata realnego, do zastanej rzeczywistości, kiedy Hanna Konarowska, prywatnie córka Szczepkowskiej, na scenie jawi się jako obca, pierwszy raz w życiu napotkana kobieta. Portale plotkarskie i wiadomej klasy tabloidy mają okazję wykrzyczeć: Szczepkowska nie przyznaje się do własnej córki!

Ja jednakże ośmielam się mówić: Wielkie Nieba! Nie zachowujmy się jak jęczące dewotki, krzyżem leżące przed ołtarzem, a po powrocie ze świątyni "lejące" własnego męża za niedopilnowanie obowiązków domowych. Skąd w nas tyle udawactwa? Dlaczego w dobie XXI wieku osoba publiczna, aktorka rozpoznawalna ma udawać w teatrze, iż nie jest rozpoznawalna? Dlaczego nie wolno jest jej się przyznać do własnego, wieloletnimi staraniami wypracowanego nazwiska? Przecież publiczność również znalazła się na widowni z powodu obecności samej Szczepkowskiej. Myśląc o zarzutach braku kreacji aktorskiej, namawiam na pochylenie się nad problemem raz jeszcze. Jakże w takim razie bez wyraźnej postaci scenicznej wytłumaczyć nerwowe, niemalże niezauważalne drgania mięśni twarzy, trzęsące się ze zdenerwowania pojedyncze kosmyki włosów, niespokojną pracę rąk, a wszystko to składające się na niezwykle szczerą, niecodzienną kreację aktorską człowieka, dotkniętego nadpobudliwością ruchową. Dodatkowy autentyzm i trafność wypowiedzi pozwalają na pogłębioną refleksję na temat choroby i trudów życia codziennego z niej wynikających. Nielogicznym wydaje się być jedynie wątek Panny Młodej. Która kobieta na kilka godzin przed własnym ślubem spokojnie decyduje się na wysłuchanie półtoragodzinnego wykładu obcej kobiety, na dodatek wariatki? W ciągu nielogicznych działań, wynikających z charakteru zaburzenia, byłoby to może i do zaakceptowania, gdyby nie koląca w oczy, śnieżnobiała sukienka panny młodej, natarczywie przypominająca o zgrzycie fabularnym.

Jeśli chodzi natomiast o sceptycyzm zasiadających na widowni psychologów, pamiętajmy, iż teatr nie jest aulą uniwersytecką, w której poszukiwać powinniśmy naukowych badań na temat zaburzeń i ewentualnych rozwiązań czy sposobów leczenia. Teatr jest miejscem wyjątkowym, świątynią sztuki i twórczości. Naczyniem, mieszczącym w sobie wszystkie pytania i myśli, emocje, rozpacze, targające nami uczucia, o których często strach mówić poza budynkiem teatru. W moim przekonaniu Joanna Szczepkowska w niezwykły sposób pochyliła się nad sednem problemu, brawurowo unaoczniając publiczności powagę i znaczenie zaburzenia nadpobudliwości psychoruchowej. W spektaklu nie odnajdziemy trzęsienia ziemi, na całe szczęście nie rozstąpi się morze. Bogactwo Wszechświata, niezwykła uroda myśli i działań ludzkich, prawdziwy geniusz kryje się bowiem w tych skąpych, nieśmiałych gestach. W ascetycznej formie wykonania, w skromności scenograficznej i w niezwykłej pokorze aktorki wobec dotykanej problematyki. Spektakl "ADHD" to wielka zasługa Szczepkowskiej w uświadamianiu i uwrażliwianiu społeczeństwa na problem, który dotyka niemały procent żyjącej na świecie ludzkości.

- Mamo, ja nie chcę, żeby mnie z tego wyleczyli!

- Ja też nie chcę, żeby cię z tego wyleczyli...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji