Artykuły

Z biegiem lat, z biegiem dni...

Nawet bez zastanawiania się nad wagą myśli i wrażeń artystycznych, jakich dostarcza ten dziwny spektakl, może zaimponować on odwagą i wyjątkowością. Właściwie w dziejach nowoczesnego teatru polskiego czegoś takiego jeszcze nie było. Spektakl trwał (przynajmniej na premierze l kwietnia 1978 roku) od piętnaście po siódmej do około wpół do piątej, to jest 9 godzin. W tym czasie na scenie w trzech częściach utworu pojawia się kilkadziesiąt postaci (z powtórzeniami ponad dziewięćdziesiąt) w 220 kostiumach. Spektakl ma być grany albo trzy wieczory pod rząd albo też - jako noc teatralna - w całości.

Joanna Olczak-Ronikier zbudowała scenariusz z utworów dramatycznych oraz kilku fragmentów prozy, które dzieją się lub dają się zastosować do historii dwóch rodzin krakowskich na przestrzeni lat 1873-1914. Głównymi ośrodkami budowy akcji są dwie rodziny - Chomińskich (z "Domu otwartego" Michała Bałuckiego) i Dulskich (z "Moralności pani Dulskiej" Gabrieli Zapolskiej). Ich dziećmi, wnukami, znajomymi, przyszłymi żonami, mężami i krewnymi są postacie wzięte z dramatów Jana Augusta Kisielewskiego a także z prozy J. Kadena-Bandrowskiego, Marii Dąbrowskiej i Andrzeja Struga. Niektóre postacie historyczne występujące w dramacie (np. Tadeusz Żeleński-Boy, Stanisław Przybyszewski czy Michał Bałucki) mówią albo tekstami własnymi albo też wymyślonymi przez autorkę.

W sumie całość jest serią obrazów z życia, mieszczaństwa krakowskiego, artystów i innych postaci przełomu wieków, związanych ze sobą przede wszystkim jednością miejsca (Kraków), atmosfery epoki i Krakowa właśnie, oraz niekiedy elementami fabularnych czy rodzinnych zazębień (te zresztą wydają mi się drugorzędne i niekiedy zbędne). W epoce seriali telewizyjnych, adaptacji filmowych powieści typu "Noce i dnie" oraz dokumentalnych kronik (przypomnijmy emitowany u nas czechosłowacki serial o dziejach rodzin mieszczańskich w XIX wieku), tego typu scenariusz nie powinien właściwie dziwić. Jedyną dziwną rzeczą byłoby miejsce jego zaistnienia - mianowicie teatr a nie ekran TV czy ekran kinowy.

Ale zaraz - znając działalność twórcy spektaklu, Andrzeja Wajdy - nasuwa się pytanie i podejrzenie: czy tylko to zewnętrzne i tematyczne ujęcie jest treścią i powodem zaistnienia tego utworu? Czy to tylko jakaś racławicka panorama wytworzona środkami teatralnymi, czy tylko seria cytatów, scen znanych i wżytych w pamięć widowni naszej?

Otóż wydaje się, że nie tylko to i nie tylko tak. Wajdzie nie przyświecał zamiar sentymentalny czy ilustracyjny. Nie chodziło mu o wzruszenie czy pewną ironiczną wyższość połączony ze wzruszeniem, jaką odczuwamy oglądając stare fotografie, czy odczytując dawne informacje prasowe sformułowane w dziwnym dla nas języku. Wydaje się bowiem, że przede wszystkim i wbrew pozorom Wajda swoich bohaterów nic lubi. To może śmieszne stwierdzenie jest w istocie swojej bardzo ważne. Jeżeli bowiem kochałby sentymentalnym wzruszeniem tych wszystkich Dulskich, Chomińskich, szalone Julki i tak dalej - to powstałby z omawianego spektaklu jeszcze jeden produkt w stylu "Piwnicy pod Baranami". Tymczasem jednak Wajda zachowuje się wobec, tych postaci i ich problemów w sposób podejrzanie trzeźwy, żeby nie powiedzieć - niechętny. Opisując dzieje naszych pradziadków i dziadków zachowuje się dwojako: jak psychoanalityk i jak etnolog. W pierwszym przypadku Wajda proponuje nam rozwiązanie naszych kompleksów i lęków przez trzeźwe poznanie ich przyczyn. Jeżeli boimy się swoich ułomności, jeżeli ubolewamy nad brakiem genealogii, jeżeli przeraża nas to, iż nie rozumiemy skąd nagle staliśmy się takimi dziwadłami, kim jesteśmy w naszej epoce - Wajda odpowiada: A dlatego proszę państwa, że mieliście takich przodków, taką literaturę, takie sytuacje duchowe. I wcale nie mówi: - że mieliśmy takich wspaniałych przodków i taką wspaniałą literaturę - przeciwnie. Po drugie, Wajda zachowuje się jak etnolog. Ma oto przed sobą dokumenty, gdzie zapisany jest obyczaj i sposób życia jakiegoś dziwacznego plemienia zwanego. Krakusami i mieszkającego nad górną Wisłą na południowym brzegu Bałtyku, Etnolog może lubieć nawet swoich Zulusów czy Buszmenów, ale będzie opisywał ich prawa, obyczaje, zasady rodzinno-społeczne w taki właśnie obiektywno-bezlitosny sposób w jaki zrobił to (czy raczej chciał zrobić) Wajda w tym przedstawieniu.

W obu wyżej wymienionych postawach myślowych nie ma - jeśli idzie o Wajdę - niczego nowego czy zaskakującego. Wajda zawsze operował nie treściami, nie obrazami, słowami i dźwiękami lecz budował wszystkie swoje utwory z mitów, z mitologij (l. mn.) plemiennych, narodowych, środowiskowych. To samo jest przecież i w "Ziemi obiecanej" i w "Weselu" i we wcześniejszych jego dziełach filmowych też (najsilniej może w "Brzezinie" i w "Lotnej"). Opisany zamiar czy może tylko przypuszczenie zostało zrealizowane na scenie Teatru Starego tylko częściowo. W pełni ta okrutna nieco (choć potrzebna naszej duchowości) postawa etnologa - psychoanalityka zaistniała tam, gdzie tułało się aktorom (i reżyserowi, co nimi przecież kierował) powściągnąć czającą się ciągle za obrazami czułostkowa, sentymentalna, wzruszeniową aurę. Niestety - było jej w przedstawieniu dość sporo.

Innym niebezpieczeństwem był pastisz czy parodia. Nie powinno ich być w obiektywnym etnologicznym opisie obyczajów plemienia Krakusów. Ironia, pastisz, dystans - to jakości, które pojawiają się, gdy odtwórca czuje się związany z materiałem odtwarzanym; gdy czuje, że musi ze swoją postacią walczyć. Tutaj takiego stosunku być nie powinno. Tu powinno się tylko odtwarzać. Dokumentalnie odtwarzać. Właśnie - chyba słowo "dokument" jest tu potrzebne. "Z biegiem lat, z biegiem dni..." miało być dokumentem epoki (ale naszej epoki!) i dokumentem podświadomości zbiorowej. Stało się nim tylko częściowo. Niekiedy zatrzymywało się na niezbyt zadowalającej granicy skeczu, obyczajowej dramy, lub sentymentalnego wspomnienia. Ale zamiar jest wspaniały, podobnie jak większość aktorów, których nie mogę w tym miejscu chwalić pojedynczo i po nazwisku, gdyż zbyt wielu było dobrych, doskonałych, olśniewających i błyskotliwych, aby skromne ramy "Echa" mogły tę listę nazwisk i komplementów pomieścić.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji