Artykuły

Żyję za Ciebie, Żydzie

"Muranooo" w reż. Lilach Dekel-Avneri w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Joanna Derkaczew w Gazecie Wyborczej.

Czego łatwiej się pozbyć: duchów z mieszkania czy niedorzecznych skojarzeń ze słowem "Żyd"?

My tu w Polsce już dobrze wiemy, czego chcą duchy. Młodzież szkolna zbudzona w środku nocy bez problemu wyrecytuje szczegółowe informacje na temat sposobów żałoby i upamiętniania, jakich domagają się zmarli rodacy z ziemi zdobytej "krwią i blizną". Sylwia Chutnik, autorka "Muranooo", też to z pewnością potrafi. Postanowiła jednak namieszać dzieciom i reszcie narodu w głowach. Wystąpiła z zastrzeżeniem: "Przepraszam, a czy ktoś w ogóle pytał te duchy o zdanie?".

W jej opowieści o duchach z getta na Muranowie ofiarom Holocaustu niespecjalnie zależy na odwecie czy pamiątkowych tablicach. Gdyby miały do wyboru: a) dorwać oprawców i urządzić im "Bękarty wojny", b) zobaczyć swoje nazwisko na drogim, monumentalnym pomniku, c) pożyć jeszcze trochę życiem banalnym, codziennym, raczej egoistycznym niż bohaterskim - wybrałyby to ostatnie.

Autorkę powieści ("Kieszonkowy atlas kobiet", "Dzidzia") i dramatów ("Aleksandra. Rzecz o Piłsudskim") z dziejami narodu polskiego łączą skomplikowane relacje. Często przyznaje, że historia spisywana i wykorzystywana tak jak dotychczas jej nie satysfakcjonuje. W "Dzidzi" proponowała więc historię ostatecznie odwołać, zrezygnować z niej, skoro się nie sprawdziła. W innych tekstach uzupełnia oficjalne kroniki o wątki i postaci (najczęściej kobiece), które dotąd w oficjalnej wersji zdarzeń pomijano.

"Muranooo" zamówione przez Teatr Dramatyczny na zeszłoroczny festiwal Walka Czarnucha z Europą to propozycja oczyszczenia opowieści o Polsce z frazesów, szlagwortów, skrótów myślowych i zwykłych bzdur. Sylwia Chutnik zainspirowana licznymi "doniesieniami o duchach" straszących ponoć na wzniesionym z gruzobetonu Muranowie sprawdziła, jak te relacje mają się do innych absurdalnych polskich lęków związanych z Żydami. Czy o żydowskich zjawach stukających garnkami po nocach opowiadają ci sami ludzie, którzy wcześniej nasłuchali się o "macy z dzieci", "żydowskich skarbach", "żydowskim brudzie i lenistwie"? Czego łatwiej się pozbyć: zjawy z mieszkania czy niedorzecznych skojarzeń z głowy?

W spektaklu muranowska babcia (Lani Shahaff mówiąca po hebrajsku) miele nieustannie te same groźby i wspomnienia. Psioczy na leniwe wnuki bliźniaki (Alona Szostak, Krzysztof Dracz), które są tak samo leniwe jak Żydzi z getta. Żydom nie chciało się przecież uciekać przed Zagładą, mimo że bohaterscy Polacy prosili, błagali, z narażeniem życia zrzucali im z samolotów latające dywany i odkurzacze do ich wyczyszczenia. Dzieciom nie chce się zejść do zasypanej piwnicy i wydobyć z niej słynnych pożydowskich kosztowności. Między kolejnymi ponagleniami "do piwnicy, do piwnicy" babcia grozi więc, że przerobi krnąbrne wnuki na potrawkę. Bliźniaki ruszają więc w końcu do zagruzowanych podziemi, by uspokoić zrzędzącą babcię.

Dziecięcy absurd tego scenariusza izraelska reżyserka Lilach Dekel-Avneri uzupełniła estetyczną nonszalancją. Prolog ustawiła na wzór typowego lewicującego teatru niemieckiego - z gęstymi, poszarpanymi monologami, strojami z lumpeksu a la lata 70. i choreografią do "Tanze samba mit mir". Później dzieje się już tylko cała reszta rzeczy możliwych w teatrze: wiersze i projekcje, interakcja z publicznością i symulacja gry komputerowej, krav maga i porady kulinarne, sceny podniosłe, infantylne i kiczowate.

Twórcy tego spektaklu, szukając języka, jakim jeszcze nie mówiło się o żydowskiej przeszłości Warszawy, musieli najpierw wszystkie stosowane dotąd narracje doprowadzić do ekstremum, od komiksu, po poezję. Stąd w "Muranooo" wrażenie bałaganu i bajkowej naiwności.

Wędrujące po piwnicy dzieci przekonują się wreszcie, że duchom chodzi o sprawy drobne, konkretne i przyziemne (w czym nieco przypomina niedawną powieść Igora Ostachowicza "Noc żywych Żydów"), niekonieczne zaś o zatruwanie kolejnych pokoleń niekończącymi się rozliczeniami. Jedyne, czego życzą sobie duchy, to żeby przeżywać w ich imieniu chwile radosne, a nie przygnębiające.

W bajce z elementami grozy i science fiction takie tezy uchodzą. Co zrobić, by potraktowano je poważnie?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji