Artykuły

Samotność króla Leara

To w Krakowie zaczął karierę Tadeusz Łomnicki. Gdy po latach chciał tu powrócić, już nie było dla niego miejsca. Na innych scenach także. Ostatecznie w Teatrze Nowym w Poznaniu miał zagrać wymarzoną rolę króla Leara. Tydzień przed premierą, 22 lutego 1992 roku, zmarł nagle... Miał 64 lata.

Był 18-latkiem, gdy szedł na egzamin do Studia Teatralnego przy Starym Teatrze. Zainteresowany dramatopisarstwem, niósł swą sztukę "Anioł", tyle że przypadkowo trafił przed oblicze komisji rekrutującej przyszłych aktorów. Już w kwietniu stał na scenie, by wypowiedzieć w stronę publiczności zdanie: "Przez walkę podwyższa się życie człowieka i świata". Tak w "Mężu doskonałym" Jerzego Zawieyskiego debiutował aktor, o którym będzie się pisało, że w drugiej połowie XX wieku był w Polsce najlepszy.

Marta Stebnicka, która także uczyła się w tym studiu, wspomina: - Na ćwiczeniach z Osterwą mówiliśmy przygotowany fragment "Sonetów krymskich"; doszło do Tadeusza. Do dziś pamiętam, jak on to powiedział. Nas wszystkich zatkało. Osterwa zaprosił go następnego dnia na próbę "Teorii Einsteina", sztuki Cwojdzińskiego. Tadziu tak się tym przejął, że całą noc kuł zasady tej teorii...

Mieszkał wtedy przy ul. św. Kingi, gdzie trafił z rodziną w czas wojny, po opuszczeniu Dębicy. Ojciec w 1942 zginął w obozie w Oświęcimiu, matka, nauczycielka, była robotnicą u Wedla. Robotnikiem był nastoletni Tadeusz, "...widziałem obóz śmierci w Płaszowie, przy którym pracowałem jako robotnik kolejowy" - zapisze. Widział też transporty więźniów w plombowanych wagonach i wagony z włoskimi żołnierzami udającymi się na wschód. Dorabiał graniem w kościołach; przydały się żmudne ćwiczenia na skrzypcach. Pilnowany przez mamę, poddawał się im od szóstego roku życia. To wyrobiło w nim zamiłowanie do pokonywania trudności oraz dało wiarę w możliwość uzyskania efektów w pracy.

We wspomnianym Studiu Teatralnym uczyli się także Stanisław Zaczyk, Andrzej Szczepkowski, Halina Mikołajska (Tadeusz kochał się w niej, bez wzajemności, zapamiętała Marta Stebnicka), Wiktor Sadecki, Marian Cebulski. Ale to o Łomnickim prof. Maria Dulęba powie, że tylko on "będzie się liczył".

"Świadectwo aktorskie" dostał już w październiku 1945 roku. "Wszedłem w kadry aktorstwa polskiego i postaram się dać wszystko dla podniesienia artyzmu i ducha w ukochanym przeze mnie teatrze" - zapisał w pamiętniku. Po latach doda: "Wiedziałem już, że twórczość aktora nie jest rezultatem natchnienia, lecz skutkiem wcześniejszych przemyśleń i upiornie żmudnej pracy technicznej". Sam technikę gry aktorskiej doprowadził do perfekcji. Był tytanem pracy. Pracy, dla której stale szukał akceptacji. Gdy czuł się doceniany, był w pełni szczęśliwy. Jak w Leningradzie w roku 1963, gdy zagrał tam Artura Ui. Rosyjscy artyści go wielbili. "Przez dwa tygodnie trwał nieustanny bankiet na jego cześć. (...) A on był wreszcie pogodny i rozluźniony" - będzie wspominać ówczesna żona.

W październiku 1948 roku, też w Starym Teatrze, debiutował Łomnicki jako dramaturg. "Podjąłem temat Noego, któremu jego Bóg, Jahwe, pozwolił się ratować, lecz któremu nie pozwolił uprzedzić innych o grożącym kataklizmie. (...) I bardzo lubiłem moją sztukę - to, co wynikało z chęci połączenia wszystkiego, czym się przejmowałem na co dzień w czasie okupacji" - zapisze. Sztuką "Noe i jego menażeria" zainteresowały się teatry nie tylko w Polsce, lecz nagle niewygodny tekst poszedł w odstawkę. To jeszcze był czas, gdy władza nie chciała narażać się Kościołowi. A tu syn Noego złorzeczył Bogu (po premierze ksiądz potępił autora z ambony kościoła Mariackiego).

Niedługo pograł Łomnicki w Krakowie na scenach Starego i Słowackiego. Jesienią 1949 roku (a wcześniej była i roczna przerwa na Teatr Śląski w Katowicach) znalazł się w Warszawie. We Współczesnym, u Axera. Pozostał tam do 1974, grając m.in. tytułową postać w "Karierze Artura Ui" Brechta, Solonego w "Trzech siostrach" Czechowa, skąpca Łatkę w "Dożywociu" Fredry, Kapitana w "Play Strindberg" Durrenmatta, tytułową rolę w Lirze Bonda. Były i kreacje na innych scenach, w tym Prisypkin w "Pluskwie" Majakowskiego w Teatrze Narodowym (reżyseria Konrada Swinarskiego).

Karierę sceniczną wzmacniały filmy - Wajdy, Forda, Skolimowskiego. Także Teatr Telewizji. Łomnicki szybko stawał się kimś ważnym. Nie tylko dla krytyków i publiczności (czego przejawem zwycięstwa w rozmaitych plebiscytach). Także dla władzy.

Do partii wstąpił na początku lat 50. Nie bez przeszkód, wszak w młodości był w AK. W lipcu 1944 r. pisał: "Wzdragam się na myśl o szarej masie pod czerwonym sztandarem, która niebawem nadejdzie". Zarazem były mu bliskie idee socjalizmu, demokracji, równego startu dla wszystkich...

Zawodowe kompetencje w połączeniu z legitymacją PZPR owocowały. 11 lat, do 1981 roku, był rektorem warszawskiej PWST. Nie krył słabości do Gierka ani swego zaangażowania. Trafił i do Komitetu Centralnego ("Partia potrzebowała nazwisk - mówił Andrzej Wajda - a Łomnicki to było wielkie nazwisko. Największe"). Na pierwszym posiedzeniu, on - Pan Wołodyjowski, nagrodzony za tę rolę na Festiwalu Filmowym w Moskwie, rozdawał autografy. Kolejka stała. W 1976 roku otrzymał możliwość stworzenia własnego teatru. Na robotniczej Woli. Teatr na Woli był zarazem ostatnią oznaką partyjnej kariery aktora, beneficjenta systemu, jak to postrzegała część środowiska. Szybko bowiem zaczął robić władzy "a kuku", wystawiając sztuki, które ją obnażały. Z młodym zespołem (uznani aktorzy nie chcieli angażować się do teatru o takim rodowodzie) stworzył jako dyrektor, reżyser (w warszawskiej PWST zrobił dyplom reżyserski) i aktor scenę spektakli ważnych i odważnych. W "Gdy rozum śpi" Vallejo, w reżyserii Wajdy, skierował się przeciw demonom totalitaryzmu. Otwarcie obnażył partyjną obłudę w "Przedstawieniu "Hamleta" we wsi Głucha Dolna" Breśana, w reżyserii Kazimierza Kutza. "To mnie bawiło - mówił Kutz - jak partyjny Tadeusz grać będzie partyjną kanalię. Stykał się zapewne z niejedną i ciekawiło mnie, jak to partyjne jadło przenosić będzie na scenę". Dygnitarze PZPR byli oburzeni. Publiczność - przeciwnie. Władza krzywiła się też na Łomnickiego za rolę w filmie Wajdy - antysocjalistycznym, jak go etykietowano - "Człowieku z marmuru". Grał wszak cynicznego reżysera, pupila systemu.

Wystawił także, sam reżyserując, dramat Różewicza "Do piachu". Akowcy i środowiska związane z opozycją potraktowały to jako atak na siebie. Wierchuszka PZPR też nie była zachwycona. Ostatecznie sam autor, również nękany bez pardonu, poprosił Łomnickiego, by sztukę zdjął.

Aż nastąpił Sierpień roku '80. Fala buntu nie ominęła i zespołu teatru, który zaczął się burzyć przeciwko dyrektorowi. Atakowany z dwu stron, przez władze oraz - co bolało szczególnie - swoich aktorów, ustąpił. Grając w 1981 r. w "Amadeuszu" już jako gość, z cierpką satysfakcją wypowiadał zdanie kończące sztukę: "Miernoty wszystkich czasów, pozdrawiam was!".

Tą kreacją, neurastenicznego Salieriego w sztuce Shaffera, rozstał się z Teatrem na Woli. Tytułowego Mozarta zagrał reżyser - Roman Polański, z którym spotkali się po latach, jakie minęły od filmów Wajdy "Pokolenie" i "Niewinni czarodzieje". Łomnicki miał satysfakcję - bilety na czarnym rynku szły za dolary.

Stan wojenny. 14 grudnia Łomnicki widzi, jak ZOMO ładuje do suk "wyciągniętych siłą, wynoszonych za ręce i nogi profesorów i naukowców Polskiej Akademii Nauk". Słyszy ludzi krzyczących "gestapo!" i on, wciąż członek KC PZPR, do nich dołącza. Tego dnia występuje z partii. Do końca życia stronił już od polityki; odmówił zarówno Rakowskiemu, jak i Wałęsie. Przyjął natomiast w 1984 r. przyznaną przez Komitet Kultury Niezależnej nagrodę "Solidarności" za wybitne osiągnięcia artystyczne.

Kolejno przygarną aktora Teatr Polski i Studio, w którym zaistnieje w Beckettowskich realizacjach Antoniego Libery, w tym w "Ostatniej taśmie Krappa" oraz Końcówce. W wyreżyserowanym przez siebie monodramie Dorsta "Ja, Feuerbach" [na zdjęciu] w Teatrze Dramatycznym i w "Komediancie" Bernharda w Powszechnym (w reżyserii Axera) gra gościnnie. Te lata są już czasem mniejszej aktywności Łomnickiego. Nie ma dlań miejsca w żadnym zespole. Jakby się go bano.

Jako twórca był bezkompromisowy, jako człowiek - pełen przeciwieństw. "Wielki, groźny, liryczny, nieznośny, wspaniały, gderliwy, pełen pychy... W końcu nie umiał już tych masek zdjąć. Grę przyjął jako życie i tą grą swoje życie zabijał" - napisze po śmierci aktora Magdalena Grochowska.

I oto wielki aktor poczuł się odtrącony. To wówczas chciał wrócić do Krakowa, "...u mnie w domu, na kolanach, Tadeusz był przyjmowany do zespołu Starego Teatru. Marzył o tym; już nawet kupował w Krakowie mieszkanie. Przez kilkanaście miesięcy, czerwony ze wstydu, usiłowałem tę obietnicę urzeczywistnić" - wspominał w lutym 1995 roku w "Dzienniku Polskim" Józef Opalski, kierownik literacki tej sceny. Przypomnijmy; w 1985 r. świętował na niej Łomnicki, grając Krappa, 40-lecie swego debiutu, rok później wyreżyserował w Starym "Dwóch panów z Werony".

- Nie wyszło mu to, ale też nie słuchali go aktorzy. Zespół był przeciwko niemu. Nie miał do niego zaufania - powie dziś jedna z aktorek Starego.

Gdy z kolei wyszło ponad miarę, jak w przypadku Feuerbacha, efekt był podobny. Dyrektor Zbigniew Zapasiewicz także nie widział kolegi w swym zespole. "Ja się po prostu przestraszyłem. To był bardzo silny człowiek, o mocno ukształtowanym poglądzie na teatr. Miałem własny pomysł, jak poprowadzić Dramatyczny. Bałem się wprowadzać do zespołu kogoś, kto tym pomysłem zachwieje, bałem się, że on mnie zmajoryzuje" - przyzna Zapasiewicz.

"Nie miał stałej pracy, stałych zarobków, stałego zajęcia. Ani żadnych gwarancji na przyszłość. (...) I nie ma co ukrywać, że był to dla niego cios. Najprawdziwszy, powalający na deski cios" - wyznaje w swej książce ("z bólem, miłością, ironią i rozpaczą" napisanej, jak oceni Opalski) ostatnia żona aktora Maria Bojarska. Doda i zdanie: "Gatunek ginący nigdy nie skarży się na swój los. I tak wystarczająco śmieszne jest to, że ginie".

Z drugiej strony opinia tyrana, perfekcjonisty, kabotyna i zarozumialca robiła swoje. Oddawały to anegdoty o "Łomie".

- Mistrzu - zwrócił się do Łomnickiego student.

- Jaki mistrzu? Mów do mnie: Boże! Albo ta, jak to spoglądał przez szparę w kurtynie na widownię. "Zazdroszczę im, że będą mogli mnie oglądać".

Już w roku 1944 pisał: "Ja tłumię zarozumiałość, ale kiedy mi zaprzeczają moim polotom - przebaczcie, nie zniosę". A rok później: "Marzę o moim słowie wśród sceny, którą sam stworzę - marzę o ogromie mych myśli, które wypowiem i którymi ukorzę wszystkich".

Zarazem był wzorem pracowitości i poświecenia w imię sztuki.

Do roli w filmie "Niewinni czarodzieje" odchudził się o 10 kilogramów, podobnie zmienił się, gdy miał grać Pana Michała; rok trenował fechtunek i jazdę konną, by obyć się bez kaskaderów. W młodości, przygotowując się do roli Puka w Teatrze Śląskim, wpychał do ust, by mówić skrzacim językiem, rzeczne kamyki; nic to, że dziąsła mocno krwawiły.

Antoni Libera: "Na scenie szedł na całość; wprowadzał się w stan najwyższej emocji i dzięki temu uzyskiwał efekt. Grał w swoistym transie. Efekt na ogół był wspaniały. Lecz płacił za to ogromną cenę. Po wielkich rolach wracał za kulisy kompletnie wyczerpany".

I tak, ostatni raz, doszedł za kulisy 22 lutego 1992 roku.

"Umrę jak Molier - na scenie" - powtarzał nieraz.

Król Lear był dla niego rolą wymarzoną. Miał, przetłumaczony na własną prośbę przez Stanisława Barańczaka, tekst, ale nie mógł znaleźć ani sceny, ze Starym włącznie, ani reżysera. Odmówił m.in. Andrzej Wajda. Ostatecznie reżyserii podjął się Eugeniusz Korin.

Tego Leara już nie zobaczyliśmy. Pozostała opinia Barbary Lasockiej, historyka teatru, że Łomnicki grał tam własny dramat - człowieka, który zatracił siebie. I anegdotka, jak to tydzień przed śmiercią podszedł w teatralnym bufecie do fotografa. "A wie pan, na tym dużym portrecie pokazał mnie pan takim draniem, jakim naprawdę jestem".

W dniu pogrzebu aktora poznaliśmy za to inną, wielką rolę - w "Stalinie" Salvatore, spektaklu w reżyserii Kutza zrealizowanym w Teatrze Telewizji. Oto Łomnicki - Icyk Sager, żydowski aktor, który w moskiewskim teatrze ma zagrać Leara, prowadzi ze Stalinem (Jerzy Trela) rozmowę o teatrze. Rozmowę, w której gra o życie...

**

Korzystałem m.in. z książek: Tadeusz Łomnicki "Spotkania teatralne", Maria Bojarska "Król Lear nie żyje", Magdalena Grochowska "Wytrąceni z milczenia".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji