Artykuły

Nowa "Giselle"

Trochę sentymentalny był sobotni wieczór w Państwowej Operze Bałtyckiej. Odbyła się tu bowiem wznowieniowa premiera balety Adolphe'a Chariesa Adama "Giselle".

Ta klasyczna pozycja figurowała w repertuarze gdańskiej sceny przez dziesięć lat, a premiera miała miejsce w kwietniu 1977 roku. Nowa wersja "Giselle", spektaklu powracającego po ośmiu latach przerwy, to przede wszystkim - nowe wykonanie. Pozostałe elementy przedstawienia nawiązują wprost do poprzedniej inscenizacji choreografią Kseni Ter Stiepanowej i scenografią Jana Bernasia. Teraz nad choreografią czuwał Anatolij Karpuchin, nad stroną scenograficzną pieczę sprawowała Olga Leszko, a kierownictwo muzyczne trafiło w ręce Zygmunta Rycherta (premierę sprzed lat prowadził Jerzy Michalak).

Wspomnienia

Powróciły więc wspomnienia przywołane przede wszystkim wystrojem sceny, utrzymanym w romantycznym klimacie utworu, którego libretto wywodzi się z utrwalonej przez Henryka Heinego legendy o willidach, zjawach dziewcząt zmarłych przed zamęściem, zwodzących młodzieńców tańcem w wodne odmęty. "Giselle" to historia miłości pięknej wieśniaczki i księcia Alberta, ukrywającego swe pochodzenie, udającego człowieka z ludu. Zakochany w Giselle leśniczy Hilarion z zemsty demaskuje tę maskaradę, co doprowadza do samobójstwa dziewczyny. Złamany nieszczęściem Albert przychodzi na jej grób i tam, wśród innych willid spotyka ukochaną...

Tej historii sceniczny kanon przypisał prosty, klasyczny kształt odpowiadający naiwności fabuły, a zawarty zarówno w muzyce jak i w choreografii, sprowadzonej do układu podstawowych tanecznych elementów. Stąd zapewne trwała obecność "Giselle" w teatralnych repertuarach, a także jej trudność. Bo "Giselle" nie pozwala niczego ukryć, bezlitośnie obnażając niedostatki warsztatu wykonawców. Najnowsza inscenizacja baletu Charlesa Adama potwierdza, niestety, tę prawidłowość.

Wprawdzie w Annie Sąsiadek i Bartłomieju Więckowskim Giselle i Albert znaleźli świetnych interpretatorów, ale para bohaterów przysłowiowej wiosny tu nie czyni. Poziom zaprezentowany przez Annę Sąsiadek, która po raz kolejny dowiodła nie tylko umiejętności tanecznych (brawurowy akt II), lecz również predyspozycji aktorskich (scena obłędu zagrana została świetnie) stanowi klasę dla siebie. Bartłomiej Więckowski dobrze dotrzymuje kroku swej partnerce. Ważne - w spektaklach baletowych liczą się przecież ogromnie walory wizualne - że oboje ładną tworzą parę, a na scenie sprawiają wrażenie zgranych, świetnie rozumiejących się partnerów.

Rysy

Tej harmonii zabrakło Małgorzacie Insadowskiej i Leszkowi Alabrudzińskiemu w pas de deux I aktu, chociaż solo każde prezentowało się nieźle. A byłoby jeszcze lepiej, gdyby nie "mijanie się" z orkiestrą. Nie były to zresztą jedyne tego wieczoru epizody, w których tancerze nie nadążali za muzyką lub na odwrót. I nieistotne, kto temu winien, bo liczy się w końcu "nagi" sceniczny fakt, jawiący się jako ewidentna rysa na tym nie pozbawionym urody, nastrojowego wdzięku i bardzo udanych fragmentów, widowisku. Na pewno jednym ze znakomitych fragmentów jest scena, w której willidy wciągają Hilariona (Krzysztof Szymaniuk) w otchłań. Ma ona aurę tajemnicy, jest interesująca plastycznie, a nade wszystko - precyzyjna. Tej precyzji brakuje większości scen zbiorowych nowej "Giselle", miejscami wyraźnie jeszcze niedopracowanej w drobiazgach. Ale szczegóły da się z pewnością jeszcze nadrobić, a nad słabszymi partiami popracować - wszak na afiszach "Giselle" figuruje kilka obsad, więc z czasem wyłoni się chyba optymalna. A powrót tego baletu na gdańską scenę, mimo różnych zastrzeżeń, i tak wypada powitać z radością.

Jubilat

Preemierowy wieczór miał jeszcze jeden sentymentalny i zarazem uroczysty akcent. 100-lecie urodzin obchodził mianowicie Ludwik Trambowicz, muzyk, od 1945 roku związany z Wybrzeżem i orkiestrą Filharmonii, a potem Opery Bałtyckiej, Dostojny jubilat zasiadł na widowni, a przed spektaklem odebrał gratulacje, nagrody i życzenia m.in. od wojewody gdańskiego i prezydenta miasta. Tradycyjne "sto lat" odegrane zostało przez orkiestrę, ale nie odśpiewane przez publiczność, bo tekst nie przystawał do okoliczności. Panu Ludwikowi wypada teraz życzyć dwustu lat!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji