Artykuły

Zniszczona tradycja

Małgorzata Ruda w recenzji z mojej książki o Erwinie Axerze ("Teatr" nr 5/2011) postanowiła udzielić mi lekcji poprawności politycznej, pisząc, że pomijam negatywne recenzje Flaszena, Puzyny i Fik, a cytuję Fillera, Jabłonkównę i Grenia; czytaj: wycinam areopag krytyków słusznych, a cytuję politycznie skompromitowanych, jak Filler, i mniej ważnych, którzy pisali pozytywnie. Chętnie nawróciłabym się na prawidłowe myślenie, gdyby recenzentka swe sądy oparła o prawdziwe przesłanki. Nie pomijam opinii Marty Fik, cytuję ją siedem razy (s. 154, 157, 165, 255, 259, 375, 386), w tym trzy opinie negatywne o Axerze, a Fillera sześć razy (s. 244, 295, 335, 367, 370, 374), w tym jedna opinia negatywna. Podobnie z Puzyną, przytaczam jego długi sprzeciw wobec "Matki" Axera (s. 310, 311, 312), przywołuję jego nazwisko w sprawie "pisania na scenie" (s. 373) i jako współautora programu Dramatycznego (s. 406). Cytuję ponad pięćset recenzji z sześćdziesięciu lat, od Kołonieckiego, Boya-Żeleńskiego, Kotta, Csató, Czanerle, Treugutta, Żuławskiego, Grodzickiego, Wysińskiej, Szydłowskiego, Eberhardta, Jaszcza, Beylin, Wirtha, Deglera, Krala, Osińskiego, Grenia, Koeniga, Raszewskiego, Rudnickiego, Natansona, Bołtuć, Hausbrandta, Libery, Adamskiego, Zmudzkiej, Żurowskiego, po najmłodszych - Baltyn, Gruszczyńskiego, Kowalczyka, Pawłowskiego i wielu innych.

Trudno mi więc zarzucić selektywność, i to pod kątem politycznym. Każdy, kto próbował m.in. z recenzji wyłowić istotne informacje o kształcie przedstawienia, wie, że są one rzadkie jak woda na pustyni. Nie szukałam opinii pozytywnych, lecz szczegółów, konkretów scenicznych z punktu widzenia "litery dramatu", a nie własnych sympatii czy antypatii. Zaś fakt, że nie wszyscy krytycy rozumieli, o czym piszą, nie jest moją winą.

Świadomie pominęłam dwa teksty: Flaszena o "Trzech siostrach" i Puzyny o "Dawnych czasach", ponieważ są one atakami na typ teatru Axera tyleż ogólnymi, co nieuzasadnionymi. Całą książkę pisałam przeciw tym tekstom, których autorzy traktują Axera jako przedstawiciela Teatru Panującego (Flaszen) lub teatru "czwartej ściany" (Puzyna), czyli wiernego autorowi, zachowawczego, kulturalnego, w dobrym guście, umiarkowanego, precyzyjnego, ale nie twórczego, bo, jak pisze Flaszen, z okazji Czechowa - "Do wielkiej sztuki trzeba jednak, by sęp wyjadał tytanowi wątrobę.Choć to widok niesmaczny, rodem z jatki". Flaszen od 1959 roku współtworzył z Jerzym Grotowskim w Opolu Teatr 13 Rzędów i pisywał recenzje o przedstawieniach krakowskich. Jedynym odstępstwem był tekst o przedstawieniu Axera z 1963 roku, które uznał za zrobione według kanonu ustalonego przez Stanisławskiego, który - ku zgrozie krytyka - "podoba się wszystkim". Trudno nie zauważyć tu konfliktu interesów: w Opolu metoda Stanisławskiego była w tym czasie bazą pracy; czyli - my mamy patent na pana Konstantego, my go rozumiemy, nie Współczesny.

Puzyna w tekście o "Dawnych czasach" powtórzył argumenty swego kolegi. Dla niego Axer = mieszczański, psychologiczny teatr "czwartej ściany", nie do obrony, gdy dookoła rewolucja się odbywa w teatrach studenckich, otwartych, a poza tym film tę poetykę ukochaną (?) przez Axera realizuje lepiej. Nadto, tłumacz i teatr nie wiedzą, o czym jest wieloznaczna sztuka Pintera, więc "oglądamy opowieść o tym, jak pan i pani wyrywają sobie drugą panią. Czyli o lesbijkach". Niestety, dla felietonowego efektu krytyk minął się z prawdą. "Dawne czasy" Axer zrobił jako sztukę o mechanizmach pamięci, które łamią logikę wspomnień, przeżyć itd. Jako rzecz o miłości lesbijskiej wystawił ją, owszem, Luchino Visconti rok później w rzymskim Teatro Argentina. Autor po obejrzeniu spektaklu wycofał zgodę na granie sztuki w takim ujęciu.

Tekst Puzyny, na który tak chętnie powołują się dzisiejsi recenzenci, jest nieprawdziwy w ustawieniu Axera pod nieszczęsną "czwartą ścianą" i dowodzi, jak krytyk reżysera nie lubił. Nie musiał. Poszukiwał tego, "co teatralne", a to akurat przez Współczesny traktowane było podejrzliwie, by nie powiedzieć lekceważąco. Największą wagę przykładano tam do najlepszego urzeczywistnienia przez aktorów dramatów, w teatrze, typie teatru, który powstał w dobie renesansu, w wyniku studiów nad antykiem. Starano się być wiernym autorowi, i to nie w sensie ducha, lecz litery dzieła, czyli konstrukcji, stylu, wrażliwości, aury myśli, właściwych mu pojęć. Wystawiano możliwie najlepiej napisane dramaty, a nie komponowane scenariusze, adaptacje itd. Warto także pamiętać, że gdy Axer odnosił największe sukcesy wystawieniami dramatów - bynajmniej nie psychologicznych, czy mogących stać się podstawą teatru "czwartej ściany", tylko tak od siebie różnych, jak "Nasze miasto" Wildera, "Arturo Ui" Brechta, "Ifigenia w Taurydzie" Goethego, "Dochodzenie" Weissa, "Trzy siostry" Czechowa itd. - Konstanty Puzyna był kierownikiem literackim Teatru Dramatycznego. Konkurentów rzadko się lubi.

Polemika wprost po pięćdziesięciu i czterdziestu latach, zwłaszcza z kimś, kto nie może się bronić, wydała mi się niestosowna, bowiem milczenie jest jej formą także. Na książkach obydwu krytyków się wychowałam, ale nie muszę się we wszystkim zgadzać i każdego słowa przyjmować bezkrytycznie. Miałam nadzieję, że uważny czytelnik sam dojdzie do wniosku, że i Flaszen, i Puzyna w tych dwóch tekstach nie byli całkiem bezinteresowni w dążeniu do prawdy. Uznałam, że książka o Axerze nie jest miejscem omawiania "wypadków przy pracy" wybitnych krytyków, ale skoro zostałam wywołana do tablicy...

Niestety, moi koledzy też się na tekstach Puzyny wychowali, ale każde jego słowo traktują jak prawdę objawioną i niepodważalną. No cóż, każdy by chciał być księciem, do tego tak utalentowanym jak Puzyna. Gorzej, historię teatru znają przeważnie z jego tekstów, a sądząc po używanych argumentach, oglądają dawny i obecny teatr nadal jego oczami. Tak jak ci, którzy znają same białe plamy wybarwione przez politykę minionego systemu, ale całą historię niekoniecznie.

To zresztą temat na oddzielną, być może ciekawą dyskusję, ponieważ Puzyna w ferworze walki o teatr studencki, polityczny, zespołowy, aktualny, rytualny poddał (a za nim wielu) erozji pojęcie teatru repertuarowego, czyli podważył najlepszą tradycję polskiego teatru, sformułowaną przez Leona Schillera. Paradoks historii doprowadził do tego, że ów program, repertuarowego, wielopokoleniowego, zawodowego teatru mogli urzeczywistnić jego uczniowie (Axer, Dejmek i inni) po wojnie - w socjalizmie!!! Niestety, taka jest prawda, i wówczas, po 1956 roku do końca lat siedemdziesiątych mieliśmy najlepszy teatr w dziejach. Erozja pojęcia teatru zawodowego doprowadziła do tego, że dziś mainstreamem jest awangarda, eksperyment, ewentualnie teatr autorski jednego tematu, jednej sprawy. Można dorysować Monie Lizie wąsy, czasem nawet jest to potrzebne, ale najpierw ktoś ją musiał namalować, przez wiele dni nakładać cieniutkie warstwy farby, by zatrzeć kontury form i uzyskać cudowny efekt sfumato. Od pięciuset lat arcydzieło Leonarda, powstałe w wyniku studiów nad antykiem, jest punktem odniesienia dla kolejnych pokoleń malarzy. U nas niszczy się tradycję skutecznie, wszystkie "teatralne wąsy" wiszą w próżni, bowiem awangarda jest zawsze wobec czegoś, głównie tradycji.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji