Artykuły

Dama dobrze wychowana

- Co to za pokolenie, które nie wie, po co żyje! Jak można tak bardzo wątpić! - mówi NINA ANDRYCZ, warszawska aktorka.

Anita Chmara: - Damą nie można się prostu urodzić, damą się zostaje?

Nina Andrycz: - Myślę, że tak. A może i rodzi się, w pewnym sensie? To zależy. W każdym razie, jeśli się damę udaje, bardzo łatwo rozszyfrować, że to kiepska robótka.

- Jak wygląda udawana dama?

- Jest uroczysta. Łatwo ją urazić. Wydumana postać. Taka wydmuszka. Prawdziwa dama jest przyjemna, wyrozumiała dla bliskich, po prostu normalny człowiek. Tylko dobrze wychowany.

- Powiedziała pani niedawno, że epoka dam i dżentelmenów bezpowrotnie minęła.

- Niestety. To była epoka, w której liczyła się przede wszystkim prawdomówność. Kiedyś mężczyźni mówili prawdę, nawet jeśli ta prawda była przykra. Teraz kłamią bezczelnie, w żywe oczy. I sobie, i partnerkom.

- W pierwszym tomie pani autobiograficznej powieści czytamy o pewnej wielkiej miłości do żonatego mężczyzny, i o tym, że uczciwość nakazała pani na rok opuścić Warszawę.

- Takie to były czasy, mieliśmy zasady. Dziś ludzie zachowują się nieodpowiedzialnie. Weźmy na przykład coś, co można by nazwać boczną uliczką. Przed wojną też były boczne uliczki. Ale jeśli mężczyzna prócz żony, domu, dzieci, miał kochankę, to o nią dbał. A dziś co? Dziś taki współczesny biznesmen wynajmuje dziewczynie pokój z łazienką przy ulicy Chożej lub Śliskiej, wpada tam, kiedy ma czas i chęć, a kiedy mu się znudzi, mówi do widzenia. Już więcej go dziewczyna nie widzi, i proszę nie sądzić, że to wymyśliłam. Dostaję listy. Mnóstwo listów od nieszczęśliwych młodych kobiet, które chcą mi opowiedzieć o swoim wielkim rozczarowaniu. Niestety, takie czasy.

- Te czasy pani nie odpowiadają?

- W ogóle! Nie tylko ze względu na brak prawdomówności. Proszę na przykład wziąć do ręki jakąś współczesną książkę. Czarno, bez perspektyw. Życie nie ma sensu. Co to za pokolenie, które nie wie, po co żyje! Jak można tak bardzo wątpić! Jeśli znudzimy się książką i chcemy włączyć telewizor - tam wcale nie lepiej, choć inaczej. Najpierw atakują nas reklamy. A w nich co? Polski inteligent, którego nie stać na służbę, szoruje własną muszlę klozetową z wyrazem rozkoszy na twarzy. W pokoju obok jego żona cieszy się jak dziecko, bo udało się jej wywabić plamkę. Straszne!

- A wracając do mężczyzny, którego pani pokochała...

- Nie chciałabym o tym mówić. On nawet w mojej pierwszej książce występuje pod zmienionym nazwiskiem.

- Al Bogota.

- Właśnie.

- Pani, opowiadając o swojej książce, wspomniała, że to była jedyna miłość pani życia.

- Bo umówmy się - jeśli wielka, to musi być jedyna. Wielkich nie może być kilka. Prawda?

- I ta wielka trwała przez lata?

- Ona trwała, trwała i trwa do tej chwili, dlatego że ja do tej pory piszę o nim wiersze! A on już dawno nie żyje. Mój mąż, gdy chciał mi dokuczyć, mówił, że to nekrofilia.

- A nie był zazdrosny?

- Troszkę był. Ale nie było o kogo, no bo już nie żył - tamten. Ale wisiał portret w naszym domu małżeńskim oraz ja pisałam wiersze o miłości w chwilach wolnych od pracy na scenie. Ale już trudno. Takie jest życie właśnie.

- Jak to jest być pierwszą damą Rzeczypospolitej? Bo przecież Bierut nie miał żony. Pani, jako żona premiera Józefa Cyrankiewicza, była pierwsza damą.

- Bardzo trudno. Nikomu nie życzę. To jest ciężka praca. Bo ja na pierwszym miejscu stawiałam zawsze moją pracę zawodową, to znaczy kiedy tylko mogłam, wykręcałam się od wyjazdów i grałam w teatrze. No, a gdy już musiałam gdzieś pojechać - bo trudno, żeby do Stalina nie pojechać, żeby mu odmówić - to pakowałam walizkę i jechałam. Ale niechętnie.

- Po prostu odgrywała pani kolejną rolę.

- Otóż to - jechałam rolę odegrać, odrobić obowiązek. Aczkolwiek nie wszystkie wyjazdy były przykre. Do ZSSR trudne, ale na przykład do Indii - wyjazd uroczy, przepiękny. W Indiach byłam z ogromną przyjemniością i z pożytkiem dla swojego rozwoju, nawet znalazłam tam przyjaciół. A premier Neru podarował mi małego tygrysa, który przez dwa dni zachowywał się jak kot, to znaczy pozwalał się głaskać i brać na ręce. W trzecim dniu przypomniał sobie, że jest tygrysem - panem dżungli. Jak nie łupnie mnie łapą w rękę! Krew trysnęła! Wobec tego musiałam zostawić tygrysa w Indiach, już go nie zabierałam do Polski. Był śliczny! Ale wyrósłby tu i wszystkich pożarł! To bardzo piękne wspomnienia.

- Do tych wyjazdów przygotowywał panią Robert Walter.

- To był mój mistrz duchowy i wielki przyjaciel. Już nie żyje. Przed wyjazdem zawsze mnie podkształcał - o czym należy mówić z możnymi tego świata, co ich interesuje. Bo gdybym mówiła o kuchni albo o toaletach, to byłabym głupią polską mieszczką. Więc ja mówiłam z Neru o jodze, a z Mao Tse Tungiem o filozofii Lao Tse. I tak mu to przypadło do gustu, że podarował mi białe gronostaje, przepiękne (do tej pory są!) oraz dwie ogromne amfory, które ozdabiają mój salonik.

- Dużo ma pani pamiątek?

- Rozdarowałam połowę, bo już nie było gdzie trzymać.

- Gra pani kobiety silne, sama też jest pani ogromnie silną osobowością. Łatwo być mężem takiej żony?

- Uprzedziłam już w narzeczeństwie, co go czeka.

- Także o tym, że pani nie zamierza rodzić dzieci.

- Także. Od samego początku mówiłam, że nic z tego, że ja rodzę role. Był uczciwie powiadomiony. On natomiast złożył prośbę jedną jedyną - że z chwilą, gdy utraci PPS - a wiedział, że utraci, że Stalin go oszuka i zabierze - żebym dla "Matcha" angielskiego albo "Life'a" amerykańskiego nie dawała żadnych wywiadów. Żeby tej sprawy nie poruszać. Bo to boli. Ja mu to obiecałam, dlatego trzeciej części moich książek nie będzie.

POŻEGNANIE PIERWSZEJ MIŁOŚCI

Wróciłam z teatru półżywa. Popatrzyłam na kwiaty od niego, potem na siebie w lustro, chciałam się uśmiechnąć, ale twarz jakoś dziwnie się wykrzywiła i poczułam gorący kłębek łez w gardle. Al przyszedł kompletnie chory. Powieki miał ciężkie, zapuchnięte. Usiadł na swoim krześle, w rogu. Powiedziałam, że muszę wyjechać jutro rano do Matki. Moja kuracja zajmie prawdopodobnie resztę tego lata. i wtedy rozległ się suchy śmieszek, którego nigdy przedtem nie słyszałam.

- W lecie się ze mną spotkać nie możesz. Na jesieni - Wilno. To znaczy... Wiesz, co to znaczy? (fragment powieści "My - rozdwojeni" - pierwszej części autobiografii Niny Andrycz).

OBIETNICA

- Moja miła, prawdopodobnie możesz być świadkiem wydarzeń dość przykrych, a nawet trudnych do zniesienia. Właśnie dlatego już dziś proszę: nie wystawaj ich

w przyszłości na widok publiczny.

- Człowieku! Wyobrażasz sobie, że będę o nich plotkować z kolegami na kawie?

- Nie w tym rzecz. Po rozmaite impresje o życiu ze mną w Polsce Ludowej mogą się zwrócić do ciebie pierwszorzędne pisma zagraniczne. Taki "Match" lub "Life" zaproponuje godziwą zapłatę za twoje memuary z tego okresu. Czy możesz mi przyrzec, że ewentualny kielich goryczy, który wypadnie nam razem wypić, nie będzie wystawiony po latach na sprzedaż? (fragment książki "Bez początku, bez końca" - drugiej części autobiografii - już z prawdziwymi nazwiskami).

Na zdjęciu: Nina Andrycz.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji