Artykuły

Halka na XXI wiek

"Halka" w reż. Marka Weiss-Grzesińskiego w Operze Śląskiej w Bytomiu. Pisze Regina Gowarzewska-Griessgraber w Dzienniku Zachodnim.

Sztuka powinna poruszać, jeżeli nie da się jej gładko przełknąć, to już oznacza, że ma swoją wartość. Tak właśnie jest z najnowszą inscenizacją "Halki" Stanisława Moniuszki w Operze Śląskiej w Bytomiu, przygotowanej z okazji 60-lecia tej sceny. Nie można jej ocenić jednoznacznie, w kategoriach: dobra - zła. Jest za to inna, i to już jest jej atutem. Wnosi powiew świeżości, nowości, innej dynamiki, nie oglądanej dotąd w Operze Śląskiej. Budzi też wiele kontrowersji i tak naprawdę po sobotniej premierze, ilu było widzów (a sala wypełniona była po brzegi) tyle też było opinii na jej temat. "Halka" to polska opera narodowa, o której uczymy się w szkołach. Przypomnijmy, że opowiada

0 młodej góralce, uwiedzionej przez bogatego panicza, a następnie porzuconej. Panią bowiem ma zupełnie inne plany matrymonialne.

W Bytomiu cały spektakl rozgrywa się nie wśród jodeł szumiących na gór szczytach (jak to śpiewa Jontek w swojej arii), tylko w białym pomieszczeniu; wszędzie, czyli nigdzie. Może być to dworek szlachecki, jak i szpital dla obłąkanych. Reżyser w tej bieli ułożył kilka naprawdę pięknych obrazów, chociażby zaręczyny Janusza i Zofii (w tych rolach Ryszard Kalus

1 Aleksandra Stokłosa), którzy ujęli publiczność swoim śpiewem. Halka nie jest "biedną dziewką" lecz kobietą drapieżną w swoim obłąkaniu. Tu wielkie brawa dla Joanny Kściuczyk-Jędrusik, która zbudowała postać interesującą i wielowymiarową.

Realizatorzy folklor potraktowali nie jako obowiązek inscenizacyjny, lecz jako dalekie źródło inspiracji. Bardzo odległe, choć niekonsekwentnie wykorzystane. Strój głównej bohaterki mogłaby spokojnie założyć współczesna dziewczyna, podobnie jak to, co nosiły tancerki. Za to panowie mieli na sobie tradycyjne portki z parzenicami i pasy. Góry zaznaczono choinkowymi lampkami, a... szlachta ubrana była w kontusze. Wymieszano więc style i konwencje.

Współcześni młodzi ludzie bawili się swoim występem, wnosząc powiew radości, entuzjazmu i potrafili to przekazać, prowadząc ze sceny rodzaj dialogu ze swoimi rówieśnikami. Oprócz baletu prawdziwy entuzjazm budził chór, śpiewający znakomicie i żyjący na scenie, to znaczy tworzący nastrój, a nie tylko martwo stojący. Wiele w bytomskiej "Halce" rzeczy zaciekawiło mnie, układając się w spójną całość nowej interpretacji, na XXI wiek. Pozostały jednak i rzeczy niezrozumiałe, jak choćby płonąca stara, zniszczona lalka.

która głównie budziła niesmak. Gdy zapytałam o jej sens Marka Weiss-Grzesińskiego, dowiedziałam się, że wszystkie tradycyjne "Halki" które widziałam, przeszkadzają mi w odbiorze tej nowej. Zdaniem reżysera, to metafora odczuć głównej bohaterki, jej odrzucenie niechcianego dziecka.

Reżyser zapowiadał przed premierą, że chce trafić do młodego widza. Myślę, że jest taka szansa, bo próbował pokazać w operze coś nowego, łamiącego konwencje. Czy jednak mu się to udało, dowiemy się dopiero po kolejnych spektaklach, bo o jej wartości dla współczesnej publiczności zadecyduje kiedyś... frekwencja.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji