Artykuły

Jak stare dobre małżeństwo

"Ślubuję ci miłość i wierność" w reż. Iwony Kempy z Teatru im. Horzycy w Toruniu. Pisze Szymon Spichalski w serwisie Teatr dla Was.

,,Ślubuję Ci miłość i wierność" jest tragikomiczną historią, która osuwa się w poetykę farsy. Jest do dramat skonstruowany niemal wzorcowo pod względem opowieści małżeńskiej dla niewymagającego widza. W Horzycy Iwona Kempa umieszcza jego akcję nie w jakimś nieokreślonym mieście, ale na spotkaniu kilku par na terapii małżeńskiej. Narrator/terapeuta Niko Niakas czyta didaskalia, jakby wyznaczał kolejne etapy meetingu. Nad sceną tablica zegarowa z czasem, który rusza od razu po rozpoczęciu akcji i zatrzymuje się po jej ukończeniu. Aktorzy siedzą w rzędzie krzeseł. Kobiety ubrane są w ślubną biel, mężczyźni w garnitury. Ich obecne problemy nabierają przez to ironicznego wydźwięku. Odświętny ubiór stoi w kontraście z małostkowością wspólnego życia. Pomysły twórców osadzają pierwowzór w ciekawym kontekście.

Fabuła Haya rozgrywa się w konwencji spotkań kolejnych partnerów, ich romansów i kłamstw. Kempa nie ukrywa, że najbardziej zależy jej na wydobyciu komicznego tonu, dlatego też nie unika rubaszności i kawałów rodem z kabaretowego Mrągowa. Te intencje reżyserki wyczuwa najlepiej Sławomir Maciejewski jako Franek, przerysowując swoją postać z charakterystyczną dla niego manierą. Ale to jak najbardziej można zrozumieć. Nie da się bowiem ukryć, że toruński spektakl jest do bólu płytki. Część scen ,,dramatycznych" można by spokojnie odegrać w jednym z popularnych seriali telewizyjnych. Nawet jeśli niektórzy odtwórcy starają się wyciągnąć coś z tekstu (jak Jolanta Teska), to i tak wszystko tonie w banale. Streszczenie samej fabuły jest w tej recenzji niepotrzebne, bowiem (wbrew pozorom) jest ona wcale niegłupia i może zainteresować. W pewnym sensie jest to największa zaleta przedstawienia.

Kempa stara się przybliżyć widzowi problemy przedstawionych par także przez odwołanie do lokalnego kolorytu. W jednym z dialogów wspomina się o ulicy Podgórskiej. Na koniec Starsza Pani (Wanda Ślęzak), wdowa, opowiada monolog o wewnętrznej sile. Towarzyszy jej projekcja filmowa z mostu Piłsudskiego. To przypomina o największym grzechu reżyserii Kempy. Potrafi ona bowiem nawiązać kontakt z widzem, ale nie ma odwagi, by zaprosić go do dyskusji. Spektakl jest przeciętną komedią w stylu warszawskiego Kwadratu. I choć jest docelowo komercyjny, publiczności nie zachwycił. Owacje bynajmniej nie były gorące.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji