Artykuły

No i za czym tak tęsknicie?

Atutem jego przedstawienia jest także sięgnięcie do niemodnego już w polskim teatrze środka wyrazu - wiersza - o spektaklu "Panu Tadeuszu" w reż. Mikołaja Grabowskiego z Starego Teatru w Krakowie prezentowanego na 32 Warszawskich Spotkaniach Teatralnych pisze Karolina Matuszewska z Nowej Siły Krytycznej.

Piękna Litwa, jaką odmalował w "Panu Tadeuszu" Mickiewicz, w spektaklu Mikołaja Grabowskiego stała się placem budowy. Pagórki leśne zastąpiły nieotynkowane ściany, łąki zielone - surowa podłoga, a w miejscu świerzopu, gryki i dzięcieliny stanęła betoniarka. Ten świat w niczym nie przypomina kraju, do którego można tęsknić. Bohaterowie spektaklu również nie prezentują się imponująco. To dość trywialny przekrój przez współczesne społeczeństwo, w którym dominuje przeciętność i apatia. Jednak to właśnie ci ludzie tęsknią za wspaniałą przeszłością. Za pomocą dziewiętnastowiecznego tekstu próbują przywrócić dawny blask swojego kraju. Słowa poezji służą im do wykreowania świata pielęgnującej tradycje szlachty, wspaniałych zamków, uczt i radości zbiorowego życia. Grabowski, szczególnie w pierwszej części spektaklu, skupia się na scenach cementujących wspólnotowość. W ten sposób tworzy iluzję wspaniałego życia, jakie niegdyś było możliwe.

Udaje mu się to zrobić w sposób niemalże dosłowny. W drugiej części spektaklu współczesna menażeria ludzka przeistacza się w postaci z poematu Mickiewicza. W nieco zmienionej przestrzeni (m.in. zniknęła betoniarka) aktorzy pojawiają się w kostiumach sprzed 200 lat. Nikt tu już nie udaje, że reprezentuje jakąś postać - wszyscy stają się nimi naprawdę. Jest w tym jednak coś nieprzekonującego. Być może właśnie owa wytworzona na początku świadomość iluzji, która okazuje się być utopią, skrzętnie przechowywanym przez kolejne pokolenia mitem dawnej wspaniałości. Wkrótce bowiem daje o sobie znać druga strona tej rzekomej sielanki. Hrabia i Telimena są pretensjonalni ze swoją tęsknotą za obczyzną, podobnie jak Soplicowie stają się śmieszni w słynnym "umiłowaniu polskości". Szczytem demaskacji jest scena narady w karczmie, gdzie spotyka się cała okoliczna drobna szlachta. Z dzielnych patriotów wychodzi pieniactwo, niezdrowy upór, kłótliwość, głupota i porywczość. Te cechy nie omijają także przedstawicieli dwóch głównych rodów. Obserwując ich, widzowie śmieją się, choć jednocześnie trudno odpędzić od siebie myśl, że przez te 200 lat nic się w nas w gruncie rzeczy nie zmieniło.

Swoim "Panem Tadeuszem..." Mikołaj Grabowski potwierdza, że klasyka może być niezwykle aktualna. Atutem jego przedstawienia w moich oczach jest także sięgnięcie do niemodnego już w polskim teatrze środka wyrazu - wiersza. Krakowscy aktorzy umiejętnie się nim posługują, co sprawia, że spektakl zyskuje niepowtarzalne brzmienie. Rytm trzynastozgłoskowca, czy to wymawianego z tradycyjną średniówką, czy też wyśpiewywanego do muzyki Zygmunta Koniecznego, organizuje tempo całości. Słabo na tym tle wypada melorecytacyjny popis, na który składa się przede wszystkim uporczywe powtarzanie imienia "Zosia". Nie zawsze bowiem trzeba coś uwspółcześniać albo dopisywać autorowi - czasem tekst wyjściowy sam broni się dostatecznie mocno. Właśnie tę siłę na nowo pokazał polskiemu widzowi zespół Narodowego Teatru Starego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji