Artykuły

Dlaczego nie podpisałam

Nie o wymiar teatru tu chodzi, ale o zdobycie terenu. Nie wierzę w czystość intencji tego listu, dlatego go nie podpisałam - pisze Joanna Szczepkowska w liście do e-teatru.

Kiedy przed Świętem Teatru z różnych źródeł jednocześnie zwrócono się do mnie z propozycją odczytania listu "Teatr nie jest produktem widz nie jest klientem" przed "Dziadami" Pawła Wodzińskiego w Teatrze Studio, byłam mocno zaskoczona. Od dłuższego czasu moje usiłowania uczestnictwa w dialogu na temat polskiego teatru były ucinane bądź bagatelizowane, publikacje artykułów wstrzymywane, próby polemiki z niesprawiedliwą oceną moich poczynań spotykały się z brakiem odzewu. Pogodziłam się więc z faktem, że jestem na marginesie debaty, uplasowana raczej wśród łagodnych wariatów.

Podejmując decyzję protestu w Dramatycznym liczyłam się i z taką wersją wydarzeń, dlatego swoje uczestnictwo w życiu publicznym uznałam z przeszłość. Zaskoczeniem była więc dla mnie propozycja Krytyki Politycznej, żebym znalazła się wśród sygnatariuszy poparcia dla istnienia tego ugrupowania wobec zaistniałych zagrożeń. Krytyka Polityczna szczególnie zjadliwie traktowała moje opinie i propozycje rozwiązań w naszym życiu teatralnym. Protest jednak popisałam wychodząc z założenia, że Krytyka Polityczna jest mocnym i potrzebnym głosem na forum publicznym niezależnie od różnic poglądów. Dlatego prawdopodobnie teraz zwrócono się do mnie z propozycją kolejnego podpisu pod kolejnym protestem. Nie ukrywam, że po fatalnych doświadczeniach prezesury ZASP i poczucia osamotnienia, jestem zmęczona protestami i wszechobecną polityką w polskim życiu teatralnym.

Jeśli jednak w momentach zapalnych jestem nadal brana pod uwagę, jako jedna z pierwszych sygnatariuszy istotnego tekstu, to mam nadzieję, że nie wynika to z przekonania, ze reprezentuję osobowość, którą klimat jakiegokolwiek protestu pobudza do życia. Jak rozumiem moja opinia może być wciąż istotna, dlatego decyduję się na opublikowanie moich wątpliwości dotyczących treści listu, który miałam podpisać i odczytać. Nie podpisałam i nie odczytałam bo jak wynika z treści protestu:

"Sprawą jest polski model teatru artystycznego, którego istnienie jest obecnie zagrożone."

Nie rozumiem czym jest model polskiego teatru artystycznego. Przy najlepszej woli trudno uwierzyć, że pod ten model u autorów tekstu podpada szereg teatrów uznanych za martwe np. w akcji Trans-fuzja z 2005 roku. List tego jednak nie określa jednoznacznie, stosując zabieg odniesienia się do solidarności środowiska z okresu stanu wojennego. Ta solidarność zupełnie jednak nie przenosi się na praktykę.

Listu nie popisała większość tych, którzy w stanie wojennym znajdowała się po stronie opozycji, a dziś hołduje teatrowi środka. Nie podpisała jak rozumiem dlatego, że jakkolwiek demokratyczny byłby klimat listu, oczywiste jest, że chodzi o ochronę tzw. teatru poszukującego, czyli takiego, gdzie nie wystarczy prosto opowiedzianą historia. Gdyby list jednoznacznie to określił nie odnosząc się do skojarzeń ze stanem wojennym, można by się nad tym zastanowić.

Nadal jednak pozostaje otwarta dyskusja, czym teatr poszukujący jest i czy na pewno chce on mieć równoległe miejsce w polskim teatrze, czy też miejsce wiodące. Jako jedyny jako przykład niszczenia teatru artystycznego, w liście nazwany wprost, jest Teatr Dramatyczny w Warszawie. Otóż jeśli przez ostatnie kilka lat uważałam, że należy walczyć z przedstawicielami Biura Kultury to dlatego właśnie, ze nie robi nic, żeby zastopować przyzwolenie na chaos i prowizorkę, która jest tam finansowana i legalizowana.

Przez kilka lat obecności w tym teatrze nie mogłam doszukać się niczego, co można by nazwać poszukiwaniem własnego rysunku rozpoznawalnego w Polsce i na świecie. Nie zaistniała tu żadna spójna poetyka jak u Grotowskiego, Kantora czy Mądzika. Aktorzy Teatru Dramatycznego po prostu odgrywają swoje role czasem ze słabym, czasem z wybitnym skutkiem. Ten kierunek poszukiwań nie różni się zasadniczo od poszukiwań teatru nazwanego mieszczańskim.

W moim głębokim odczuciu różnicą jest tylko demonstracyjna rezygnacja z klarownej akcji sztuki. Demonstracyjność ta wyraża się w dodawaniu całkowicie przypadkowych tekstów bądź na kolanie dopisywanych własnych. Szekspir też pisał na kolanie. Różnica jest taka, że wzbudzał ciekawość. Od lat jednak Teatr Dramatyczny ciekawości widzów nie wzbudza i jest to powód wymierny dla którego należy w moim przekonaniu szukać innej formuły dla tego miejsca. Formuła ta może być poszukująca bądź mieszczańska - warunkiem jest prawdziwa charyzmatyczność i czystość intencji. Nie każdy teatr chaotyczny jest teatrem poszukującym.

"Wypowiedzi przedstawicieli władz - którzy stawiają Dramatycznemu za wzór zarabiające na siebie sceny rozrywkowe - świadczą o ich całkowitym braku poczucia odpowiedzialności za polską kulturę."

Otóż w moim przekonaniu wieloletnie przyzwolenie i ogromne dotacje na Teatr Dramatyczny mimo pustek na widowni było rażącym wręcz dowodem na to, że władze nie oczekują wzorów repertuaru rozrywkowego, ale z sezonu na sezon starają się wykazać cierpliwość i zrozumienie dla istnienia takiej sceny - w moim przekonaniu zbyt długo.

"W Warszawie ciągle brak przemyślanej polityki teatralnej." - czy pewno przemyślana polityka Biura Kultury to warunek powstawania dobrych i żywych spektakli? Co mają przemyślenia urzędników do prawdziwie artystycznych premier? Co jeszcze można zrobić poza oddaniem na wiele lat przestrzeni dla poszukiwań? Gdzie jest pewność, ze artysta będzie umiał poprowadzić prawdziwie artystyczny teatr, a biznesmen z pewnością sprowadzi na scenę "Czar dzikiej nocy"?

Jestem ostatnią osobą, której podoba się pomysł na traktowanie teatru, jako komercyjnej przestrzeni. Malarze jednak utrzymują się głównie dzięki prywatnym mecenatom koneserów sztuki - nie widzę powodu, dla którego w teatrze nie może się znaleźć ktoś sprawczy a jednocześnie znający się na teatrze. Ryzyko powodzenia w każdym wypadku polega na guście artystycznym czy to kogoś z dyplomem artysty czy menagera. Problem leży w korupcjogennym klimacie naszych polskich Urzędów i na ryzyku prywaty, ale ta może się wydarzyć i na poziomie artysta - urzędnik i urzędnik - biznesmen.

"Żądamy więc szerokich, systematycznych konsultacji ze środowiskiem twórców teatru, żądamy debaty o finansowaniu teatrów w Polsce prowadzonej z perspektywy innej, niż perspektywa zysku."

Autorzy listu nie proponują jednak żadnej formuły takiego spotkania ani struktury, na której takie konsultacje mogłyby się oprzeć. Od lat służą temu liczne Fora organizowane zresztą przy współudziale Ministerstwa. Rzecz w tym, ze na jednym z ostatnich Forów, środowisko młodych roczników reżyserskich odseparowało się od starszych zwołując na ten sam dzień swoje hermetycznie zamknięte forum. O jakiej więc solidarności mówimy i jak ona m się przekładać na przyszłość skoro tak naprawdę chodzi o obsadę konkretnych placówek i o walkę o te placówki? Czy naprawdę Michał Zadara będzie się bił o dotację dla Macieja Englerta?

To, co w moim przekonaniu niszczy w zarodku możliwość porozumienia w polskim teatrze to wzajemna niechęć i wewnętrzna klaustrofobia. To demonstracyjna nieobecność twórców na spektaklach z obcego nurtu teatralnego. To klimat pogardy i zawiści.

A gdyby tak pokłócić się nie o dotacje, a o "Dziady" Wodzińskiego? Gdyby tak za kulisy Teatru Studio w czasie Spotkań Teatralnych przyszedł Maciej Englert i zadał jakieś pytania? A Wodziński - pytania za kulisami albo w bufecie Współczesnego, o "Księżyc i magnolie"? Może wyraziliby prosto swoje wzajemne pretensje i przez to podnieśliby stopień adrenaliny we wzajemnym dialogu? Tak się jednak nie stanie nigdy, bo niestety nie o wymiar teatru tu chodzi, ale o zdobycie terenu. Nie wierzę w czystość intencji tego listu, dlatego go nie podpisałam.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji