Artykuły

"Fantazy" pełen poczciwości

Przedstawienie "Fantazego" zrobione jest dla Sceny Szkolnej. Czas więc na taryfę ulgową. Nie w owym znaczeniu nieprzyjemnym, jakobyśmy mieli pobłażać technicznemu poziomowi wykonania, niewłaściwej interpretacji, czy wreszcie - złemu smakowi. Taryfę ulgową godzi się zastosować tylko do twórczych ambicji reżysera, którego zadanie jest tutaj ograniczone i konkretne. Reżyser powinien być polonistą, pomagającym młodzieży w wyjaśnieniu zagadek tekstowych arcydzieła. I aktorzy powinni być po trosze polonistami; bardzo atrakcyjnymi polonistami, którzy komentują tekst całą swą istotą. Przedstawienie - to żywa ilustracja lektury. Nie pyta więc: co znaczy "Fantazy" współcześnie? I czy w ogóle coś znaczyć może? Zadowala się pytaniem: co poeta chciał przez to powiedzieć? I jaki w utworze dał wyraz swoim czasom? Tu wymogi, stawiane teatrowi przez prof. W. Kubackiego, który utrzymuje, że na scenie istnieć mogą tylko "Dziady" drezdeńskie roku 1832 - są najzupełniej stosowne. I nawet dorzeczne.

Kim jest Fantazy? Wielkim panem, a do tego poetą romantycznym. Świat, którym z wyżyn swojej pozycji pogardza, jest dlań polem moralnego eksperymentu. Czynić można wszystko, co dogadza jego, istoty wyjątkowej, kaprysowi, ponad wszelkie zasady, ponad uczucia - stawia piękny gest. I retoryce, rozpoetyzowaną i drwiącą na przemian. I oto Fantazy ponosi w swej postawie trojaką porażkę. Kiedy pragnie się ożenić, piękna hrabianka nie daje się oczarować ani jego pieniądzom, ani sławie, ani rokowi osobistemu. Kiedy, będąc już oficjalnym narzeczonym innej, staje w obronie honoru swojej dawnej kochanki - rycerskiego gestu omal nie przypłaca życiem. Wreszcie przeżywa wstrząs w obliczu prostoty moralnej zwykłego człowieka, w którego dobrowolnej śmierci nie ma nic z pozy.

W sztuce jest Fantazy kabotynem, który nieustannie chwieje się w swoim kabotynizmie. Zaczyna rozumieć, że istnieje życie prawdziwe, życie bez gry. I prawdziwe, bez gry, uczucia i czyny. Stąd dwoistość tej postaci. Jest ona wydrwiona - ale by sens dramatu mógł się w pełni dokonać, Fantazy musi wciągnąć nas w swój czar, olśnić poetycką brawurą. Musi wahać się na pograniczu prawdy i pozy, gestu i człowieczeństwa.

Fantazy Walczewskiego owszem, bywa wydrwiwany. Ale jest młodzieniaszkowaty, naiwny. Nie wiele w nim z rutynowanego lwa salonów, nie wiele z romantycznego sceptyka. Dlatego drwina zeń staje się poczciwa i dobroduszna. I sam on w istocie rzeczy pozer poczciwy i dobroduszny. Brak mu autoironicznej jadowitości Słowackiego - i wtedy, gdy poeta wyszydza swego bohatera, i wtedy, gdy się z ostrością jego spojrzenia utożsamia. Walczewski gra romantyka z fredrowskiej komedii; tyle, że mniej zabawnego. I nie dostaje mu wielkiego czaru, durzącej poetyckiej magii. Choć poszczególne ogniwa roli rozgrywane są najzupełniej przyzwoicie, a wiersz mówiony dobitnie i biegle.

Idalia - to Fantazy w spódnicy. Wielka dama, praktykująca na co dzień górny styl romantyczny. Ale i ona, gdy kurtyna idzie w górę, jest już wewnętrznie rozdwojona. Wśród rozpoetyzowania i afektacji przeżywa rzeczywisty dramat porzuconej kochanki - starzejącej się kobiety, która czuje, że traci ostatnie atuty. Miłość służy, póki młodość - a styl romantyczny, jej styl, jest również konwencją bycia dla osób raczej młodych. Idalia jest więc istotą trochę śmieszną - gdy stroi się we wzniosłe romansowe pozy, trochę wzruszającą - gdy wdaje się w daremną walkę z upływającym czasem, i trochę groźną - gdy do tej walki rzuca wszelkie środki wytrawnej bywalczyni salonów, z perfidią i intryganctwem włącznie.

Malicka gra głównie Idalię wzruszającą. I w tej roli widać przechył ku dobroduszności i poczciwości. Idalia ani jest drapieżnie zobaczona, ani w niej samej nie ma nic z drapieżności. Piękna, starzejąca się kobieta, która zmaga się o prawo do uczuć. A ponieważ wie, że przegrać musi, coraz to skłania się ku łagodnej rezygnacji. Malicka uśmiecha się często i smutno. Uśmiecha się grzesznie do swojej przeszłości i z pełną godności rezygnacją - do przyszłości. Idalia Malickiej tańczy ostatnie swoje młode sprawy, Tańczy wiersz zmiennymi modulacjami głosu i nagłymi spadkami rytmu; tańczy ruchami rąk, mimiką twarzy, tańczy całą postacią. Nawet wtedy, gdy trwa nieruchoma. Jej pauzy też są rytmiczne. Piękna romantyczna muza w przededniu emerytury. Być może, ów ton rezygnacji sprawia, że tym razem trzyma Malicka na wodzy nie obce jej heroinowate wzniosłości, a patos jej jest skromny. I prawdziwie uwodzicielski. Zagrała na jednej ze strun swojej roli. Lecz zagrała przekonywająco.

Poczciwość i dobroduszność w ostatnim akcie dochodzi już do apoteozy. Ostatni akt należy do Majora. Zacny ten staruszek dobrowolną ofiarą życia i pieniądza przywraca zachwiany ład świata. Fantazy i Idalia leczą się ze swych póz, Jan otrzymuje rękę Diany, wszyscy są wzruszeni. Tylko starzy Respektowie ze swą łapczywością finansową zakłócają ogólną harmonię. Ale należą oni do innego świata - do świata ludzi brzydkich, niedobrych, podczas gdy pozostali są piękni i dobrzy. A. Kruczyński w swym Majorze grał zmarłego Woźnika, Może dlatego wzruszał mnie chwilami naprawdę.

Brakło przedstawieniu jadu, drapieżności, ironii. Brakło owej piorunującej mieszanki poezji i szyderstwa. Owszem, był humor - zacny, staropolski humor, jakby z Fredry. "Fantazy" ten, skłaniający się przy lada okazji ku czułościom, i - dodajmy - dość recytacyjny, nie przeszkadzał jednak zasłuchaniu w wiersz. Nie wiem, czy to dużo, czy mało.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji