Artykuły

Święto rodzinnego upadku

"Uroczystość" w reż. Grzegorza Jarzyny w TR Warszawa. Pisze Szymon Spichalski w serwisie Teatr dla Was.

,,Uroczystość" Jarzyny pamięta czasy największej świetności sceny przy Marszałkowskiej 8. Był to jeszcze okres harmonijnej współpracy dyrektora TR-u i Krzysztofa Warlikowskiego, mający pośredni wpływ na przemiany obyczajowe w pokomunistycznej Polsce. Wspomniany spektakl wpisał się w kampanię przeciwko molestowaniu seksualnemu w rodzinach, ale jego problematyka sięga znacznie głębiej. Adaptacja scenariusza, którego autorami byli Vinterberg, Rukov i Hansen, została przedstawiona polskiej publiczności przez tajemniczego ,,H7". To charakterystyczny dla ówczesnego Jarzyny podpis nietypowym pseudonimem.

Przedstawienie rozpoczyna się spotkaniem Christiana (Andrzej Chyra) i Michaela (Marek Kalita). Spotkanie po latach dwóch braci na przyjęciu z okazji urodzin ojca pokazuje wzajemną obcość obu mężczyzn. Ten pierwszy jest introwertycznym, nieufnym melancholikiem. Nie znaczy to jednak, że pozbawionym charakteru. Drugi to typ cwaniaczka, cały czas nosi czarne okulary na znak niedostępności. Małżeństwo z Mette (Aleksandra Konieczna) uczyniło go człowiekiem pełnym negatywnych emocji, które prędzej czy później muszą znaleźć ujście. I nie ujawnią się one w pełni nawet wtedy, gdy będzie temperował Christiana po jego zaskakujących wystąpieniach.

Masywne, dębowe stoły są znacząco oddalone od widowni i ustawione prostopadle do siebie. Jeden z nich jest zwrócony wprost do widzów. Przy nim usiądzie głowa rodziny Helge (Jan Peszek) razem z innymi głównymi członkami familii. Znajdą się tam jego żona Else (Ewa Dałkowska), Christian, Michael z żoną, Helene (Katarzyna Herman), jedno miejsce pozostaje puste dla Gbatokayia (Christian Emany). Wycofanie stołów na drugi plan pozwala reżyserowi na objęcie całości wydarzeń uroczystości analitycznym okiem. I rzeczywiście sceny zbiorowe są majstersztykiem. Stylizowane na Viscontinowski ,,Zmierzch bogów" sekwencje budują dramaturgiczne napięcie. Ukryty rodzinny dramat zakłóca przebieg całego spotkania. Christian wyjawia sekret: razem z siostrą Lindą byli napastowani przez ojca. Dziewczyna wiele lat później popełniła z tego powodu samobójstwo. Dopóki jednak nie skończy się noc, uroczystość trwa. Stare pokolenie nic sobie nie robi z błędów nestora rodu. A za kulisami, na proscenium, toczą się zażarte spory. Helge robi wyrzuty Christianowi o burzenie mozolnie budowanego w rodzinie starego porządku. Jego syn wdaje się w romans ze służącą Pią (Magdalena Cielecka). Ten specyficzny związek wynika przede wszystkim z fascynacji mężczyzną, jaką odczuwa młoda pokojówka. Ona sama przypomina małą dziewczynkę, uwięzioną jeszcze w dojrzałym, kobiecym ciele. Widać to w scenie, w której stara się uwieść na nowo Christiana. Zrzuca białą sukienkę i pręży się przed obojętnym synem Else. Wspólny język oboje odnajdują dopiero wtedy, gdy zaczynają się zachowywać jak dzieci. Chodzą na czworaka, udają psy, niczym potomkowie Michaela włażą pod stół i zaczepiają ludzi. Nieprzepracowane problemy z okresu dzieciństwa sprawiają, że musi nastąpić regres do świadomości z lat wczesnej młodości. Siłą rzeczy prowadzi to do aspołeczności, arogancji i najprymitywniejszego egoizmu.

Uczucie Helene i Gbatokayia natrafia na mur rasizmu rodziny. Esle mylą się narzeczeni córki (czyli to nie jej pierwszy czarnoskóry wybranek), wszyscy starsi śpiewają pod dyktando Michaela obraźliwą dla Murzynów piosenkę. Wątek niechęci do obcych jest już nieco przebrzmiały, ale w ,,Uroczystości" brzmi mocno dzięki świetnie zaaranżowanym scenom. Przybysz ,,z zewnątrz" jest co krok upokarzany i nierozumiany, choć odnajduje w końcu wspólny język z Christianem.

A upadek Helge? Rewelacyjna rola Jana Peszka pokazuje dumnego, wyniosłego boga, któremu bliżej do mitycznego Zeusa niż żydowsko-chrześcijańskiego Jahwe. Jego wymóg, by traktować go ,,jak należy", ma być powszechną legitymizacją jego władzy. Chłodny świat rodzinnego domu utrzymuje się tylko dzięki protektoratowi ojca. Wbrew pozorom Helge nie wypiera się winy za to, co zrobił. Przy gościach odwołuje się co prawda do rzekomej choroby psychicznej Christiana, na nią zrzucając odpowiedzialność za oskarżenia syna. Ale w kameralnych scenach szuka usprawiedliwienia, czyniąc z traktowania swoich dzieci czyn niezbędny do podtrzymania w świecie swojego niemal ponadludzkiego autorytetu. Wszak greccy bogowie też popełniali błędy, ale nadal byli bogami. Jarzyna nie usprawiedliwia jednak w żaden sposób Helgego. Wprost przeciwnie - wszystkie formy samoobrony ojca zdają się na nic, dawne autorytety muszą odejść i to z powodu własnych błędów. W sekwencji rodzinnej apokalipsy pod koniec pierwszego aktu można zaobserwować szaleństwo Christiana i Pii, ucieczkę Else, czy pobicie ojca przez Michaela.

Finał przedstawienia pokazuje stół ustawiony teraz tuż przed widownią. Nie ma ustalonych miejsc dla gości, każdy siada, gdzie chce. Dumny Gbatokyai przychodzi z Helene po upojnej nocy, Pia siada razem z członkami rodziny. Nawet Else pozwala się zasiąść do śniadania. Tylko Helge zostaje przegoniony, jego zasady nie grają już żadnej roli. Idylliczna atmosfera zostaje niebawem zakłócona. Siedzący centralnie Michael agresywnie reaguje na przyjacielskie pytanie Gbatokyaia. To, że brat Christiana siedzi na miejscu ojca, jest w tym wypadku bardzo wymowne. Kto wie, czy to on nie stanie się nowym dyktatorem? Zakończenie jest otwarte i daje pole do mnóstwa interpretacji. Czy uzyskana wolność rodziny da jej szczęście? Czy instytucja rodziny w ogóle może być wolna? Na ile harmonia po upadku Helgego jest stanem trwałym, a na ile odwilżą?

W spektaklu można odnaleźć zalążki reżyserskiego stylu, który później znalazł swój konkret. Zamiłowanie Jarzyny do kontemplacji poszczególnych scen, w ,,Festen" rozbija się jeszcze o mur dekonstrukcji. Twórca kreuje estetycznie dopracowane obrazy, ale szybko zmienia ich poetykę. Robi to za pomocą komizmu lub przejścia do innej tonacji. Statyczne, pogłębione i wyciszone akty z ,,T.E.O.R.E.M.A.T.U." i ,,Nosferatu" miały swój początek właśnie w takich zabiegach. Tutaj zaufanie do teatralnej formy jest jeszcze naznaczone nieufnością. Notabene obecne, bardzo poważne inscenizacje reżysera wzbudzają protesty wielu odbiorców, zarzucających Jarzynie stoczenie się w hermetyczność i ostentacyjną operowość.

Opierająca się głównie na dynamicznej dramaturgii ,,Uroczystość" powoli staje się jednak reliktem zamierzchłej epoki. Nadal wciąga i powala reżyserską wizją. Kadrowanie scen odbywa się płynnie dzięki funkcjonalnej scenografii. Aktorzy bardzo dokładnie pracują na indywidualność swoich postaci. Rzeczywiście nikt nie jest tu anonimowy, wieloosobowa obsada nie wyklucza umiejętności zaznaczenia własnej obecności na scenie. A mimo to spektakl traci już swoją siłę przebicia. Dzisiaj jest dobrą pozycją repertuaru TR-u, nie zmienia to jednak faktu, że czas przydaje mu stopniowo sztywną ramkę klasyka - ale takiego ugłaskanego, nieszkodliwego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji