Artykuły

Jak patrzeć na klasykę?

Telewizja to dziwna sztuka, dziwna mieszanina artyzmu i techniki. Może ten fakt będzie oczywisty dla pokoleń zerkających już znad smoczka na szklany ekran. My jeszcze mamy prawo się "cudować", choć nie zwalnia nas to od kulturalnego obowiązku podejmowania prób zrozumienia istoty zagadnienia. Nie ulega wątpliwości, że telewizja, podobnie jak inne sztuki, posiada swoje "prawidła gry". Może są bardziej skomplikowane i jest ich więcej, może nie wszystkie odkryte (szczególnie u nas), ale przez to mocniej dopingujące do penetracji tematu.

Na użytek rozważań o spektaklu "Fantazego" warto się pokusić o hipotetyczne sprecyzowanie jednego z "prawideł" sztuki telewizyjnej. Sprawa jest dużo łatwiejsza, gdy prezentuje się utwory współczesne. Ich bohaterowie - goście w naszych mieszkaniach łatwiej się zadomawiają, przychodzą bowiem z naszych czasów, są ubrani jak my, ich sposób myślenia i bycia jest podobny do naszego. Znacznie jednak trudniejsza sprawa, jeśli chodzi o nawiązanie kontaktu z kimś sprzed wielu lat, z innej epoki.

Jak wynika z obserwacji, które są dostępne każdemu telewidzowi odznaczającemu się pewną dozą wnikliwości, utwór klasyczny powinien posiadać pewne określone (choć nie tylko jemu właściwe) cechy zapewniające danej sztuce dobry odbiór i powodzenie w tv. A więc: 1) duże napięcie dramatyczne, 2) zdolność bawienia i rozśmieszania, 3) czarowanie magią słowa. Chyba, że tematem są sprawy tzw. ponadczasowe, jak np. miłość na miarę Julii i Romea. Jeśli przyjmiemy takie rozumowanie za słuszne, nasuwa się pytanie, które z tych trzech "warunków" spełnia "Fantazy" Słowackiego? Z napięciem dramatycznym - dość kiepsko, bawić - bawił, ale nie za bardzo (nie o to zresztą przede wszystkim chodziło autorowi), magia słowa zaś więzła w girlandach romantycznej nomenklatury. Była jeszcze wielka miłość, ale dotknięte nią kobiety należały do kategorii tych romantycznych heroin, z których podśmiewał się Boy.

To, co powiedziano dotychczas, nie ma bynajmniej charakteru "wypominania" komukolwiek. Jest natomiast próbą wyjaśnienia sobie pewnych zagadnień. Tym bardziej że reżyser spektaklu czynił co mógł, by mimo trudności obiektywnych dotrzeć do widza. Świadczy o tym choćby "nietypowe" dla naszych wyobrażeń o bohaterze romantycznym obsadzenie pewnych ról (np. Ciepielewska i Holoubek). Stanowi to niewątpliwą dyskusję ze stereotypami myślowymi, nawet jeśli nie uwieńczoną pełnym sukcesem.

Niełatwym zagadnieniem, które nasuwa się w związku ze spektaklem "Fantazego" jest adaptacja telewizyjna, w zasadzie jednym z jej zadań w stosunku do sztuk tzw. pełnospektaklowych jest przykrojenie ich do ram ograniczonych nośnością percepcyjną telewizji. Omawiany spektakl trwał stanowczo zbyt długo, a w dodatku "Fantazy" aż się prosi o cięcia, choćby ze względu na pokrętnie wijącą się linię akcji. Zresztą Słowacki Słowackiemu nierówny, o czym świadczy dobitnie wystawiony przez tego samego reżysera "Kordian".

Tak więc stajemy wobec dylematu: co grać w telewizji. Niektórzy ujmują nawet rzecz krańcowo: sztuki współczesne czy klasykę, co brzmi cokolwiek paradoksalnie, bo nikt nie zastanawia się np. co wydawać: literaturę współczesną czy epok minionych? Mnie osobiście bardziej pasjonuje teraz pytanie - jak grać klasykę? Dzieła w rodzaju "Antygony", "Hamleta" czy "Dziadów", oczywiście, w kształcie zbliżonym do oryginału ale z koniecznym skrótem. A inne, mniej wybitne i ważkie? Może by tak spróbować w wyborze fragmentów wiązanych "konferansjerką", czemu patronuje radio w zakresie dramatów muzycznych? Bo telewizyjny "konferansjer" teatralny byłby życzliwym cicerone, komentującym co trzeba, czego zupełnie nie załatwia "filologiczny" wstęp, nie uczący jak patrzeć na teatr tv.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji