Artykuły

Publiczność wyłączona pilotem

"Kandyd" w reż. Tomasza Koniny w Teatrze Wielkim w Łodzi. Pisze Renata Sas w Expressie Ilustrowanym.

Volt Air jako nazwa dla biura podróży, a Wolter jako kierownik grupy urlopowiczów? Nie ma jeszcze wycieczek ekstremalnym szlakiem ciężkich doświadczeń wolterowskiego Kandyda, ale kto wie? Po łódzkiej prapremierze musicalu Leonarda Bernsteina widz czuje się jak po wcieczce zagranicznej z przeładowanym programem - wyczerpany i znużony.

Z satyry na filozofię niezmąconego niczym optymizmu, zawartej w powieści z 1759 roku powstała satyra na współczesne podróżowanie. Realizator Tomasz Konina wysłał tłum ludzi w drogę szlakiem sławnego prostaczka Kandyda. Sceniczna maszyneria szaleje. Akcja toczy się na wszystkich piętrach - na wieży, na morzu, na plaży, w pałacu. Inscenizatorskie pomysły przetaczają się jak tsunami. W takim permanentnym zamieszaniu naiwny Kandyd ma niewiele szans, by przebić się ze swoimi racjami, a jego pogmatwane przygody - nieustanna wędrówka za ukochaną Kunegundą wielokrotnie zgwałconą przez wojsko, niby zamordowaną, a jednak "niedobitą", ratowanie filozofa i nauczyciela Panglossa (nie całkiem powieszonego) tylko powiększają zamieszanie.

Reżyser tej "komicznej operetki", jak "Kandyda" nazwał Bernstein, stara się rozbawić niewiarygodnymi perypetiami, by doprowadzić do ponurej konkluzji, że w końcu trzeba się w życiu godzić na to, co jest, że "to czego chcieliśmy, nigdy nam nie będzie dane" i że trzeba po prostu "uprawiać własny ogródek". W finale sadza wykonawców na kanapach z "pilotami" w rękach i "wyłącza" publiczność. Niech sobie teraz sama pointerpretuje...

Musical Bernsteina (powstawał 35 lat!) nie miał szczęścia u realizatorów i widzów. Muzycznie "Kandyd" to skomplikowany splot elementów musicalowych i operowych.

Gdyby autor usłyszał, jak grała orkiestra pod batutą znakomitego Tadeusza Kozłowskiego! Tę stylową muzykę z powodzeniem nasz zespół mógły zaprezentować na Broadwayu. Żal, że mniej niż szczątkowo pokazał się balet (walc był jednym z najefektowniejszych obrazów), a przecież taniec (choreografia Sławomir Woźniak i Anna Krzyśków) to siła musicalu.

Słowa uznania należą się wykonawcom. Musicalowy styl wokalny i dobre aktorstwo zaprezentował Tomasz Jedz jako Kandyd, świetną Kunegundą była Dorota Wójcik (bardzo trudna, operowa partia). Wybornie jako kierownik wycieczki spisał się Przemysław Rezner, a jako nonszalancki Pangloss Andrzej Kostrzewski. Słowa uznania dla Jolanty Gzelli, Małgorzaty Kulińskiej, Tomasza Raka i pozostałych wykonawców - solistów i chóru.

Tyle dobrego i tylko wytrzymać trudno. A może to publiczność powinna oglądać widowisko z pilotem w ręce?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji