Artykuły

Czytajmy Fredrę

Aleksander Fredro, Śluby panieńskie, Lekcja literatury z Andrzejem Łapickim, Wydawnictwo Literackie, Kraków, 1998, s. 161.

Aleksander Fredro, Zemsta, Lekcja literatury z Dorotą Siwicką, Wydawnictwo Literackie, Kraków, 1998, s. 133.

Właśnie kilka dni temu odbyła się premiera "Zemsty" Aleksandra Fredry, w reżyserii Andrzeja Łapickiego. Reżyser, zarazem dyrektor Teatru Polskiego, pragnie uczynić ze swej placówki coś na kształt Comédie-Francaise, zwanej też Domem Moliera. Teatr Polski byłby oczywiście Domem Fredry. Pomysł ciekawy, choć analogię z Komedią Francuską - jako teatrem narodowym - trudno będzie przeprowadzić do końca: wszak u nas istnieje osobny Teatr - nie tylko z nazwy przecież - Narodowy, który przechodzi zresztą w ostatnich latach liczne perturbacje i jakoś nie może się ustabilizować. Można się domyślać wszakże, iż Łapickiemu bardziej zależy na tym, aby Polski był Domem Fredry niż zastępował w funkcjach Narodowy. A to jest trafne, możliwe i nawet... konieczne.

Ot choćby w świetle najnowszej premiery w Polskim zamiar wydaje się ze wszech miar usprawiedliwiony. Pisał o niej jeden z recenzentów: "Oklaski po każdej niemal scenie i owacja po przedstawieniu.... To przedstawienie nie ma nic wspólnego z "muzeum", którym to mianem określa się czasem Teatr Polski. Okazało się, że tradycyjne podejście do tekstu Fredry jest bardzo odświeżające. Dawno nie słyszeliśmy w teatrze tak precyzyjnie podanego fredrowskiego wiersza, ze wszystkimi niuansami wersyfikacyjnymi, w które wpisane są przecież komiczne efekty".

Dorota Siwicka we wstępie do "Zemsty" kładzie nacisk na "cudowną lekkość niepowagi": "Sala teatru komicznego tworzy specjalną, wydzieloną przestrzeń, w której wszystko staje się lżejsze. Jakby zmniejszała się siła ciążenia słów i wypadków, siła bycia serio. (...) Śmiejemy się więc z tej komedii Fredrowskiej, nie bacząc, z czego to dokładnie się śmiejemy, bo nie dla baczenia i nauki, lecz dla śmiechu napisane były."

Należy zatem dziś wystawiać Fredrę z dwu zasadniczych względów: po pierwsze - zarówno teksty jak i realizacje Fredrowskie w sposób zdumiewający sprawdzają się współcześnie: i twórcy, i publiczność kwestie w nich podejmowane mimo upływu czasu przyjmują za swoje, co jest gwarantem sukcesu. Po wtóre zaś: ciągle istnieją środki dla właściwego wystawiania Fredry; nie tylko najstarsze, ale i najmłodsze pokolenie polskich artystów chce, potrafi i umie grać Fredrę. A skoro tak to - grajmy Fredrę! - jak nawołuje w krótkim wstępie do "Ślubów panieńskich" Andrzej Łapicki.

Po co dziś grać "Śluby"...? pyta on. I odpowiada: - Żeby pokazać, że młodzi byli zawsze tacy sami w swoich problemach sercowych. Że poza obyczajem i zewnętrznością niewiele albo prawie nic się tu nie zmieniło. Dowodem niech będzie widownia młodzieżowa, która niezmiennie, nawet w naszych brutalnych czasach, oklaskuje perypetie bohaterów, śmieje się z żartów sytuacyjnych, a co cenniejsze, co jest wielkim tryumfem Fredry, śmieje się z jego tekstu, żartów i puent. Jaki wniosek? Grajmy Fredrę, grajmy "Śluby panieńskie" - również dlatego, aby poprawić nasze obyczaje.

Jeśli te wnioski są słuszne - a wiele wskazuje na to, że tak - czytajmy również Fredrę. Czytajmy go, zwłaszcza gdy tak się akurat złoży, że w żadnym z teatrów chwilowo go nie grają.

Epiktet, Encheirdion, Wydawnictwo Literackie, Kraków, 1997, s. 107.

W ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy ukazało się na naszym rynku wiele zwięzłych podręczników filozofii. Jeśli niezwykłe zjawisko szalonego powodzenia tych wydawnictw jest tym, czym się wydaje: zapotrzebowaniem na prawdziwą mądrość, to chyba wszczęta jakiś czas temu przez WL seria "Humanitas" pod redakcją Stanisława Stabryły ma niemałe szanse powodzenia. Pora mianowicie przejść na nieco wyższy etap, od historycznofilozoficznych bryków (ze "Światem Zofii" J. Gaardera włącznie) do - ostrożnie dawkowanej - literatury oryginalnej. Czytelnik łatwo się wówczas przekona, że studiowanie filozofii z najlepszych opracowań, jest ssaniem cukierka przez papierek, a lektura pracy oryginalnej, niechby i w przekładzie, z najlepszym opracowaniem nie da się porównać. Dotąd wydane tomiki Cycerona, Seneki i Plutarcha były rozprawkami na temat starości, przyjaźni, szczęścia, miłości. Niniejszy stanowi rodzaj summy filozoficznej jednego z późnych stoików, Epikteta, sporządzonej przez jednego z jego uczniów. To pożywna i - ciągle nad wyraz aktualna! - lektura, a każde zdanie warte jest głębszej refleksji. Oto jedno z wielu: "Pamiętaj, że nie człowiek, który ciebie spotwarza albo uderza, wyrządza tobie zniewagę, ale twoje własne zapatrywanie, jakie ty masz o tych ludziach, jakoby wyrządzali tobie zniewagę."

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji