Artykuły

Kolejna stłuczka na scenie Starego Teatru we wsi Cisna Dolna

"Kraksa" w reż. Wojciecha Smarzowskiego" w Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Magda Huzarska w Gazecie Krakowskiej.

Nóżki w galarecie - raz; talerzyk z ogórkami - raz; śledziki - raz; rosołek w wazie - raz, kurczak pięknie upieczony - raz. Oj, nachodzić się musiała aktorka Monika Jakowczuk, by to wszystko i jeszcze wiele innych wyrafinowanych przysmaków ustawić na stole. Ona przyniosła, a jej teatralni koledzy machali sztućcami, przez półtorej godziny mozolnie wrzucając do gardeł kolejne rarytasy, co je następnie miejscowym bimbrem zapili. Później pobiegli do ubikacji i je zwrócili. A myśmy siedzieli na widowni Starego Teatru i na to sobie patrzyli, nawet się już nie dziwiąc.

A kiedy się człowiek już: nie dziwi, to znaczy, że się zestarzał i ma prawo nie rozumieć teatru, w którym wystawia się niedobrych pisarzy. Za takiego bowiem Wojtek Smarzowski uznał Friedricha Dürrenmatta, autora "Kraksy", którą reżyser przepisał sobie na nowo, by do naszych małych móżdżków dotarło, że jej akcja dzieje się tu i teraz, i że to Polska właśnie. A że przy okazji zgubił tajemnicę tkwiącą w tekście Dürrenmatta i narastanie napięcia, które towarzyszy całej akcji, to już naprawdę drobiazg.

Tak więc akcja sztuki nie toczy się w zagubionej w alpejskiej przyrodzie willi, tylko w byłym pensjonacie FWP, z jego wyłożoną boazerią świetlicą i rogami jeleni. Główny bohater to pospolity Paweł Nowak w osobie Romana Gancarczyka - przedstawiciel handlowy, jeden z tysięcy przeciętniaków, którzy wydrapali pazurami swoje malutkie stanowisko w firmie (kosztem wygryzienia dotychczasowego szefa). To dało mu szansę zamiany starej skody na forda focusa, co stanie się dowodem w prowadzonym przeciwko niemu śledztwie. Bowiem w rzeczonym pensjonacie przebywa trzech emerytowanych prawników: sędzia - Tadeusz Huk, prokurator - Marian Dziędziel i adwokat -Leszek Piskorz. Tak jak u Dürrenmatta mają oni zwyczaj zabawiać się przy stole w sąd, przypadkowym gościom nadając rolę oskarżonych. Tylko że zamiast subtelnych rozważań natury filozoficznej mamy tu sceniczną wersję powiedzenia "dajcie mi człowieka, a paragraf się na niego znajdzie".

Pawła Nowaka oskarżono o to, że zabił niejakiego Sobolewskiego, któremu wcześniej uwiódł żonę i tym samym przyprawił go o zawał. O, przepraszam, nie uwiódł, a "przeczyścił babie komin", jak to mówi się na scenie Starego Teatru. Zresztą język, którym operują bohaterowie, może - delikatnie mówiąc - zaskoczyć. To, że ktoś "walnie sobie lufę" to jeszcze nic w porównaniu z pseudonimem, jakim przedstawia się Nowak. Otóż ni mniej ni więcej określa on siebie słowem "Długi" i nie chodzi tu bynajmniej o jego wzrost...

Tak subtelny scenariusz został połączony z niemniej wyrafinowaną realizacją sceniczną. Scenograf Jan Kozikowski zmienia przestrzeń teatralną w bardzo oryginalny sposób, spuszczając i podnosząc ściany, a zaangażowany specjalnie do spektaklu reżyser świateł Wojciech Puś pięknie oświetla stół, na aktorów nie zwracając już specjalnej uwagi. Może to i lepiej, bo ci świetni skądinąd artyści mają do zagrania przede wszystkim narastający z minuty na minutę stan upojenia alkoholowego, co raczej nie wymaga wielkiej wirtuozerii. Ale czego innego można wymagać, kiedy na scenie Starego Teatru wystawia się Dürrenmatta ze wsi Cisną Dolna.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji