Artykuły

Polacy nie są gotowi

W Polsce książki dla dzieci o śmierci poniosły fiasko. Powstało ich kilka, ale rodzice nie chcieli ich kupować. Polacy nie są gotowi. Jesteśmy za to w pełni gotowi na przemoc w kreskówkach, w których jeden szczurek tłucze wielkim młotkiem drugiego szczurka po dupsku, a wilkowi ze zdziwienia wypadają oczy - pisze Malina Prześluga.

Pewnie wszyscy znamy "Książkę o kupie" Pernilli Stalfelt, z którą ostatnio rozmawiały Wysokie Obcasy. Wyobraźmy sobie, że jakiś teatr robi adaptację tej książki. Reżyser z dyrektorem ustalają obsadę: "Potrzebujemy trzech podobnych do siebie, filigranowych aktorek na chór bobków. Staszek by wziął krowi placek, dawno nie grał nic dużego. Elżbietkę obsadźmy w rozwolnieniu, ma taką melancholijną naturę. Główniaka damy Jasiowi, poradzi sobie z każdym szajsem."

Taka adaptacja jest oczywiście niesmacznym żartem, który właśnie wymyślam, z nieskrywaną, pierwotną przyjemnością. Ale zarówno lektura tej i innych książek Pernilli, jak i rozmowa z nią, podsunęły mi myśl, że kto wie, czy kiedyś do takiej adaptacji nie dojdzie. Nie jestem pewna, czy akurat tę książkę chciałabym zobaczyć na scenie, ale już książkę o śmierci, czy o przemocy jak najbardziej. Śmierć opowiedziana językiem zabawnym i prostym, pełna kościotrupów, przestraszonych duchów, kurczaków-zombie i prapradziadków grających w niebiańskie boule podczas burzy. By wprowadzić (łagodnie, świadomie i mądrze) w świat pojęć, którymi dzieci czasem muszą się posługiwać. Nieumiejętność nazywania przeróżnych stanów to u człowieczków sprawa naturalna. Jak u chłopca, którego znam, a który, gdy chce wymiotować, mówi, że boli go gardło. Mama daje mu syrop przeciwkaszlowy, chłopiec natychmiast wymiotuje. Mama tłumaczy mu, że odruch wymiotny i ból gardła to dwa różne stany i odtąd chłopiec, gdy chce wymiotować, mówi: "mama, będę rzygał". Mama parzy mu miętę, albo prowadzi do ubikacji, głaszcze go nad kibelkiem po pleckach. Chłopiec czuje się dzięki temu pewnie - mama może dowiedzieć się, co mu dolega i zareagować właściwie.

W Polsce książki dla dzieci o śmierci poniosły fiasko. Na fali szwedzkiej pisarki powstało ich kilka, ale rodzice nie chcieli ich kupować, uznając, że na taką wiedzę człowieczek może jeszcze poczekać. Polacy nie są gotowi. Jesteśmy za to w pełni gotowi na przemoc w kreskówkach, w których jeden szczurek tłucze wielkim młotkiem drugiego szczurka po dupsku, a wilkowi ze zdziwienia wypadają oczy, po których jego niedoszłe ofiary z lubością skaczą. Taki łomot spuszcza na głowę swoich dzieci wielu rodaków, teatr natomiast (do którego chodzi się bardziej świadomie niż skacze się po kanałach) ma trąbić o przyjaźni, akceptacji i dobroci. Trudno jednak w kreskówkowych czasach opowiadać o tych cnotach, nie używając dobitnych antywzorców. Wiem, że ten problem jest szerszy i dotyczy systemu społecznego, skrajnie odmiennego od modelu szwedzkiego, w którym tabu jest mniej, a świadomego podejścia do wychowywania dzieci więcej. Ale z utęsknieniem czekam na makabryczną premierę, którą krytycy teatralni zrównają z błotem, gdzie trudne sprawy, jak śmierć czy przemoc właśnie, będą traktowane z należytym im szacunkiem. Odwracanie uwagi dziecka od poważnych spraw to nic więcej jak ucieczka przed odpowiedzialnością. Można powiedzieć - no dobra, Malina, a czy tobie ktoś wytłumaczył, tak raz a dobrze, w tych ciemnych latach osiemdziesiątych, co to śmierć? - Nie. - I co, żyjesz, radzisz sobie. - Tak. Ale pamiętam to zdziwienie, gdy umarł Gepcio Chomik, leżał sztywny w klatce, a potem go nie było. Pamiętam złość na rodziców, że mi go zabrali. Pamiętam oszustwo, gdy umarł nasz pies - Trąba. Powiedziano mi, że trzeba go było oddać do jego mamy-suni, bo był chory, a ona go wyleczy. I czekałam, aż zdrowy do mnie wróci. I znów byłam zła na świat, że nie wrócił. Miałam szczęście, że wtedy umarły mi tylko zwierzęta.

Tłumaczenie dziecku, co to śmierć, choroba, nienawiść i przemoc to trudna sprawa, sama nie mam pojęcia, jak można się do tego zabrać. Szkoła tego za nas nie załatwi. Literatura - powoli - próbuje. Teatr, choć tak bardzo cieszy się trwającą od kilku lat rewolucją, nie traktuje tego jako wyzwania. Boi się podjąć ryzyko, bo Polacy nie są gotowi. Kiedy w takim razie będą? Czy napisze o tym Rocznik Statystyczny? Onet przeprowadzi anonimową ankietę? A może po prostu Polacy wyłączą telewizory, zapukają do teatru i powiedzą: "Już"?

Jest taka książka o krecie, któremu ktoś narobił na głowę. A może ja zdecyduję się być takim kretem, będę robić podkopy pod fundament i przyjmować na głowę pieskie sprawy. Kuszące. Szacun dla pani, pani Pernillo.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji