Artykuły

"Kto zabił Alonę Iwanowną?" w Dramatycznym. Ukradł i miał rację

"Kto zabił Alonę Iwanowną?" w reż. Michała Kmiecika w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Joanna Derkaczew w Gazecie Wyborczej.

Michał Kmiecik ma 20 lat i wystawił właśnie w Teatrze Dramatycznym spektakl tak atrakcyjny jak virale według teledysku Gotye. Bezczelnie wtórny, żerujący na cudzej popularności. A jednak wciągający.

Kmiecik to najbardziej zaangażowany widz, jakiego zaangażowany teatr mógł sobie wymarzyć. Rozumie, o co chodzi wszystkim artystom "krytycznym", "niezadowolonym", "oburzonym" - nawet twórcom o tak różnych światopoglądach jak Monika Strzępka czy Jan Klata. Rozgryzł, jak swoje teksty konstruują Dorota Masłowska, Paweł Demirski czy René Pollesch. "Czuje" estetyczne poszukiwania Krzysztofa Garbaczewskiego i Marcina Cecki. Wszystko, co w teatrze ważne, czytał, widział i odniósł do siebie. Ale to nie koniec. Dwudziestolatek z Wrocławia potrafi cudze spektakle nie tylko przeanalizować i docenić, ale też zrobić je jeszcze raz. Na inny temat, a do tego śmieszniej, sprawniej i w półtorej godziny. Nie potrzeba mu więcej, by większość najciekawszych przedstawień rodzimych i gościnnych pokazać razem, łącznie ze wszystkim, czym były inspirowane i do czego je później porównywano.

W "Kto zabił Alonę Iwanownę" zmieścił m.in. "Tęczową Trybunę 2012" i "W imię Jakuba S." Strzępki i Demirskiego, "Wodzireja" Feliksa Falka, "Melancholię" Larsa von Triera, historię Andersa Breivika, reakcje krytyków po występie berlińskiego teatru Volksbühne w Warszawie, sprawę ACTA, umów śmieciowych, obronę Baru Prasowego i śmierć Amy Winehouse.

Ktoś kojarzy Marmieładowa?

W tej sztuce bez fabuły aktorzy co chwila wychodzą z ról, robiąc wewnątrzśrodowiskowe żarty, wyjaśniając swoje miejsce w strukturze tekstu. "Och, nie przedstawiłem się..." - przeprasza kamienicznik (Waldemar Barwiński), który wykupił wszystkich lokatorów w mieście. Przepytuje też widzów, czy aby na pewno zapłacili za bilet na premierę. Marmieładow (Piotr Siwkiewicz) powątpiewa, czy ktokolwiek w ogóle kojarzy jego nazwisko z powieści, i obwinia "tego ruska Dostojewskiego", że przeznaczył jego córce Soni los dziwki. Raskolnikow (Dobromir Dymecki) rozpakowuje kartony w swoim nowym mieszkanku i nie zamierza nikogo mordować.

"Za każdą kwestię, którą ta jędza mnie obraziła, zapłacili państwo 2 zł 50 gr" - wylicza Jolancie Olszewskiej Małgorzata Maślanka. Czy to w porządku płacić za obrażanie kobiety? A czy w porządku jest grać nazistę w hollywoodzkich superprodukcjach? Albo robić depresyjne filmy o zagładzie świata jak von Trier?

Kmiecik napisał "Kto zabił..." tak, jak uczniowie wybitni, ale nieprzystosowani piszą wypracowania. Zamiast streścić obiecaną w tytule spektaklu "Zbrodnię i karę" - opowiedział o sobie. A w jego świecie jedyne pytanie, na które warto odpowiadać, nie brzmi: "kto zabił Alonę Iwanowną?", ale "jak niby mamy żyć fair?".

Wprowadza na scenę tłum postaci z Dostojewskiego i każe im się bić o uwagę widzów. Każdy z aktorów, który właśnie przerwał koledze monolog lub zawstydził poprzednika pytaniem: "ile zarabiasz?", natychmiast sam sobie gratuluje. "Dzielny jestem" - mówi Wodzirej (Krzysztof Ogłoza), po nim powtarzają to inni bohaterowie z powieści i z medialnych skandali.

Trochę dystansu do siebie

Takie miało być to pokolenie wiecznych stażystów bez szans na etat - dzielne, uznające autorytet szefów korporacji i zaangażowane raczej we własny rozwój niż we współpracę. Obserwując, jak o sobie opowiadają i jaką sztukę tworzą ludzie starsi o pięć-dziesięć lat od reżysera, można pomyśleć, że tak się faktycznie stało. Trzydziestolatkowie zaharowują się za grosze, nie mając zwykle czasu ani środków na żadną większą rozrywkę, wymagającą przygotowań, organizacji, koordynacji własnych planów z cudzymi.

Ale rówieśnicy reżysera - już nie. Dorabiają, wysługują się koncernom, ale prawdziwe życie toczą gdzie indziej: w sieci, w organizacjach pozarządowych. Tam gdzie mogą być razem. Jeśli o coś walczą, to nie z grymasem męczenników, ale przez zabawne akcje quasi-artystyczne. Mają dystans do swoich "akcji okupacyjnych", jak przejęcie Baru Prasowego, nie żądają krzyży zasługi za gotowanie pierogów. Twórcy parodiują w spektaklu scenę okupacji, nie ukrywając, że była to przede wszystkim świetna zabawa dla uczestników.

Kmiecik nie robi spektaklu o własnej niedoli. W całym przedstawieniu wraca sprawa Jolanty Brzeskiej, symbolu walki z bezrefleksyjnie pojmowanym prawem własności. Sprzeciwiała się eksmisjom lokatorów z wykupywanych przez deweloperów kamienic. Jej spalone zwłoki znaleziono przed rokiem w Lesie Kabackim. Kmiecik, żartując i parodiując spektakle starszych kolegów, cały czas przypomina o tym, co naprawdę ważne. A istotniejsze od tego, że 20-latek ściąga pomysły od innych, jest to, że zginął człowiek.

Roman Pawłowski pisał niedawno z Moskwy o wystawie "Nawet nas sobie nie wyobrażacie" w centrum designu Artplay. Zebrano na niej m.in. plakaty tworzone przez uczestników antyputinowskich protestów. Amatorzy, "twórcy z konieczności", okazali się mieć nie gorsze pomysły niż najwyżej oceniani artyści konceptualni. Posługując się istniejącymi już obrazami, konstruują komunikaty zabawne, osobiste, często wzruszające. Czy używając sztuki do walki o swoje przekonania, odbierają coś autorom pierwowzorów, czy raczej ich nobilitują?

Kmiecik może i wszystko ściągnął z pomysłem, talentem i przejmującą naiwnością ludzi zdolnych zapytać: "co to znaczy żyć przyzwoicie?".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji