Artykuły

Szczęście z teatru telewizji

- Myśmy skoczyli z tego PRL w inną brutalność, w innego rodzaju totalitaryzm. Nasze społeczeństwo przez tyle lat niedokształcone intelektualnie - kultura wtedy nie była taka zła - i zniewolone, nagle się zachłysnęło pieniędzmi. Wszystko się skomercjalizowało - mówi WOJCIECH PSZONIAK, aktor Teatru Współczesnego w Warszawie.

rozmowa z Wojciechem Pszoniakiem, aktorem

Agnieszka Kublik: Przyjechał pan tutaj prosto z próby, bo dzisiaj pan wieczorem gra w spektaklu Teatru Telewizji, na żywo. Jak próby, w telewizyjnym studiu gracie do ośmiu kamer.

Wojciech Pszoniak: Tak, do ośmiu. Ale to nie jest taka duża różnica. Różnica polega na tym, że to jest spektakl teatralny przeniesiony do telewizji, ale w innej formule, bo z publicznością. Kiedyś się robiło tak, kilka razy grałem w takich spektaklach, że po przedstawieniu robiło się dla Teatru Telewizji w studio bez publiczności. Pierwszy raz w życiu będę uczestniczył w tak zwanym spektaklu na żywo nie z sali teatralnej, i z publicznością w studiu telewizyjnym. Myślę, że oni też będą aktorami tego spektaklu.

Będziecie grać do widowni, czy do kamer?

- Do kamer, jednak do kamer, nie można, i do widowni grać, i do kamer. Będą przecież za nami chodzić te wszystkie mikrofony.

Dużą pan ma tremę?

- Ja w ogóle generalnie jestem aktorem z tremą, nie byłbym chyba aktorem, gdybym nie miał tremy, bo trema wprowadza w taką rzeczywistość inną. Mnie to jest potrzebne. Ja nie mam takiej technicznej zdolności przeskakiwania. Ja muszę wejść w pewien świat, żeby w ogóle zaistnieć. Czyli tremę będę miał tak na godzinę przed spektaklem, od 19.30.

Zacytuję panu Piotra Fronczewskiego: "Jeżeli sztuka jest dwuosobowa, musi być team, który się zna, szanuje, lub ma się wspólne poczucie humoru, wspólną swojego rodzaju religię teatralną". Jaka jest ta wasza wspólna religia teatralna?

- Duet, czyli sztuka dwuosobowa jest, może najtrudniejszą formą teatralną. Nie monodram, znam monodram, tam są inne trudności. Trudność w sztuce dwuosobowej polega na tym, że tu nie ma solistów. Bo wtedy to przestaje być teatr, to się staje estrada, kabaret.

Duet muzyczny prawdziwy polega na tym, że dwóch wielkich solistów, artystów w momencie, kiedy się spotykają razem muszą tworzyć zespół. Co to znaczy w teatrze? To znaczy, że, nie ma, nie można być przez sekundę samemu i nie można myśleć o sobie. Każdy ruch jednego jest reakcją na ruch drugiego. Jeżeli zafałszuję - to jest jak w muzyce - zafałszuje i ten drugi, i dźwięki będą też fałszywe. I może Piotr o tym myślał, że tu nie może być numerów. W ogóle w sztuce nie ma numerów.

Pan sztukę "Skarpetki, opus 124" Daniela Colasa ściągnął do Teatru Współczesnego specjalnie dla was.

- Tak, ściągnąłem ją dla nas. Lubię sztuki o teatrze, lubię sztuki o aktorach, nie ma wielu sztuk na ten temat, bo trzeba znać tą rzeczywistość. Przywiozłem tę sztukę do Polski, odniosła wielki sukces w Paryżu, w Europie grają to najlepsze teatry, najlepsi aktorzy.

Przedstawienie zostało uznane przez publiczność za najlepsze podczas Polkowickich Dni Teatru, Fronczewski jako najlepszy aktor, a Maciej Englert - najlepszy reżyser. Pan jest już w takim wieku - jak bohaterowie "Skarpetek" - , że czas sumować życie?

- Nie! Jeszcze się nigdzie nie wybieram. Życie się podsumuje się samo, niezależnie ode mnie myślę. Nie, ja nie podsumowuję jeszcze swojego życia. Myślę, że aktorzy ze "Skarpetek" sami nie podsumowują życia.

Wie pani, aktor - każdy człowiek, ale aktor w szczególny sposób - odczuwa czas. Można aktora porównać do kobiety. Kobieta odczuwa bardziej czas niż mężczyzna, oczywiście mężczyzna też, wszystkich nas to dotyczy, ale w aktorze się bardzo odbija czas. Aktorzy bardzo często przegrywają z życiem dlatego, że się boją czasu. Malarz, pisarz, kompozytor, rzeźbiarz, inni artyści nie mają tego, bo czas może im sprzyjać. A aktor nie ma czasu. Aktor przede wszystkim się boi czasu, starzeje się Pan się boi czasu?

- Nie. Ja się nie boję, bo ja się sobą najmniej zajmuję. Nie chcę się sobą zajmować i mam taką cechę, która mi pomaga, że żyję tym, co mam. Nigdy się myślę, np. szkoda, że miałem włosy, albo szkoda, że miałem 30 lat. Dziś mam co innego fantastycznego, czego nie miałem czterdzieści lat temu, czego nie mogłem mieć.

A co to jest, to co pan ma teraz?

- To, co sobie przeczuwałem to mi się potwierdzało przez moje życie. Najbardziej jestem szczęśliwy z tego, że rozmawiając z panią po tylu latach moich studiów i mojej drogi artystycznej, i moich przemyśleń i mojej pracy, i mojej twórczości aktorskiej jestem szczęśliwy, że jestem aktorem i jestem szczęśliwy, że dokonałem słusznego wyboru.

No i teatr telewizji na żywo powrócił do TVP.

- Jestem bardzo szczęśliwy, że ten teatr został reanimowany, po nieodpowiedzialnych decyzjach ludzi, których już w telewizji nie ma, nie należy o nich pamiętać, a zrobili wiele krzywdy. Zniszczyć łatwo, na nowo powrócić do danego stanu jest trudna.

Zacytuję Kazimierza Kutza właśnie w tej sprawie: ''Teatr Telewizji to w większości publicystyka, albo czytanki patriotyczne. Teatr Telewizji jest skarlały, bo został skonsumowany do celów ideologicznych przez PiS, choć zaczął umierać już od czasów Roberta Kwiatkowskiego, aparatczyka z SLD, dla tych, którzy od lat upartyjniali i komercjalizowali Telewizję Publiczną, Teatr Telewizji związany z wielką literaturą, fachowymi reżyserami i wybitnymi aktorami był zbyt elitarny. Oni nie lubili oglądać, bo nie miał zysków politycznych i komercyjnych''. To prezes Robert Kwiatkowski jest autorem powiedzenia ''tyle misji, ile abonamentu''.

- Nie chcę powiedzieć tego, co ciśnie mi się na usta, co myślę o panu Kwiatkowskim. Bo jeżeli prezes TVP coś takiego wygłasza, to znaczy, że nie rozumie w ogóle istoty rzeczy.

Sprawdziłam wpływy z abonamentu w czasach, kiedy prezesem był Kwiatkowski. I wtedy telewizja publiczna miała więcej pieniędzy z abonamentu niż dziś. Np. w 1997 r. - 435 mln zł, 98 - 451, 99 - 470. A 2009 - 300 mln zł, 2010 - 221, 2011 - 205. Czyli to nie jest tak, że jest tyle misji ile abonamentu, tylko jest tyle misji, ile sobie prezes Kwiatkowski chciał. A on nie chciał.

- Tak, tak, niewątpliwie.

Da się odbudować Teatr Telewizji po latach?

- Tak, ale to wymaga czasu. Podobno wróci też teatr dla dzieci. To jest kwestia czasu i kwestia edukacji. Nie można z dnia na dzień zrobić z kogoś, kto o niczym nie wie, kogoś wytwornego, kto nie wie ,jak się je widelcem, nożem, nie rozróżnia wina czerwonego od białego, półsłodkiego od wytrawnego, kto nagle poczuje się dobrze w świecie kultury kulinarnej. Tak samo jest w sztuce. Trzeba przeczytać kilka książek, trzeba się uczyć tego i to na tym polega. Myśmy skoczyli z tego PRL w inną brutalność, w innego rodzaju totalitaryzm. Nasze społeczeństwo przez tyle lat niedokształcone intelektualnie - kultura wtedy nie była taka zła - i zniewolone, nagle się zachłysnęło pieniędzmi. Wszystko się skomercjalizowało.

W Anglii, we Francji to też się dzieje, tam jest atak tego bezsensownego amerykanizmu, ale tam jest inna podstawa. U nas trzeba ją odbudować.

Ja głęboko wierzę, że jeżeli będą tacy ludzie jak pan prezes TVP Juliusz Braun, czy dyrektor programowy TVP pan Jacek Weksler, ludzie, którym zależy na kulturze, nie tylko w Warszawie, w Poznaniu, ale w głębokiej Polsce, to to się uda.

Niech oglądalność teatru telewizji będzie nawet pięćset tysięcy. Jeżeli teatr ogląda pół miliona ludzi, to ja bardzo dziękuję! Może w malutkich miasteczkach dzięki temu teatrowi rodzą się fantastyczni ludzie, pisarze, malarze, artyści.

Dzięki teatrowi, sztuce w ogóle stajemy się lepsi.

- Absolutnie. Myślę że tak, bo barbarzyństwo nie lubi sztuki i nie lubi kultury.

"Skarpetki" miały wysoką oglądalność, 1 mln 120 tys. widzów.

- No to ja dziękuję bardzo! Cieszę się.

Ale ja nie jestem Dodą aktorską, nie liczę na żadne stadiony i żadne tego typu rzeczy. Mnie się wydaje, że jakość jest istotna. Nie trzeba mylić rzeczy z zakresu socjologii społecznej z jakością, są rzeczy popularne, które nie są wartościowe i odwrotnie. Telewizja ma to do siebie, że myli te rzeczy. Ludzie myślą, że aktor popularny jest dobrym aktorem, często aktor popularny jest bardzo złym aktorem.

Można połączyć, Pavarotti śpiewał na stadionach, a był wielkim artystą.

Co jeszcze oprócz Teatru Telewizji, telewizja publiczna jest winna inteligentowi?

- Ja w ogóle telewizora nie mam, nie oglądam telewizji. Jestem zwolennikiem radia publicznego, zresztą we Francji, w Anglii słucham radia publicznego. Męczą mnie i nudzą komercyjne stacje,

Telewizja Publiczna, czyli telewizja misyjna w świecie, w którym jest zagrożone myślenie, w którym giną słowa, potrzebna jest, żeby nie odczłowieczyć człowieka. Mnie jako człowiekowi sztuki, jako artyście bardzo na tym zależy, żeby nie odczłowieczyć człowieka. Komuna też odczłowieczała człowieka, ale inaczej. Chociaż z drugiej strony pobudzała co wrażliwszych ludzi do myślenia, do buntu.

Ale dziś nasz wróg, ten, który nas odczłowiecza, jest w ładnym garniturku, w ślicznym krawacie, przystojny, ubrany tak jak wszyscy zresztą, banalny, niezauważalny, gładki, jak mydło toaletowe. Nie może drażnić, daje pani kredyt na dom, wpuszcza panią w maliny i pani nawet nie wie, w którym momencie pani w zasadzie przestaje istnieć.

W serialu pan by nie zagrał?

- Nie mam nic przeciwko serialom, tylko to musi mieć wartość. W serialu nie gram, w ogóle nigdy nie chciałem grać serialach, nawet w PRL. Nie chciałem, żeby mówili na mnie Pipek, albo Klos, albo Kuraś, tylko żeby mówili Wojciech Pszoniak. To mi się do tej pory udało.

A reklama?

- Reklama? Wszystko to jest kwestia pieniędzy, bo to już nie ma nic ze sztuką wspólnego. Jeden kolega, który się tak oburzał na reklamy - bo sam nie dostawał takich propozycji - to go zapytałem, czyby się oburzał, gdyby dostał propozycję jak Kinsky - trzy i pół miliona za trzy sekundy w L'Orealu. Nie wziąłbyś? - zapytałbym. Byś był głupim, bo mógłbyś te pieniądze wziąć dla siebie, ale mógłbyś również na cele charytatywne. Reklama jest tylko kwestia pieniędzy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji