Artykuły

Król, królowa i nic więcej

"Dawno temu w Odessie. Prawdziwa historia króla żydowskich gangsterów" w reż. Łukasza Czuja we Wrocławskim Teatrze Współczesnym. Pisze Magda Piekarska w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

Jeśli warto wybrać się na nowy spektakl Wrocławskiego Teatru Współczesnego, to dla kilku piosenek, a zwłaszcza dla genialnego występu Zdzisława Kuźniara, który w "Dawno temu w Odessie" zagrał Froima Gracza. Niestety, to za mało, żeby zbudować spójną opowieść o świecie odeskich gangsterów

Kiedy Kużniar śpiewa o tym, że "rewolucja strat się nie boi/ nim nazwie nowym stary ład/ Bo sens jej przecież na stratach stoi./ Tym większy zysk, im więcej strat", sala zamiera. I trudno określić źródło tego fenomenu. Na pewno nie przesądzają o nim umiejętności wokalne ani sama piosenka, świetnie zresztą napisana. To coś więcej - jakiś nieuchwytny zestaw cech, składający się na charyzmę, którą aktor bez wątpienia posiada. Niestety, pod tym względem Marcin Gaweł, grający gościnnie Beni Krzyka, nie może się z Kuźniarem mierzyć. W Odessie, jak wszędzie, król może być tylko jeden. W tym przypadku jest nim bez wątpienia Froim Gracz.

Królowa jest także jedna. Jeśli chodzi o młodych aktorów, na pierwszy plan wybija się zdecydowanie Marta Malikowska jako zadziorna Łubka Kozak, którą dosłownie rozsadza energia. Aktorka w dodatku znakomicie śpiewa i wszystkich piosenek w jej wykonaniu, z przepojonym żalem zwierzeniem dojrzałej kobiety zmęczonej oczekiwaniem na Benię Krzyka na czele, słucha się z przyjemnością. Błyszczą też Anna Błaut i Jolanta Solarz, zwłaszcza w kabaretowej scenie wesela, kiedy pierwsza z nich gra zaborczą pannę młodą, a druga usiłującego salwować się ucieczką pana młodego.

Problem w tym, że choć z całego spektakłu można wyłowić kilka podobnych perełek, to nie tworzą one spójnej, wciągającej opowieści. Największą słabością tej historii o świetności i upadku króla żydowskich gangsterów, rozgrywającej się na początku ubiegłego wieku, są łączące poszczególne epizody sceny dramatyczne, nijakie i kompletnie pozbawione napięcia - być może spektakl udałoby się uratować, gdyby składał się wyłącznie z piosenek, w większości zresztą całkiem nieźle napisanych i skomponowanych. W nich bowiem udaje się to, co nie wyszło w inscenizacji - połączenie nostalgii ze współczesnym rockowym pazurem. I nie tylko - to w odeskich songach zdarza się sięgnąć pod powierzchnię tej awanturniczej historii. Zestawić bandyckie przygody Beni Krzyka ijego kompanów z dramatem historii, rewolucją, która pochłania cały ten barwny świat. A właśnie za jej sprawą upadek króla żydowskich gangsterów zyskuje dodatkowy tragiczny wymiar.

Łukasz Czuj, dla którego jest to kolejna teatralna wyprawa do Rosji, tym razemjednak nie odkrywa przed widzami niczego, co by wykraczało poza stereotyp. Pod tym względem "Dawno temu w Odessie" dzielą od prozy Babla, na której został częściowo oparty, lata świetlne. Nie ma tu żadnej magii, którą zastąpił zestaw wytartych klisz. Na hasło "Odessa" uruchamia się ciąg dość oczywistych skojarzeń i realizatorzy właściwie poza ich krąg nie wychodzą. Zgodnie znimi np. orkiestra (świetnie zresztą grająca) będzie więc nosić koszulki w obowiązkowe paski. A zamiast pełnowymiarowych postaci mamy gabinet figur woskowych, przedstawiających - poza Łubką i Froimem - kolekcję dość oczywistych typów ludzkich.

Kompletną pomyłką jest zamykająca spektakl scena, kiedy z dawnej Odessy przenosimy się do współczesnego świata, gdzie odeską synagogę zamieniono w nocny klub, w którym ogłuszająco dudni techno. I choć młodzi aktorzy w tej konwencji czują się wyraźnie pewniej i swobodniej, to sens tej groteskowo przerysowanej sceny zawiera w sobie nadmierne, tracące fałszem uproszczenie.

Gdzie tym współczesnym gangsterom do bandy Beni Krzyka? - zdaje się pytać reżyser, zderzając romantyczny świat dawnych odeskich bandytów z jego współczesnym rewersem, w którym jak w krzywym zwierciadle odbijają się spotworniałe mordy naćpanych, tępych i pełnych agresji bandziorów. Takie zestawienie niesie ze sobą ogromne ryzyko pójścia na łatwiznę i pojawienia się nieuchronnych pytań. Bo czy pociągając za spust pistoletu lekko i z finezją, nie osiągamy takiego samego efektu, jak gdy naciśniemy go mocno i brutalnie? Być może odpowiedź nie byłaby tak oczywista, gdyby twórcom spektaklu udało się widzów skuteczniej nostalgią za dawną Odessą zarazić. Ja zamiast takiej "prawdziwej historii króla żydowskich gangsterów" zdecydowanie wolę jej literacką wersję.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji