Artykuły

Historia brzydoty

"Apokalipsa. Skrócona wersja maszerowania" Agaty Dudy-Gracz w reż. Agaty Dudy-Gracz w Teatrze im. Jaracza w Łodzi. Pisze Piotr Grzymisławski, juror 18. edycji Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.

Agata Duda-Gracz w "Apokalipsie. Skróconej historii maszerowania", odwróciła porządek, postawiła historię dziejów na głowie. Co więcej, uśmierciła perspektywę eschatologiczną. Wyrazem tego jest świetna scena pogrzebu, kiedy to trzy córki (Milena Lisiecka, Iwona Dróżdż-Rybińska, Izabela Noszczyk) opłakują zmarłą matkę nad grobem. Są podwieszone nad ziejącym w podłodze scenicznej dołem. Kiedy pocieszają się, mówiąc o ponownym spotkaniu ze zmarłą po śmierci, jedna z żałobnic wskazuje palcem w dół. Jest to obraz sugestywny, pozostający w pamięci na długo i nadający przedstawionemu światu perspektywę wertykalną, choć skierowaną w nieoczekiwaną stronę.

W skróconej historii dziejów człowieka, od stworzenia po zagładę rodzaju ludzkiego, reżyserka zamieniła kanoniczną i proroczą wizję końca dziejów zawartą w Apokalipsie św. Jana - w której Dobro ostatecznie triumfuje nad Złem - na apokryficzną, alternatywną historię stworzenia człowieka przez szatana, zaczerpniętą z "Zapytań Jana Apostoła i Ewangelisty na uczcie tajemniczej Królestwa niebiańskiego o porządku tego świata, o księciu tego świata i o Adamie". Mocne słowa i brutalne założenia, wymagające sugestywnych środków wyrazu i spójnej, konsekwentnej wizji, aby móc ją pokazać w ramach scenicznej realizacji.

"Apokalipsa" jest zrealizowana w bardzo plastyczny sposób. Reżyserka tworzy domkniętą wizję świata, silnie akcentującą malarski sposób przedstawiania. W konsekwencji jest to forma, która narzuca odbiór w perspektywie estetycznej. Historycy często używają metafory dramatu aby opisać sens i wewnętrzną jedność procesów dziejowych. Kiedy historię traktuje się jak dramat, to postrzega się ją w perspektywie teleologicznej, nadającej nadrzędny sens chaosowi wydarzeń. Duda-Gracz świadomie czerpie z tej teleologicznej właściwości dramatu, objaśniając dzieje człowieka ufundowane na grzechu i tworząc tym samym nowy paradygmat oparty na brzydocie. Historia ludzkości w tym ujęciu to historia brzydoty, która koresponduje z heglowskim pojęciem dramatu jako formy zwiastującej koniec sztuki. W przeciwieństwie do Arystotelesa postrzega on bowiem dramat jako formę piękna w porażce ambicji pojednania. W spektaklu odczuwalne jest utracone piękno, którego obrazem jest upadły anioł. Nadrzędnym sensem porządkującym świat jest nieczyste pożądanie, na którym zostało ufundowane stworzenie człowieka.

Apokaliptyczna wizja stanowi ramę dla ukazania różnych typów relacji ludzkich. Spektakl skomponowany jest z niezależnych scen rodzajowych pomiędzy ludźmi związanymi ze sobą uczuciowo. Mamy tu relację między kobietą a mężczyzną (studium wzajemnej nienawiści i obcości), parą gejów (którzy spierają się o to, czy chcą adoptować dziecko, przecząc sobie wzajemnie, nie znajdując wspólnej płaszczyzny porozumienia), matką i synem, (który wykonując dla niej taniec miłości, pragnie równocześnie jej śmierci). Wszystkie sceny są pokazane w poetyce wzajemnego uśmiercania. Jest to studium przemocy emocjonalnej i fizycznej, jakiej dokonujemy na bliskich nam ludziach. Historii w spektaklu jest wiele, co przeszkadza w zagłębieniu się w poszczególne wątki, ale nie może być to zarzut, ponieważ jest to wizja apokalipsy, swoistego tygla, w którym zawierają się wszyscy bez wyjątku. Wątki scalone są postacią diabła (w tej roli wymowny Cezary Studniak) pełniącego rolę Koryfeusza w opowieści.

Skoro jest to świat ufundowany na grzechu, to wszelkie postaci są przedstawione jako zdeformowani wykolejeńcy, niezdolni do osiągnięcia szczęścia w relacji z drugim człowiekiem. Są to postaci wyraziste i tandetne. Scenografia i kostiumy w spektaklu oscylują na granicy kiczu, który rozumiem w kontekście spektaklu jako plastyczny wyraz odtrąconego piękna. Ich historie są zaledwie emblematami, a zatem próżno szukać w tym spektaklu konsekwentnie prowadzonej akcji dramatycznej, czy śledzić rozwój postaci. Właściwie oglądamy kolejne przeplatające się sytuacje, jak skończone obrazy, w których emocje postaci zastygły w niemym wyrazie, zakleszczyły się wzajemnie bez możliwości rozwiązania czy ucieczki. Publiczność ogląda spektakl z ławek, przypominających ławy kościelne z klęcznikami, wśród ścian z powyklejanymi wycinkami z gazet. Scenografia i układ widowni przypominają przestrzeń sądową, w której odbywa się nad nami sąd ostateczny, ale też trochę przestrzeń kościelną, w której odprawiana jest msza oparta na niekanonicznej wizji stworzenia. Całość koresponduje z apokryficzną wizją dziejów stworzenia i upadku ludzkiego ducha. Drażni jedynie tekst, który często popada w banał, bądź pretensjonalność. Jednak nie osłabia to wyrazu spektaklu, który jest mimo wszystko opowiedziany na tyle sugestywnie, żeby odebrać go jako przejmującą wizję niemożności wzajemnego spełnienia.

Zaskakujący jest fakt, że mówiąc o człowieku w perspektywie chrześcijańskich wartości, reżyserce udaje się pokazać wizję ludzkości bez krztyny sentymentalizmu. Otrzymujemy obraz świata zawierający pesymistyczną wizję relacji ludzkich bez jakiejkolwiek nadziei na zbawienie, przedstawiony z chirurgiczną precyzją i poetycko spójny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji